𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł ó𝓼𝓶𝔂

224 11 23
                                    

Aria POV.

    Nie mam pojęcia ile minęło, piętnaście minut, pół godziny, albo jedna cholernie dłóżąca się minuta. Kompletnie straciłam poczucie czasu siedząc, na tym przelętym krześle. Czułam, że to czekanie na jaką kolwiek pomoc coraz bardziej mnie wykańcza.  Ale po chwili usłyszałam czyjeś kroki i jednak ktoś tam na górze słyszał moją próbę o pomoc, lub to Lucy wróciła i tak naprawdę moje błagania słyszą jedynie ci z dołu.

    -Aria. - szybko do mnie podszedł najpierw mnie rozwiązując, a później kucając przed mną, na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech, który nie był widoczny przez taśme, którą miałam na ustach. Odragnął, włosy z mojej twarzy i jak najdelikatniej zdjął z moich ust taśme. Na początku nawet wyglądał na szczęśliwego, że mnie widzi, ale po chwili spojrzał na moje ubrania, które w większości były brudne od już zaschniętej i tej świerzszej krwi. -O mój boże...- powiedział, widziałam w jego oczach łzy.

    -Five, jest okej. Naprawdę. - powiedziałam, z uśmiechem, kładąc dłoń na jego policzku.

   -Nie, nie jest, okej. - powiedział. -musimy to jakoś zatamować i zabrać cię do szpitala. - zaczął mówić zdenerwowany, a swoje trzęsące się dłonie położył na moim brzuchu starając się zatamować krwawienie.

    -Five. -zaczęłam spokojnie, ale on totalnie mnie nie słuchał i dalej coś gadał, ale kompletnie nie dało się tego, zrozumieć. -Five!- powiedziałam o wiele głośniej, spojrzał na mnie, a po jego twarzy spływały łzy. -Jest okej. - powtórzyłam, łapiąc jego twarz, wycierając mu łzy z twarzy. - Cieszę się, że tu jesteś. -dodałam po chwili, składając lekki pocałunek na jego ustach.

    -Nie możesz odejść...nie teraz. J-ja potrzebuje cię. - powiedział, patrząc mi w oczy. Serce mi pękało widząc jego łzy. -Nie dam sobie rady bez ciebie. - powiedział, a jego głos się załamał.

    -Five, dasz sobie radę. -powiedziałam czując jak do moich ust napływa, ciecz o metalicznym posmaku. - Dziękuje. - powiedziałam z uśmiechem. -dziękuję, że przy mnie byłeś.

    -Przestań się ze mną żegnać.

    -Skarbie, spójrzmy prawdzie w oczy...ja...umieram i tego nic już nie zmieni, więc pozostaje mi cieszenie się ostatnimi chwilami z tobą. -powiedziałam, czując jak robi mi się coraz słabiej. -A teraz mam jedynie ochotę pójść spać. - dodałam, przymykając oczy. -Tylko się zdrzemnę.- dodałam spokojnie, widząc jak miał już zacząć protestować.

     Zamknęłam oczy. Jeszcze przez chwile słyszałam jego głos, ale niedługo po tym wszystko ucichło. Umarłam.

przeszłość powraca || The Umbrella AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz