3. Ból

857 48 12
                                    


Nikt nie spodziewałby się, że podczas trwania tak pięknego dnia mogłoby pójść coś nie tak. Zwłaszcza drużyna z Karasuno, która właśnie odbywała trening przed Turniejem Wiosennym. Trener widział w swoich krukach wielki potencjał, który z dnia na dzień był coraz większy. Kageyama zaczął mimo idealnego skupienia dobrze się bawić podczas gry, a Hinata na reszcie zaczął myśleć o tym co robi, przez co jego gra wyglądała na prawdę niesamowicie.

- Młody ma jednak talent... To nie jest zasługa tylko i wyłącznie ciężkiej pracy - stwierdził Ukai, gdy po raz kolejny Shouyou uratował swoją drużynę z opresji. Jego ruchy były przemyślane, precyzyjne. - Nowy Hinata... To mi się na prawdę podoba!

Po pół godzinie jednak zaczęło się dziać coś niedobrego. Najniższy zawodnik skulił się nagle, a na twarzy miał wypisany ból. Często mu się to zdarzało po treningach, ale nigdy nie przy trenerze i przyjaciołach. Zawsze cierpiał sam i nikt o tym nie wiedział. Nie chciał. Musiał zachować tą tajemnicę. Nie mógł pozwolić, by rodzice dowiedzieli się o nawrocie bólów. Gdyby się dowiedzieli... musiałby wyjechać do Tokio, a na to nie mógł pozwolić. Nie teraz, gdy zostało tylko kilka miesięcy do turnieju.

- Hinata! Co się stało? Hej! Powiedz coś!

- Zapomniałem wziąć leków, przepraszam, zaraz minie...

- Przypilnujcie go ja idę zadzwonić po jego rodziców.

- Nie! Nie może pan! Ze mną jest na prawdę w porządku! To tylko ból brzucha! Zaraz przejdzie! Au... Oni nie mogą się dowiedzieć! Inaczej zabronią mi grać!

Trener jednak nie słuchał. Widział ból w oczach dzieciaka, ale musiał to zrobić. Dla niego. Wiedział, że jeśli zignoruje objawy, to Hinata być może nigdy nie będzie mógł grać w siatkówkę.

- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale pomyśl, jeśli stanie ci się coś poważnego podczas Turnieju Wiosennego i już nigdy nie staniesz przed siatką, to co będą czuć twoi przyjaciele z drużyny? Pomyślałeś o tym?

Rudowłosy chłopak spuścił głowę i zacisnął szczęki.

Chwilę później na miejscu zjawili się rodzice Hianty.

- Shouyou... jesteś taki nieodpowiedzialny! Jak mogłeś nam nie powiedzieć! - ojciec nie powstrzymywał się.

- Wiesz słoneczko, że będziemy musieli pojechać na leczenie... Pożegnaj się z drużyną - mama Hinaty pogłaskała płaczącego syna po głowie. Wiedziała, że bardzo boli go to, że musi opuścić Karasuno w tak ważnym momencie. Musiał jednak to zrobić, dla dobra wszystkich. Siebie i kruków.

Drużyna słysząc te słowa z ust mamy ich przyjaciela oniemiała. Nie mieli pojęcia, że coś już wcześniej było z nim nie tak.

- Nie powiem tego... nie zrobię im tego!

- Opanuj się młody człowieku! Ja im to powiem jak ty nie chcesz!

- Spokojnie kochanie.. - rudowłosa kobieta na marne próbowała uspokoić męża.

- Nie skarbie, tak nie może być. Słuchajcie, wiem, że to może być dla was trudne, ale Shouyou nie będzie mógł z wami dłużej grać w siatkówkę. Jutro wyprowadzamy się. To wszystko. Zbieraj się młody.

- Daj spokój... - pani Hinata miała łzy w oczach tak jak wszyscy zebrani wokoło jej męża, a zwłaszcza Tobio, który koniec końców był od tego dnia chłopakiem ich syna.

- Mamo... proszę... zrób coś... Ja muszę dalej grać! Nie mogę ich zostawić!

- Wystarczy Shouyou... nic nie poradzimy, doskonale wiesz jak może się to dla ciebie skończyć...

Chłopak zawiesił głowę. Wiedział. Jednak nie mógł tego przyjąć do swojej świadomości.

- Przepraszam was... Ja na prawdę nie chciałem, żeby tak wyszło... Przepraszam... - schylił głowę jeszcze niżej.

Daichi jako pierwszy wyłamał się z otaczającego chłopca tłumu. Przykucnął przy nim i poczochrał go po głowie.

- Wszystko będzie dobrze. Wrócisz, gdy będziesz zdrowy. Nie wygrana jest teraz najważniejsza. Twoje zdrowie liczy się bardziej niż jakiś głupi puchar. Oczywiście będziemy walczyć. Zrobimy wszystko by zdobyć to o czym wszyscy marzyliśmy. Zrobimy to dla siebie i dla ciebie.

Na twarzy Shouyou pojawiło się coś jak imitacja uśmiechu.

- Dziękuję kapitanie... Ja... nie wiem co powiedzieć...

- Nic nie mów, po prostu idź i wracaj jak najszybciej.

- Hai!

Po tej wymianie zdań pożegnał się szybko z resztą, szczególną uwagę poświęcając Tobio.

- Kocham cię Kagayama... - szepnął płacząc.

- Ja ciebie też... Będę tu na ciebie czekał. Pamiętaj, że jesteśmy razem. Nie ważne jak daleko będziesz zawsze pozostaniesz w moim sercu. No i oczywiście będziemy w kontakcie!

- Do zobaczenia...

Krótki, ale pełen emocji pocałunek wystarczył aby wesprzeć go w tym trudnym czasie.

Chwilę potem podziękował trenerowi i pozwolił by ojciec pomógł mu dojść do samochodu.

Chłopak był zrozpaczony, po policzkach płynęły mu łzy, których nie mógł opanować.

- Na pewno wrócisz Shouyou. Musisz w to wierzyć, przecież raz już ci się udało! - mama starła mu łzy i mocno przytuliła. Dobrze, że siedziała obok niego. Zawsze była przy nim wtedy, gdy jej najbardziej potrzebował i był jej za to bardzo wdzięczny.

Gdy dotarli do domu Hinata od razu skierował się do swojego pokoju, by zacząć się pakować.

____________________

Postanowiłam dodać 3 pierwsze rozdziały jeszcze przed wyjazdem. Kolejne pojawią się pewnie za ponad 2 tygodnie ze względu na to, że po wyjeździe mam jeszcze egzamin.

Niepokonany kruk |Kagehina| [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz