Więzienie

3.8K 200 650
                                    




* Harry *

Tata podbiegł do kanapy, uderzając Lou w twarz. Nawet nie przejął się tym, że siedziałem na kolanach szatyna. Odsunął się i zaczął krzyczeć.

- Ty pojebany pedofilu, jesteś kurwa gwałcicielem! Wpierdolę Cię do pierdla!!  - krzyczał patrząc teraz na mnie. - A ty nie jesteś już moim synem, pierdolona mała dziwka! Puściłeś się!! Nie chcę Cię widzieć w tym domu! - Jego dłoń zderzyła się z moim policzkiem. W moich oczach pojawiły się łzy. A policzek niemiłosiernie piekł.

Nim się obejrzałem, siedziałem na kanapie a Lou leżał z tatą na podłodze okładając go pięściami.

- Jak kurwa śmiałeś, Go uderzyć! Jak w ogóle mogłeś wypowiedzieć te słowa!!!! - musiałem jakoś zareagować, wstałem najszybciej jak to było w moim stanie możliwe. I ruszyłem w stronę dwójki mężczyzn.

- Lou, kochanie proszę przestań - położyłem dłoń na ramieniu szatyna próbując go odciągnąć, ale to nic nie dało. Przytuliłem się do jego pleców mocno obejmując.  - Lou...proszę... dla mnie, dla dzieci, zostaw Go. - i to zadziałało szatyn zszedł z taty, obracając się do mnie i przytulając. Ujął w dłoń zaczerwieniony policzek, składając na nim całusa i gładząc go lekko.

- Cii nie możesz się denerwować - gładził moje plecy całując w włosy.

- Te zakochańce dzwonimy po karetkę - spojrzeliśmy na babcie, która od chuja się tu znalazła. Jak? Gdzie? Kiedy? Co ona jakiś ninja? Spojrzeliśmy na mamę, która była blada jak ściana. Podbiegłem do niej, otaczając ją ramionami. Kątem oka widziałem jak Louis dzwoni po karetkę.

****

- Przeszła ciężki szok, postarajcie się aby nie była zdenerwowana. I przez dwa dni ma leżeć w łożku i odpoczywać. - powiedział lekarz, odchodząc od łóżka na,  którym leżała mama. Spała całe szczęście po podaniu przez doktora leków uspokajających.

Siedziałem w jej nocach, a za mną Louis gładząc moje plecy. Tata był na dole w salonie, z Gemmą, która wróciła. Babcia Jay poszła odprowadzić do drzwi doktorka.

- Harry - wszeptała mama. Łapiąc mnie za rękę.

- Tak, mamuś? - przesunąłem się, bliżej.

- Czy ty wiesz co zrobiliście? - mama, wyciągła drugą rękę, do szatyna. Louis ukucnął obok łóżka blisko moich kolan. - Louis mam ochotę uciąć Ci kutasa. - szatyn zaśmiał się.

- Wiem, siostro. - mama widać nie była jakoś mega zła posłała nam uśmiech.

- Kochacie się chociaż? - spytała, spojrzałem na Louisa a on na mnie.

- Tak - powiedzieliśmy w tym samym momencie, a Louis złapał za moją dłoń całując jej wierzch.
Kobieta uśmiechnęła się spojrzała na brzuch dotykając go.

- Chłopiec czy dziewczynka? - spytała zagryzłem wargę patrząc na Lou.

- Tylko spojonej, siostra - mama kiwnęła głową. Szatyn wziął wdech. - Trzy dziewczynki i chłopczyk. - Mama zrobiła wielkie oczy, zaczynając się śmiać na głos.
Byłem szczerze zdziwiony jej reakcją.

- Mamo? - kobieta uspokoiła oddech.

- Twoja pra babcia miała czworaczki. Zastanawiałam się na kogo padnie tym razem. - spojrzała na Lou - Wiesz brat, jak by to skwitował nasz dziadek? Ty masz jakąś kurwa super spermę czy co? - i znów mama buchnęła śmiechem a my razem z nią. Może jednak będzie lepiej?

* Louis*

Zmierzałem do swojego pokoju kiedy na korytarzu minąłem się ze wściekłym szwagrem. Patrzył na mnie jakby chciał mnie zamordować.

- Wpierdole Cie kicia Louis, zapłacisz za to co zrobiłeś mojemu synowi. - powiedział ze wściekłością w głosie.

- Wyobraź sobie, że Twój syn sam tego chciał. Do niczego go kurwa nie zmuszałem. - odparłem czując narastającą we mnie złość.

- On ma kurwa 17 lat, jak Ty to sobie wyobrażasz? Jeszcze kazirodztwo. Zginiesz kurwa za kratami, obiecuje Ci to. - wykrzyczał mi prosto w twarz.

Już miałem coś powiedzieć kiedy na korytarzu ni stąd ni zowąd pojawiła się moja mama. Kobieta stanęła między nami patrząc na naszą dwójkę z politowaniem.

- Wiesz co Desmond, myślałam, że jesteś lepszym człowiekiem. Pamiętam w kim zakochała się moja córka i uwierz mi też nie akceptowałam waszego związku na początku, ale potem jakoś się do Ciebie przekonałam. - powiedziała spokojnie.

- Co ma mama na myśli? - zapytał zdezorientowany mężczyzna.

- Chodźcie ze mną na dół. Czeka nas niemała rozmowa. A tylko któryś mi łapy wyciągnie do siebie to poucinam a Jason mi pomoże. - oznajmiła mama kierując się w stronę schodów.

Ja i Des podążyliśmy za nią. Chyba obaj wiedzieliśmy jaka jest moja mama i że jej łatwo się nie odmówi.

Usiedliśmy na fotelach naprzeciwko mojej mamy. Nie wiedziałem czego się po niej spodziewać i szczerze trochę się bałem.

- Louis, Desmond. - zwróciła się do nas pełnymi imionami.

Już wiem, że to będzie poważna rozmowa. Przełknąłem tylko ślinę dalej spoglądając na moją mamę. Ta uśmiechnęła się lekko biorąc wdech.

- Coś się stało mamo? - zapytał mój szwagier.

- A stało się Des i to dużo. - odparła ze stoickim spokojem.

- Czy to coś z malenstwiem? - zapytałem i puknąłem się mentalnie w czoło, Des o niczym nie wiedział.

- Jakie dziecko? Co? - zapytał wyraźnie zszokowany mężczyzna.

- O tym później. Teraz są ważniejsze tematy do rozmowy. - powiedziała Jay.

Starszy Styles od razu zmienił wyraz twarzy oczekując, że jego teściowa wyjaśni mu to wszystko.

- Nie wiem jak bardzo musiał zajść Ci za skórę mój kochany syn, ale nie pozwolę żebyś oskarżał go o takie rzeczy. Nie wiem czy pamiętasz Desmondzie, ale zawsze powtarzałam Tobie i mojej córce, że miłość nie wybiera. Jak ludzie mają się w sobie zakochać i być razem to tak będzie.

- Ale mamo. - przerwał jej.

- Ja wiem, że to może być dla Ciebie szok. Dla mnie też był, musiałam dać sobie trochę czasu i to przemyśleć aż koniec końców zaakceptowałam to i cieszę się szczęściem mojego wnuka i syna. - powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.

- Dobrze Jay, postaram się to jakoś poukładać, ale nie obiecuje, że to zaakceptuje. - odparł mężczyzna patrząc na mnie wymownie.

Skarciłem go tylko spojrzeniem wstając z fotela i całując mamę w czoło na odchodne. Za dużo się dzisiaj działo i chciałem poprostu od tego odpocząć.

####

Ciekawe jak to się potoczy. 

My uncle ✔︎ || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz