𝒅𝒐𝒃𝒓𝒚𝒎𝒊 𝒑𝒊𝒆𝒌𝒍𝒂𝒎𝒊 𝒄𝒉𝒆̨𝒄𝒊 𝒔𝒂 𝒘𝒚𝒃𝒓𝒖𝒌𝒐𝒘𝒂𝒏𝒆

88 12 1
                                    

𝐄𝐔𝐅𝐑𝐎𝐙𝐘𝐍𝐀

𝐏owietrze było zimne, surowe i wypełniało płuca zimnem, choć temperatura wcale nie była niska. W powietrzu unosiła się jednak lekka mgła, co nie było znowu takie niecodzienne w rejonie Highlands. Nie zapowiadało się jednak na deszcz.

Eufrozyna Potter stanęła na murawie, ustawiając się w szeregu i spojrzała po reszcie zebranych. W większości byli młodsi od niej. I płci przeciwnej.
— Witamy wszystkich zebranych — odezwał się James, jej starszy brat, który był kapitanem drużyny Gryfonów. — W tym roku ukruszył nam się nieco skład i rezerwa, dlatego potrzebujemy nowych, zdolnych graczy. Proszę o wychodzenie przed szereg po kolei, przedstawienie się i podanie pozycji. Luniacz, notuj.
Remus siedział na taborecie przy niewielkim, rozkładanym stoliku tuż obok z papierem kancelaryjnym, piórem i tuszem przed sobą, a obok niego znajdował się Syriusz, w sumie nie wiadomo po co. Petera za to nie było na horyzoncie. Frozia zacisnęła palce na miotle. Musiała się dostać.
Musiała.
— Romuald Edgecombe, ścigający! — zawołał wesoło niski, krępy chłopiec, robiąc krok do przodu. James uśmiechnął się do niego i skinął głową, kiedy Remus zapisywał jego nazwisko, mrucząc coś pod nosem.
— Wilbur Blythe, ścigający. — Kolejny chłopiec, wyższy i zdecydowanie szczuplejszy wyszedł przed szereg i skinął głową do Pottera.
— Jane Doefour. Ścigająca. — Gryfonka o poważnym wyglądzie zrobiła to, co chłopcy przed nią.
— Ścigających jak mrówków. — Zaśmiał się Black, co spotkało się jedynie z ciężkim westchnieniem kolegi skryby, który jedynie pokręcił głową. — No co tak patrzycie? Następny!
Chłopiec na drżących, chudych nóżkach i z burzą rudych loków, które zasłaniały mu twarz, wyszedł do przodu.
— M-M-MacKe-enzie J-James. P-p-p-pałka-arz — odezwał się z twardym, szkockim akcentem, przyprawiając tym samym Syriusza o atak śmiechu. Potter jeszcze się powstrzymywał. Ledwo.
— Nie przejmuj się nimi. Mentalnie zatrzymali się na poziomie żłobka. — Lupin uśmiechnął się do chłopca, chcąc go chociaż trochę pocieszyć. Jamie MacKenzie nic nie odpowiedział. Jedynie skinął głową i speszony wrócił do szeregu. Frozia zaś czuła, jak pocą jej się dłonie.
— Eufrozyna Potter. Pałkarka — oznajmiła głośno i wyraźnie, wychodząc do przodu. Lupin zanotował jej nazwisko i pozycję, jaką miała zająć. Na twarzy Jamesa Pottera pojawił się przebiegły uśmieszek.
Cóż.

Na liście Frozia była ostatnia. Czekając, aż zostanie wywołana przez chłopaków, usiadła na trybunach i najzwyczajniej w świecie wyłączyła się. Nie myślała o niczym konkretnym, ot, wbiła wzrok w punkt gdzieś w oddali, skupiając się na nim i tylko na nim.
— Na twoim miejscu zrezygnowałbym. — Usłyszała znajomy głos. Drgnąwszy, Gryfonka odwróciła się w jego kierunku i ujrzała zmęczoną, ale mimo to promienną twarz Remusa Lupina. Uniosła brew.
— A to niby dlaczego?
— James wie, kto podłożył mu łajnobombę — oświadczył chłopak, siadając wygodnie obok niej. — I chce się na tobie trochę odegrać.
— A mówisz mi to, ponieważ...? — Frozia wciąż była sceptyczna. Zawsze lubiła Remusa i nie sądziła, aby miał powód do kłamstwa. Z drugiej strony, wciąż należał do paczki jej brata, Blacka i Pettigrew. Już samo to było wystarczającym powodem, aby ufać mu odrobinę mniej.
— Ponieważ jestem prefektem. I ponieważ nawet cię lubię, i nie widzi mi się odnoszenie cię do skrzydła, żeby cię Pomfrey musiała składać — odpowiedział. Dziewczyna prychnęła cicho, próbując się nie zaśmiać i pokręciła głową.
— Jeśli ktoś tu trafi do skrzydła, to James. Spróbuje swoich sztuczek, a mu nie popuszczę — skwitowała.
— Po prostu uważaj, młoda. — Lupin poklepał ją po ramieniu i wstał. Już miał odejść do swoich przyjaciół, kiedy w głowie dziewczyny zapaliła się lampka.
— Remus?
— Tak? — Gryfon odwrócił się.
— Czy James wiedział o bombie już w pociągu? — spytała wprost. Patrzyła na niego wyczekująco. Lupin jakby chwilę się zastanawiał, nie będąc pewnym, co tak właściwie powiedzieć.
— POTTER, NA BOISKO! — krzyknął jej brat.
— Remus...?
— Wiedział.
Eufrozyna przełknęła ślinę. Jej brat wiedział, że to ona od samego początku, a mimo to nic nie powiedział. Ba, w pociągu za jej występek oberwał Snape, choć był niewinny i wszyscy wtedy obecni o tym wiedzieli.
— Potter, my tu nie młodniejemy! — Tym razem zawołał Black. Frozia zacisnęła dłonie na miotle i skinęła głową do Remusa.
— Dzięki — rzuciła, zanim żywym krokiem udała się na boisko. Nie dosłyszała remusowego „do usług".

𝐭𝐡𝐞 𝐝𝐞𝐯𝐢𝐥'𝐬 𝐛𝐚𝐜𝐤𝐛𝐨𝐧𝐞 | marauders eraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz