Rozdział I

68 1 0
                                    

     Ten dzień był chłodny, wiał porywisty wiatr. Z nieba padał deszcz na asfalt, po którym szli Judy wraz z Justinem. Poza dwoma królikami, na jezdni stały zniszczone pojazdy różnego rodzaju, zardzewiałe i pokryte mchem. Z kolei trawa była wysoka, sprawiała też wrażenie, jakby świata po kilku latach apokalipsy. Widok był fantastyczny, urzekający i pełen natury.

     – Justin, gdzie jesteśmy? – spytała Hopps.

     – Znajdujemy się w Las Padas na Rainbow Falls, przed nami jakieś sześć kilometrów do Moss Street. – odpowiedział.

      – Właściwie, to po co chcesz tam się udać? – spytała ponownie.

       – Podsłuchałem kiedyś, rozmowę dwóch zwierząt, uzbrojonych po zęby . Mówili coś o najbliższym i najbezpieczniejszym miejscu niedaleko Zootopii. Nie znam jego lokalizacji, ale na Moss Street musi znajdować się pojazd, w którym powinny się znajdować informacje na temat tego miejsca. – opowiedział jej krótką historię.

     – Raczej wątpię, żeby były tam jakiekolwiek informacje na ten temat.

     – Warto spróbować, przynajmniej się dowiemy. Mam pytanie, nie boisz się, że zombie mogą nas dorwać? – spytał.

     – Umiem walczyć z zombie, wierz mi. Pomijając ten fakt, z doświadczenia wiem, że najwięcej ich jest w nocy, w dzień bardzo mało ich widuję. – zawsze była mądra, co chwilę zyskiwała coraz więcej doświadczenia w tym. – Nie oznacza to, że możemy sobie spokojnie od tak chodzić po łące, jak dzieci.

     – Masz słuszną rację.

     W tym momencie, zauważyli przed sobą dwa zombie, które stały tyłem do królików. Hopps i Miller szybko schowali się za jeden z porzuconych samochodów.

    – Mam pomysł, ja podejdę do tego z prawej, a ty z lewej. Następnie zabijemy ich po cichu, by nie wydali się z siebie krzyku, rozumiesz?

    – Rozumiem, znam twój plan działania.

    – To do dzieła. – po tych słowach, podszedł do najbliższego pojazdu po prawej stronie ulicy.

    Judy postanowiła wykonać podobny manewr, poszła do najbliższego samochodu po lewej stronie asfaltu. Dzieliło ją tylko cztery metry od swojej zdobyczy, była bardzo blisko. Wychyliła troszeczkę głowę, by zobaczyć, gdzie znajdował się Justin. Królik był już przy jednym z nich, czekał na nią. Bez zastanowienia, troszeczkę przyspieszyła tempo, by jak najszybciej dotrzeć do celu.

    Gdy była już na miejscu, wyjęła ze swojej kieszeni białą broń, a następnie złapała za kark mutanta i wbiła mu kołek w tył głowy. Zombie od razu padł na asfalt, ukazując za sobą drugie zmasakrowane ciało.

    – Nieźle ci poszło. – podeszła do Millera.

    – Ty również dobrze sobie poradziłaś.

    Nagle coś głośnego poruszyło się w krzakach, obok jezdni. Judy podskoczyła ze strachu, natomiast Justin wyjął z kieszeni pistolet. Królik powoli podszedł w stronę liściastej flory. Miał bardzo złe przeczucia, ale miał też nadzieję na to, że nie ma tam żadnych zombie.

     Z krzaków wyłoniła się pewna osoba – była to wydra, która była ubrana w strój wojskowy w moro.

    – Dzień dobry, nazywam się Kate Redson. – przywitała się. – Fałszywy alarm, Finnick! – krzyknęła w stronę krzaków.

    – Bardzo się cieszę. – ktoś powiedział obojętnie, z krzaków wyłoniła się kolejna osoba, która była tym razem drapieżnikiem, a dokładniej lisem pustynnym, ubranym w czarno-czerwoną koszulkę oraz w ciemno-zielone spodenki.

     – Kogo my tu mamy, nasza słodka Judy Hopps. – odezwał się lis. – Gdzie masz swojego lisiastego przyjaciela?

      – Dość! – krzyknęła wydra. – Najważniejsze, że się znaleźliśmy. – kontynuowała mniejszym tonem. – Gdzie się wybieracie? – zwróciła się w stronę królików.

     – My... – zaczęła policjantka.

     – Nie wasz interes. – przerwał jej Justin.

     – Może pójdziemy z wami? – Kate znów spytała.

     – Jasne. – odpowiedziała Judy.

     – Judy, chodź na osobności. – zawołał ją królik.

      – Co jest? – Hopps podeszła do Millera, nie wiedziała, czemu chciał z nią rozmawiać na cztery oczy.

      – Co ty odpierdalasz? – powiedział szeptem. – Nie możemy im ufać.

      – Spokojnie, Justin, nie wyglądają na niebezpiecznych.

       – Przecież ich nie znasz!

      – Znam jednego z nich. Pomijając to, Kate i Finnick z pewnością mają dobre zamiary. Widzisz jej mundur? – wskazała na wydrę. – Ona pewnie służy w wojsku.

      – Skoro tak mówisz... niech zostaną z nami. – skierował wzrok w stronę lisa i wydry. – Wyruszamy w stronę Moss Street.

      – Stąd przyszliśmy. – odpowiedział obojętnie Finnick.

       – Znamy świetny skrót, przez który dotarliśmy tutaj. Chodźcie, zaprowadzimy was.

=======≠============
Hej, ten rozdział jest mniejszy, niż w prologu. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Widzimy się w następnym rozdziale, czołem.

Zootopia: Where Anyone Can Survive✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz