Lustrzane odbicia dusz

171 21 4
                                    

Nie HuaiSang pod osłoną nocy wybrał się do wioski Mo w celu, o który nikt by go nie podejrzewał. Lata żałoby po zamordowanym przez zaufaną mu osobę bracie minęły mu na przygotowaniu zemsty za ból swój oraz jego ludu. Szukał ostatniego elementu układanki, będąc zdeterminowanym jak nigdy wcześniej, a jednocześnie czując się, jakby to on był w tej historii tym złym.

Dom, w którym mieszkał Mo XuanYu po wygnaniu z sekty Lanling Jin był w opłakanym stanie, przez co lider sekty Qinghe Nie naraz poczuł żal wobec tej pokrzywdzonej osoby, której miał być ostatnim gwoździem do trumny. Szalony demoniczny kultywator, będący zbyt słabym, aby podążać właściwą dla reszty świata ścieżką, obrał niebezpieczną drogę udeptaną przez zmarłego Patriarchę Yiling, co tylko pociągnęło go dalej w stronę szaleństwa.

Wszedł do środka małego, drewnianego budynku, obok którego przywiązano osła, mając nadzieję, że sufit nie zawali mu się nagle na głowę. Przeszedł przez porozrzucane po całej podłodze przedmioty, na progu zauważając pokreślone koślawo talizmany, mające tworzyć barierę dla nieproszonych gości. Możliwe, że była to jedna z nielicznych rzeczy, które zapamiętał jako gościnny uczeń w Wierzy Koi, jednak brakowało mu umiejętności, aby przyniosły one zamierzony efekt.

W najciemniejszym rogu pomieszczenia ujrzał wreszcie kontur śpiącej na posłaniu postaci, której klatka piersiowa poruszała się miarowym tempem. Podszedł do niej ostrożnie, wyciągając z rękawa świecący talizman, by przyjrzeć się mężczyźnie, jednocześnie nie budząc go.

Ciepła poświata ukazała wykrzywioną w grymasie bólu twarz, jakby nawet we śnie nie opuszczały go koszmary dnia codziennego. Miał poobijaną twarz, którą dodatkowo szpecił rozmazany makijaż. Na bladej, pozbawionej zdrowego koloru skórze zważony puder ryżowy ledwo przysłaniał fioletowo-zielone, powoli gojące się siniaki pod lewym okiem i na szczęce. Smuga czerwonej szminki tworzyła ślad ciągnący się przez prawie cały policzek, choć równie dobrze mogła to być świeża krew ze zdartego strupa na dolnej wardze. To wszystko składało się na żałosny wygląd najbardziej dręczonego mieszkańca wioski Mo, który dopełniało brudne od krwi i ziemi, poszarpane ubranie.

W tamtym momencie odetchnął, a ciężar tego, co miał zrobić, nieco zelżał z jego spiętych ramion.

"Może rzeczywiście jego życie nie jest już nic warte," pomyślał. "Może przynoszę mu w darze najlepsze zakończenie, jakie mogło mu przypaść?"
Trzęsącą się dłonią dotknął ramienia śpiącego i lekko nim potrząsnął, aby wybudzić go z głębokiego snu.

Mo XuanYu pogodził się z tym, że był dla wszystkich nic niewartym śmieciem, jednym z wielu bękartów rozwiązłego Jin GuangShana, który przynosił jedynie wstyd najbliższej rodzinie. Starał się nie myśleć o bólu, jaki czuł przy każdej wizycie rozpieszczonego kuzyna, złości, że tamten zabierał jego najcenniejsze przedmioty. Tworzył błędne talizmany ochronne, które nigdy mu nie pomogły i wybrał najgorszy z możliwych sposobów kultywacji, gdyż tylko na ten było go stać.

Toksyczne środowisko sprawiło, że postradał rozum, choć mógł pomimo braku wrodzonego talentu wciąż prowadzić normalne życie, zostając przy przyziemnych sprawach. Do tego obdarzył uczuciem własnego brata, będącego jedyną osobą, która traktowała go jak człowieka, przez co, jako obrzydliwemu obcinaczowi rękawów, zamknęły się przed nim jedyne drzwi, w których paliło się drobne światełko nadziei na lepsze życie. Naprawdę był godny pożałowania, przegranym w społecznej hierarchii, po którego śmierci już nikt nigdy nie wspomni jego imienia, a na pewno nie w pozytywnym sensie.

Mimo przyzwyczajenia do spotykanego go okrucieństwa, skulił się, czując czyiś dotyk. Dla niego zawsze zwiastował on kolejne rany, nie tylko na ciele, lecz także na duszy. Może ona rozpłynęła się już i została tylko poruszająca się, pusta w środku skorupa?

Lustrzane odbicia dusz / Nie HuaiSang x Mo XuanYuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz