Rozdział 12

536 72 34
                                    

(2648 słów)

Z ciemności wyłoniła się paleta barw. Początkowo mglista i bezkształtna, zaraz poczęła nabierać form rozmaitych przedmiotów: stos dziwacznych czapek, kosz pełen podskakujących żabopodobnych istot, magiczne lustra... Wszystko to, w połączeniu z niesłyszaną ogólnie, lecz rozbrzmiewającą w głowie Draco irytującą muzyczką koczowniczych lodziarni, dawało jeden możliwy wynik: Magiczne Dowcipy Weasleyów.
Niemal upuścił wciąż trzymany w dłoni kubek. Rozejrzał się w poszukiwaniu wyjścia, a nie znalazłszy go, ponownie złapał Pottera za ramię i, starając się brzmieć możliwie spokojnie, poprosił:
- Wracajmy... Muszę się przebrać.
Potter omiótł wzrokiem sylwetkę wyjątkowo schludnie odzianego Draco i wzruszył ramionami.
- Wyglądasz dobrze. Zresztą George nie czepia się takich rzeczy. George to brat Rona.
- Wiem! - fuknął poirytowany Draco. - To jest, pamiętam. Ron coś wspominał. Więc... skoro już go znam, to po co tu jesteśmy?
Musiał myśleć szybko. W razie gdyby nie udało mu się czmychnąć ze sklepu przed przybyciem George'a, zawsze pozostawała nadzieja, że jednak nie zostanie przez niego rozpoznany jako nabywca eliksiru miłosnego. Wtedy wszystko byłoby w porządku. Lecz jeśli George poznałby go, to zbyt jawne naciski Draco na pośpieszne wyjście uczyniłyby sprawę jeszcze bardziej podejrzaną. Problem w tym, że Draco nie myślał tak szybko jak powinien, a wzrastająca adrenalina utrudniała mu stanie w miejscu i czekanie na dalsze wydarzenia.
- George sądzi, że może cię zatrudnić jako pracownika. Po to tu jesteśmy - wyjaśnił Potter z cieniem zdezorientowania w głosie.
- Ale ja wcale... ja... Mój ojciec... - Draco ugryzł się w język, nim powiedział: "jest bogaty" lub, co gorsza: "się o tym dowie". - Nie umiem obsłużyć kasy fiskalnej.
Uśmiech Pottera skrywał lekkie zakłopotanie.
- W czarodziejskich sklepach nie ma przecież kas fiskalnych. Skąd w ogóle znasz to urządzenie?
Draco zrobiło się gorąco w uszy.
- Barman zawsze marudził... Nieważne! Musimy stąd iść. Mam w ręce brudny kubek.
Potter sięgnął do dłoni Draco i wyjął z niej naczynie.
- Już nie masz. Spokojnie, to tylko George.
Aż George, panie Potter, aż. A zatem stało się: George został jedynym na świecie Weasleyem zdolnym do zdeprymowania Malfoya.
- W ogóle się na tym nie znam! - Draco spróbował jeszcze raz. - Kto jak kto, ale ja nigdy nie robiłem nikomu dowcipów, magicznych czy niemagicznych. - Pomijając, rzecz jasna, błyskotliwą przypinkę z napisem "Potter cuchnie", powiększenie zębów Granger i doprowadzenie do dekapitacji Hardodzioba. Zwłaszcza to ostatnie było arcyzabawne.
- Po tygodniu wszystkiego się nauczysz, co może być trudnego w pracy ekspedienta? - Potter zrobił dziwną minę, jakby uznał, że powiedział coś nietaktownego. - Nie żebym... To znaczy... Żadna praca nie hańbi, ale sam wiesz, że...
Draco przeszło przez myśl, by poczuć się urażonym i wybiec z furią ze sklepu, ale jakoś nie mógł się na to zdobyć: w końcu Potter nie miał złych intencji. Nie zdążył się już zadumać nad tym, jak diametralnie zmienił się jego stosunek do Wybrańca, ponieważ George wreszcie odnalazł ich pomiędzy półkami i z udawaną służalczością zwrócił się do Pottera:
- W czym mogę pomóc, monsieur?
Draco wbił wzrok w podłogę i pożałował, że na przestrzeni tygodni nie wyhodował długiej brody, która teraz mogłaby robić za niezły kamuflaż.
Potter odpowiedział George'owi coś równie dowcipnego i obaj skierowali swój wzrok na Draco. Poczucie godności nakazało mu podnieść głowę i hardo spojrzeć w twarz człowieka, który znał jego wstydliwy sekrecik.
George zmarszczył brwi i widać było, że przemierza korytarze swojej pamięci w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: "Kim jest ten znajomo wyglądający jegomość? Skąd go znam?", a Draco nie wiedział, co zrobić, by go powstrzymać. Zapewne pomogłaby świńska narkoza, ale z tego również nie umiałby się wytłumaczyć.
- Pan u mnie był - powiedział George, który teraz zaczął dodatkowo głaskać się po brodzie. - Pan u mnie był...
Potter popatrzył na Draco zdumiony.
- Pan mnie z kimś myli - odparł z naciskiem Draco.
- Ma pan sobowtóra?
- Nie wiem.
- Z nikim pana nie mylę. O, już wiem! Tak opryskliwych gości się nie zapomina... Bez urazy. Kupował pan u mnie eliksir miłosny. "Miłostka". Targowaliśmy się o galeony. I pamiętam, że...
- Dość. To pomyłka - bąknął bez przekonania Draco. Czuł, że jego twarz mogłaby robić za kominek w Wielkiej Sali. - Nie zniżyłbym się do podsunięcia komuś...
- Bo i nie podsunął pan, nie podsunął! Pan chciał...
- Nic nie chciałem! Absolutnie nic nie chciałem!
- ...sam go wypić. Przyznam, że to mnie zdumiało, ale mało to dziwaków na świecie? Więc jak tam, zakochał się pan, w kim chciał? Żadnych skutków ubocznych?
Draco poluzował krawat, który nie wiedzieć czemu miał na sobie.
- Ja nadal nie wiem, o czym mowa - powiedział nienaturalnie wysokim głosem, bojąc się spojrzeć na Pottera. Na litość boską, dlaczego nie był tym stereotypowym, fanonicznym, opanowanym jak stoik Malfoyem? Beznamiętnym tonem wyrecytowałby jakieś wyjątkowo logiczne kłamstwo, a później świętował zwycięstwo przy drogim winie. Nie żeby narzekał na swój charakter, co to to nie, bardzo za sobą przepadał i prawdopodobnie zaprzyjaźniłby się sam ze sobą, gdyby mógł, ale musiał przyznać, że czasem brakowało mu zimnej krwi.
- Nie pamięta pan? - George zrobił zatroskaną minę. - Chyba "Miłostka" nie powoduje amnezji? Będę musiał edytować wszystkie ulotki.
- George, wybacz nam na moment - powiedział sucho Potter i chwycił Draco za ramię. Znów zapanowała ciemność i znów szarpnęło go w okolicach pępka.

✔️Ostatnia szansa | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz