5. The Night We Met

271 10 3
                                    


Pełny księżyc oświetlał ich twarze, kiedy usiedli obok siebie; ciepło ciała Louisa promieniowało prosto na Harry'ego, potęgując to uczucie, gdy jedna z jego nóg, a obie były zgięte w kolanach i rozłożone na boki, dotykała jego uda.

Nie wiedział jaki był powód przyjścia tutaj, ale podobało mu się to. Tylko obecność Louisa mogła załatać tworzącą się pustkę w jego klatce piersiowej. On wypełniał ją każdym swoim oddechem, pięknym wyglądem i tym, że przyprowadził go tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli. Mowa nie była tu konieczna. Sama obecność wystarczała, żeby napełnić go z powrotem – spowodować, że chociaż na chwilę zapomniał o rozstaniu, które ich czekało jutrzejszego dnia.

- Jesteś smutny – zagadał Louis i Harry momentalnie poczuł na sobie jego wzrok. Skierował swoje zielone oczy prosto w te niebieskie i dziękował za pełnię księżyca, bo wszystko wokół jaśniało, razem z Louisem. Był niestabilny emocjonalnie i poczuł, jakby nieproszone łzy ciskały mu do oczu, więc zagryzł wargę i z powrotem odwrócił głowę w stronę spokojnej wody.

- Wiesz? – Kontynuował Louis. – Kiedy Zayn dodał mnie do waszej konwersacji, patrzyłem na tę gwiazdę – wskazał palcem na najjaśniejszy punkt na niebie, zaraz po księżycu. – Strasznie się wahałem. W głowie miałem myśl, że to jeszcze nie teraz, że za wcześnie, że mam odpuścić sobie ten wyjazd, ale coś mnie powstrzymało. A raczej ktoś. Wierzę, że wtedy była przy mnie moja mama i to ona kazała wziąć mi się w garść i przyjechać tutaj.

Harry na wspomnienie o rodzicielce Louisa, zwrócił się w jego stronę i zapragnął chwycić jego dłoń, ale w ostatniej chwili wycofał się.

- I to była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Niczego nie żałuję. Jedynie tego, że teraz przyszedł czas na rozstanie – powiedział cichym głosem i to złamało Harry'ego. – Hej, H. Spotkamy się jeszcze.

- Zawsze jestem taki emocjonalny, przepraszam – pociągnął nosem.

- Chodź tutaj.

Louis otworzył swoje ramiona i Harry byłby idiotą, gdyby w jakikolwiek sposób mu odmówił. Chłopak pociągnął go między swoje nogi i serce zaczęło bić mu ze zdwojoną siłą, kiedy opierał plecy o klatkę piersiową Tomlinsona, a silne ręce objęły go z przodu. Było mu zbyt gorąco, ale również zbyt przyjemnie, żeby przerywać i zwyczajnie starał się czerpać garściami z dotyku Louisa, jego zapachu i tego, jak jego rozgrzana skóra reagowała na to zwiewne położenie palców szatyna na jego ciele.

- Pamiętasz z jakim żalem żegnaliśmy się podczas pierwszego obozu? – Zaśmiał się lekko Louis. Dźwięk przyjemnie oscylował wśród loków Harry'ego i poczuł jak momentalnie na jego ciele rozeszła się gęsia skórka.

- Oczywiście, że pamiętam – przytaknął. – Byłem załamany.

- Ja też. Chociaż jeszcze wtedy byliśmy przekonani, że zobaczymy się w przyszłym roku.

- To prawda.

Chwila ciszy między nimi pozwoliła zebrać myśli w jedną, spoistą kulę i poskładać wszystkie rzeczy na nowo. Harry nie miał pojęcia co Louis czuł teraz, mógł jedynie wyobrażać sobie obrazy, które przepływały przez jego umysł w zawrotnym tempie, podobnie jak w jego własnym.

- Mogę coś powiedzieć?

- Jasne – Harry wzruszył ramionami, nie do końca rozumiejąc, czemu szatyn pytał o pozwolenie.

- Wtedy miałem ochotę pocałować cię po raz drugi, ale wszyscy na nas patrzyli – wyznał, a Harry obruszył się w jego ramionach, zerkając za siebie, by umiejscowić swój wzrok na oświetlonej blaskiem księżyca sylwetce Louisa.

Be Always By Your Side - Larry FanfictionWhere stories live. Discover now