1. Gorszy dzień

1.5K 70 11
                                    

Pogoda na ten dzień zapowiadała się piękna. Na niebie nie było żadnych chmur. Wiatr był ciepły i spokojny, a temperatura przyzwoita jak na późną jesień. Jednak nie tylko słońce obudziło Hinatę Shouyou. Był to ból, który już od miesiąca towarzyszył mu każdego poranka. Zaspany chłopak otworzył oczy. Jak co dzień leżał w pozycji embrionalnej, dzięki której mniej bolało w nocy. Przetarł oczy i ziewnął przeciągle. Przynajmniej w domu starał się zaoszczędzić trochę energii, by w szkole nie pokazywać swojego złego stanu kolegom z drużyny i nauczycielom. A czuł się na prawdę źle. Kości i mięśnie bolały go niemiłosiernie. Czuł rwący ból. Dlatego też zaczął potajemnie zażywać mocne leki przeciwbólowe.

Spojrzał na zegarek. Była 6:50. Nie było już czasu na nic, dlatego zapominając o porannej rutynie przebrał się i natychmiast ruszył do szkoły żeby zdążyć na trening. Obiecał Tobio, że będzie wcześniej żeby poćwiczyć z nim nowy atak.

Nie zważając na ból ruszył na rowerze w kierunku domu Kageyamy, gdzie się umówili.

- Cześć krewetko! - zawołał czarnowłosy.

- Nie nazywaj mnie tak Królu! - krzyknął odgryzając się. 

Tobio zmarszczył brwi słysząc stare przezwisko. Nie podobało mu się to, że Hinata go tak nazwał. W końcu byli kimś więcej niż przyjaciółmi. Sam nie wiedział jak określić relację z Shouyou. Lubił go. Kochał grać z nim w siatkówkę. To z nim uwielbiał spędzać czas. Gdy był przy nim nikt inny się nie liczył, a mimo to wciąż nie umiał nazwać uczucia jakim go darzył, a może po prostu bał się odrzucenia.

- Chodźmy, bo chcę poćwiczyć zanim reszta przyjdzie.

Hinata skinął głową i zaciskając zęby wsiadł na rower i pedałował tak szybko jak tylko potrafił. Kageyama natomiast biegł tuż obok.

- Co się dzieje Shouyou? Jedziesz dzisiaj jakoś wolniej... 

- Wszystko gra, po prostu oszczędzam energię na grę - skłamał patrząc się uparcie przed siebie. Nie mógł mu powiedzieć o tych bólach. Gdyby się dowiedział mógłby powiedzieć kapitanowi, on trenerowi, a trener rodzicom. Oni nie byliby już tacy dobrzy. Kazaliby mu porzucić siatkówkę raz na zawsze, a tego by nie przeżył. W końcu ten sport był dla niego wszystkim. To dzięki siatkówce poznał Kageyamę, to dzięki wspólnej grze zakochał się w nim po uszy. Nie mógł teraz tego stracić.

- Na pewno wszystko jest w porządku? Blado wyglądasz.

- Daj spokój, po prostu mam gorszy dzień. Każdemu się zdarzają! Nawet mi. - Nie był sobą. Nie potrafił udawać, że wszystko jest ok.

Tego się po Hinacie nie spodziewał. On i gorszy dzień? Przecież to prawie nie możliwe.

Postanowił więc uważnie mu się przyglądać podczas treningu. Nie mógł w końcu pozwolić aby krewetce stało się coś przed turniejem wiosennym.

- Powiedz mi, czy ty przypadkiem nie urosłeś? - zapytał zwracając w pewnym momencie uwagę, że gdy siedzi na rowerze jest wyższy niż pół miesiąca temu.

- Nie wiem Kageyama. Ale chciałbym! - uśmiechnął się. - No i jesteśmy! Mam nadzieję, że masz ze sobą klucz.

Czarnowłosy z zawadiackim uśmiechem na twarzy wyjął z kieszeni wspomniany przedmiot i pomachał nim Hinacie przed oczami.

- Nie inaczej.

- No to na co jeszcze czekamy? Chodźmy!

__________________________

Ależ dawno mnie nie było! Kurczę, pisałam to opowiadanie (które łącznie będzie liczyć 12 rozdziałów) dobre kilka miesięcy, a zabierałam się za to jeszcze dłużej!

Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ponieważ w piątek jadę nad morze i nie będzie mnie do końca pierwszego tygodnia września. Jednak na pewno się pojawi, to mogę obiecać, ponieważ wszystkie są już napisane i czekają na opublikowanie.

Trochę wyszłam z wprawy jeśli chodzi o pisanie, ale mam nadzieję, że nie wyszło mi to tragicznie. :D 

Pozdrawiam serdecznie! <3 

Niepokonany kruk |Kagehina| [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz