4. Sekret

759 31 0
                                    

~ Sekret ~

4. Minęła wiosna, zaczęło się lato. Ciężkie, duszne i upalne.

Pięć miesięcy, 153 dni... przez ten czas ani razu nie widziałam go, a i on nie szukał kontaktu ze mną.

Zbyt dumni byliśmy oboje.

Czy żałowałam?

Co noc wyłam z bezsilności, szlochając by wziął mnie w ramiona.

Z ponurym warknięciem zwlekłam się z łóżka. Z ironią popatrzyłam w lustro. Straszydło.

Nie tak wyobrażałam sobie bycie wampirem. W moich marzeniach zawsze byłam z ukochanym, szczęśliwa, bezpieczna, gdy tymczasem zabijała mnie tęsknota i samotność.

Każdego dnia to samo. Ubierając się, z żalem pomyślałam, że nie jestem nikomu potrzebna. Trzy tygodnie temu Samanta i Tomek pobrali się. Nie dostałam zaproszenia. Córka całkowicie odwróciła się ode mnie, a ja stwierdziłam, że tylko bycie bestią bez serca pozwala mi jakoś przeżyć.

I jak na ironię losu stałam się tym, kim tak bardzo pogardzałam. Płatnym mordercą.

Kiedyś na początku wiosny, jedna wampirzyca miała kłopoty i tak to się zaczęło. Dziś po trzech miesiącach „działalności" miałam przydomek Nemezis i 18-tu wampirów na sumieniu. Można mnie było wynająć na telefon. Banalne. Wystarczyło tylko zadzwonić.

Nawet nie wiecie jak można szybko zyskać klientów w takim fachu. Jak świat długi i szeroki, zawsze ktoś kogoś chce się pozbyć. Z uśmiechem pomyślałam, że nauki Kajusa przydały się. To on nauczył mnie jak walczyć i być niebezpiecznym drapieżnikiem.

W końcu objawił się też mój wampirzy „bonus", jak ironicznie nazywałam swoją zdolność. Na razie było to mocno chaotyczne i nie zawsze dawało pożądany efekt, ale szybko uczyłam się. Przy fizycznym kontakcie z kimś, dane było mi zobaczyć to co miało się zdarzyć. Czasem były to niezrozumiałe wizje, czasem bardzo wyraźne obrazy. Stałam się jasnowidzem. Z ukłuciem w sercu pomyślałam o darze Victora. On samym dotykiem odczytywał przeszłość. Nawet nasze zdolności idealnie się dopasowały.

Żeby nie wyjść z wprawy nauczyłam się polować. Najpierw była to zwierzyna leśna. Musiałam popracować nad swoją zwinnością... Z czasem pozwoliłam sobie na zaatakowanie człowieka. Bałam się, ale gdy już dopadłam swoją ofiarę... było cudownie. Nic nie jest w stanie zastąpić tego uczucia władzy i wyższości.

Na co dzień nadal pozostawałam tą małą blond myszką, jaką zawsze byłam. To noc była moją porą. Wtedy stawałam się czarnowłosą Nemezis. Kobietą bez winy i wstydu.

Idąc ciemnymi uliczkami z konsternacją pomyślałam o piekącym gardle. Byłam głodna, a za pół godziny miałam umówione spotkanie z klientem. Rozglądnęłam się, a moje oczy spoczęły na niezbyt przyjemnym mężczyźnie. Patrzył na mnie obleśnym wzrokiem, prawie śliniąc się przy tym. Kiedy podeszłam do niego i uśmiechnęłam się zachęcająco... w ciągu minuty byliśmy na tyłach kamienicy. Nawet nie zdążył pisnąć, kiedy zatopiłam kły w jego gardle. Bezradne szamotanie też nie na wiele mu się zdało.

Piłam zachłannie... mlaskając, siorbiąc niczym dzikie zwierze. Wreszcie uporczywe dudnienie w głowie i suchość w gardle zaczynały ustępować.

Ulga. Koniec bólu.

Gdy skończyłam, ze wstrętem odrzuciłam martwe ciało. Widząc na niebie srebrną tarczę księżyca, uśmiechnęłam się.

Noc. Moja pora.

Leniwie przeciągnęłam się czując jak wstępują we mnie nowe siły.

Czas udać się na spotkanie.

Buntowniczka 9.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz