Rozdział 3

305 22 6
                                    

Lexa Pov.

Na zegarze wybiła godzina 16, co dla mnie oznaczało koniec pracy na dziś. W końcu piątek. Moja ulubiona część tygodnia. Cały dzień niestety nie mogłam się skupić, gdyż po mojej głowie ciągle krzątała się pewna blondynka. Jej cudowny śmiech na okrągło rozbrzmiewał mi w uszach. To również wiązało się niestety z tym, że pamiętałam o głupotach jakie przy niej wygadywałam. Dalej na samą myśl robię się czerwona. Ale z drugiej strony co ja się przejmuje. Na pewno już dawno o mnie zapomniała i założę się, że nigdy więcej już jej nie spotkam. Los Angeles jest wielkim miastem. A jej "do zobaczenia" pewnie było jakąś formą grzeczności. Dziwne, bo na samą myśl o tym, że już nigdy jej nie zobaczę poczułam nieprzyjemny ucisk w sercu. Moje rozmyślania przerwał klakson samochodu za moimi plecami. Już zielone a ja dalej stoję jak idiotka, myśląca o niebieskich migdałach. Dosłownie niebieskich. Ach Lexa, skup się bo kogoś potrącisz. Boże i po co ja do siebie gadam, żenujące.

W drodze do domu oczywiście wstąpiłam do Yankee Candle bo mieli przeceny. Nigdy nie mogę się oprzeć gdy przejeżdżam obok tego sklepu. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i wyjęłam mój nowy zakup z papierowej torby. Podniosłam zapalniczkę leżącą na stoliku i zapaliłam knot. Od razu cudowny zapach karmelu i wanilii uniósł się w powietrzu. Mmmh przez te zapachy aż robię się głodna. Wyciągnęłam z lodówki obiad z wczoraj i odgrzałam. Podczas jedzenia obmyślałam plan na dzisiejszy wieczór aż usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Jeden SMS.
Anya: Hejka Lexi, masz wolny wieczór? Mam ochotę na parę szotów w Twoim towarzystwie.
Hmm brzmi przekonywująco.
Lexa: Bardzo chętnie. Mogę po Ciebie wpaść tak za 2 godzinki? Mam coś jeszcze do załatwienia.
Odpisałam i czekałam z niecierpliwoscią na odpowiedź.
Anya: Spoko, to do potem.
Anya to w sumie jedyna moja bliska przyjaciółka. Znamy się od paru dobrych lat. Jako jedyna zna prawdziwą mnie. Jest córką jednego z gangsterów z Trikru. Podczas gdy nasi rodzice załatwiali swoje sprawy my siedziałyśmy same w domu i bawiłyśmy się w wojnę i trenowałyśmy sztuki walki. Oczywiście zawsze kończyło się to płaczem jednej z nas. Na szczęście nigdy nie chowałyśmy do siebie o to urazy.

Włożyłam na siebie ciemne rurki, białą podziurawioną koszulkę (oczywiście specialnie) oraz czarną skórzaną kurtkę z dużą ilością przypinek moich ulubionych zespołów. Złapałam za kluczyki i wsiadłam do auta. Może i powinnam zamówić ubera na imprezę, ale muszę jeszcze podjechać do Polis, głównej siedziby Trikru po kolejne zlecenie. Tytus zawsze się irytuje gdy za bardzo z tym zwlekam. Zatrzymałam się przy wielkim magazynie starej fabryki i zaparkowałam przy wielkich metalowych wrotach. Podeszłam bliżej i zapukałam trzy razy. Drzwi otworzyły się a za nimi ukazał mi się zgiełk i rechoty umięśnionych mężczyzn pokrytych tatuażami. Grali właśnie w pokera stąd ten hałas. Ych nienawidzę tego. Przeszłam przez główną salę witając się z niektórymi z nich aż doszłam do dużych czarnych drzwi. Zapukałam i weszłam do środka. Wysoki łysy mężczyzna z blizną wzdłuż twarzy, siedział na krześle z nogami na biurku.
- Oho kto tu do nas zawitał. - Uśmiechnął się parszywie Tytus.
Jakbym mu przywaliła w te poharataną buzię to ten uśmieszek momentalnie by zbladł.
- Do rzeczy Tytus. Co dla mnie masz? - Spytałam zniecierpliwiona krzyżując ramiona.
Mężczyzna sięgnął do szuflady, wyciągnął teczkę i rzucił ją na biurko. Podniosłam ją i otworzyłam.
Cel: Juan Mendoza
Informacje: Prezes firmy farmaceutycznej "Farmacol".
Adres: Mayfield Ave 54
Na zdjęciu widniał otyły mężczyzna w garniturze z lekką łysiną na środku głowy. Hmm pewnie odmówił współpracy przy narkotykach. Czy oni się jeszcze nie nauczyli, że odmawiając skazują się na śmierć. Dziś będzie miał szansę się przekonać.
- Dzięki Tytus, załatwię to. - Odparłam bez żadnych emocji.
Mężczyzna uśmiechnął się i rzucił mi do rąk lekko pogrubioną kopertę.
- Trzymaj mały napiwek. Reszta idzie dla mnie. - Tym razem odparł poważnym tonem.
- Napisz jak będziesz miał coś nowego. - Rzuciłam na pożegnanie i wyszłam z pomieszczenia. Wsiadłam do auta i pojechałam pod wyznaczony adres. Została mi godzina, bez problemu się uwinę. Zaparkowałam na pobliskiej ulicy i podeszłam do bagażnika. Ubrałam czarną bluzę i nałożyłam kaptur. Nie mam dziś ochoty ubrudzić koszulki. Otworzyłam torbę leżącą obok i wyciągnełam pasek na którym wisiały trzy noże do rzucania oraz nóż taktyczny. Założyłam go na siebie i poszłam w stronę białej oświetlonej willi. Nie lubie broni palnej, robi tyle hałasu i nie potrzeba do niej dużo ruchu, to nudne. Stare metody są o wiele bardziej ekscytujące.

Podwójna tożsamość | Clexa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz