WILLIAM-CHAN, JAK DOBRZE, ŻE JESTEŚ - rozbrzmiał głos, a tuż po nim zza ściany wyłonił się nie kto inny jak główna osoba, odpowiadająca za zły humor Williama.
- Czego znowu? - jęknął zażenowany zachowaniem mężczyzny.
- Na dworze pada, a ja nie mogę sobie zniszczyć makijażu ani włosów. Układałam je przez cały ranek! A moje ubranie - wskazał palcem na swój brzuch - nie może się umoczyć, bo to mój codzienny outfit!
- I co ja mam zrobić z tą wiedzą? - zapytał widocznie znudzony.
- Oj, no Willy, nie wiesz?! - podszedł do niego i położył na plecy jedną rękę, a drugą jak zawsze zaczął gładzić jego tors - Weź mnie pod swój parasol, zrób to dla mnie, kochany!
- Nie - odpowiedział bez namysłu, otworzył drzwi i dodał na koniec - Nie mam zamiaru cię ze sobą taszczyć. Idź z Panem Knoxem, albo znajdź sobie coś do przykrycia.
Grell sapnął cicho, nie wiedząc co ma zrobić, aby zatrzymać swojego ukochanego. Zaczął nerwowo się jąkać tylko po to by zyskać chwilę czasu. Brunet już miał wychodzić, gdy nagle do czerwonej głowy Sutcliffa zajrzał pewien chytry, ale też na 70% skuteczny plan. A chociaż na takiego się wydawał, lecz bardziej można to było nazwać najzwyklejszym szantażem.
W ostatniej chwili, złapał Spearsa na rękę i zdobył się na zakłopotaną minę, tak, aby wyglądać na załamanego całą sytuacją.- Parasolki już sobie nie znajdę. Wątpię, by ktokolwiek zabrał mnie ze sobą, a nawet jeśli, to na pewno nikt tak przystojny jak ty, mój najdroższy! No, a jeśli wyjdę na deszcz bez niczego to prawdopodobnie się przeziębię i nie będę mogła chodzić do roboty przez najbliższe dni, a chyba byś nie chciał, aby taka dama jak ja cierpiała? Musiałbyś przejąć także moje obowiązki, co oznaczałoby pracę po godzinach, a tego chyba nie lubisz... - cmoknął do niego - To jak, weźmiesz mnie ze sobą Will-chaaaaan?
I właśnie w taki sposób William został postawiony pod ścianą. Czuł się trochę jak między młotem, a kowadłem. Z jednej strony, gdyby Sutcliff nie przychodził do pracy miałby wreszcie spokój, ale znowu musiałby być po godzinach. Z drugiej strony, odprowadzić go do domu ryzykując przy tym, że mogą na kogoś natrafić w niezręcznym momencie, co już na samą myśl przyprawiało go o gęsią skórkę.
Lekko zamurowany zaczął rozmyślać nad swoją odpowiedzią, aż ostatecznie stwierdził, że druga opcja będzie lepsza. W końcu, co się może stać?- Dobra, niech Ci będzie. Chodź, tylko się nie ociągaj - chrząknął, następnie rozłożył parasol i wyszedł za drzwi.
- Wiedziałam, że się zgodzisz! - pisnął Grell, podbiegł do niego po czym przytulił się do jego prawego ramienia i położył głowę na barku, na co William lekko się zarumienił, czego drugi Żniwiarz na szczęście nie zauważył.
Brunet po potrząsnął lekko głową i z pokerową miną ruszył w stronę swojej posesji. Sekator miał mocno zaciśnięty pod lewą pachą, aby przypadkiem go nie upuścić.
Jego dom oraz dom Sutcliffa, był praktycznie na przeciwko siebie, co zawsze go denerwowało, jednak teraz było swego rodzaju wygodą, gdyż nie musiał daleko odchodzić. Chciał już się go jak najszybciej pozbyć i w spokoju posiedzieć na kanapie przy jakiejś dobrej książce, a potem się zdrzemnąć. W końcu Shinigami w przeciwieństwie do demonów, potrzebują snu, aby funkcjonować.
Na początku panowała cisza, a słychać było tylko opadające krople deszczu, uderzające o czarną parasolkę tuż nad ich głowami. Czerwonowłosy szedł bardzo ostrożnie, aby przypadkiem nie wdepnąć w jakąś kałuże i nie pobrudzić sobie obcasów i swojego do bólu w krwistych kolorach outfitu. Dosyć krępujący dla Williama był także ciepły dotyk Grella. Z jednej strony go wkurzał, bo to w końcu JEGO dotyk, ale gdyby tak wyobrazić sobie, że to tak naprawdę ktoś inny, to
było to całkiem...przyjamne. Nawet dla lodowatego charakteru Spearsa. Taka atmosfera mniej więcej mu odpowiadała i byłoby dobrze, gdyby nie...
CZYTASZ
Jesteś gorętszy niż płomienie... || Grelliam •ZAWIESZONE•
Romance"- Chyba cię coś porąbało - prychnął - Nie mam zamiaru pić tu żadnego alkoholu. - Wiem, że jesteś - zrobił zboczoną minkę - tWWardy i sztyWWny, ale możesz teraz trochę odpuścić i się ze mną napić - powiedział mrugając do niego zalotnie. - Wiedziałe...