Rozdział 9

566 75 23
                                    

(2920 słów)

Draco nie cieszył się z tego powodu, ale wieczór zbliżał się nieubłaganie. Tym bardziej nieubłaganie, że Draco przysnął i obudził się dopiero po południu.
Mógłby zacytować w tym momencie fragment jakiejś mało znanej książki, który, nie wiedzieć czemu, zapamiętał: „To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu."* Nie było sensu zastanawiać się nad tytułem. Draco miał ich w głowie tak niewiele, że prawdopodobnie wszystkie przepadły bez wieści, bo nie wypadało chwalić się taką ilością przeczytanych książek. A po co przejmować się czymś, czym nie mógł podnieść poczucia własnej wartości? Dokładnie.
Zajrzał do skarpety, w której trzymał oszczędności i stwierdził, że na kolację to go jeszcze stać, ale niebawem należałoby wybrać się do Fridy, by zabrać fiolki z lekarstwem. Najlepiej, jeśli zrobi to jutro i od razu zajmie się sprzedażą. Obmyślił już plan swojego biznesu szeptanego i nic nie miało prawa pójść źle.
Świat wydawał się bardziej przyjazny, kiedy Draco miał w głowie wizję niechybnego wzbogacenia się. Gorzej było, gdy myślał o Potterze, względem którego on sam stawał się bardziej przyjazny. Sądził, że kiedy prześpi się z problemem, ten wyda się mniej druzgocący, ale skończyło się na sądzeniu, bo rzecz nie potwierdziła się w rzeczywistości.
Coś wewnątrz Draco tańczyło „Jezioro Łabędzie" i za nic w świecie nie chciało przestać. Irytowało go, że jest nosicielem armii Billych Elliotów, ale nie wiedział, jak pozbyć się pasożytów. Jelit sobie przecież nie rozpruje. Chodził od ściany do ściany i co chwila poprawiał wiszącą na wieszaku elegancką szatę. Spoglądał na zegarek, nie wiedząc, czy chce, by czas stanął w miejscu, czy żeby nadeszła wreszcie pora tej cholernej kolacji.
Nie pomagał fakt, że była to właściwie pierwsza randka Draco, jeśli nie liczyć wypadów do Hogsmeade z Pansy. Nawet biorąc je pod uwagę, to wciąż pozostawała jego pierwszą randką z facetem. Jasne, Draco był z Potterem na meczu, ale to robią nawet kumple. Kolacja to co innego. Ma mu odsuwać krzesło? Całować w dłoń? Komplementować ubiór Pottera i gapić się na jego tyłek, gdy będzie szedł do łazienki? To ostatnie wydawało się poprawne. O wyglądzie też mógłby coś wspomnieć, ale tylko jeśli sam usłyszy jakieś miłe słówko na swój temat.
Popatrzył w lustro.
Brązowe oczy wydały mu się nagle wyjątkowo obce. Od śmiertelnego wypadku w łazience rzadko spoglądał na swoje odbicie, głównie wtedy, gdy był do tego zmuszony - na przykład po utracie brwi albo podczas mycia zębów - i zawsze dochodził do depresyjnego wniosku, że tak naprawdę nie jest sobą. Sam nie wiedział, w jaki sposób wniosek ów był depresyjny, bo niejednokrotnie cieszył się z wypełniania Ostatniej Szansy incognito. Wszelka hańba i dyshonor oficjalnie dotyczyły Franka Badmana, który nawet nie istniał. Jednak niezależnie od tego, kto zaliczał wpadki, cierpiał Draco. Czy użerał się z durnym pracodawcą, czy martwił się randką z Potterem - męczył się on, a nie jakiś Frank Badman.
Nieważne. Tak czy siak, Malfoya obchodzi jedynie to, co na wierzchu. Na kartach historii Dracon Malfoy nie zapisze się jako scharłaczony kelner, a jako... Draco postanowił opuścić ten tor myślowy i jedynie rzekł sobie w głowie, iż nikt na ziemi nie będzie miał podstaw, by nazwać któregokolwiek z Malfoyów charłakiem i biedakiem. Sędzia wspominał, że wszystko, co dotyczy Ostatniej Szansy, i tak zostanie wymazane z pamięci żyjących, ale lepiej nie ryzykować utratą dobrego mienia.
Co najważniejsze - Draco nie mógł powrócić na ziemię we własnej postaci bez wywoływania powszechnej paniki i lawiny pytań na temat życia pozagrobowego. Może zostałby nawet uznany za drugiego Jezusa, który zmartwychwstał. To ostatnie nie byłoby takie złe, chyba że ktoś znów wpadłby na inteligentny pomysł ukrzyżowania. Zaraz, zaraz... Jezus zmartwychwstał po śmierci, a nie przed. Nikt nie krzyżował ożywionego Syna Bożego. Draco prawie zaśmiał się z uciechy, dopóki nie przypomniał sobie, że nikt nigdy nie weźmie go za mesjasza. Nie było co gdybać. Ponury nastrój powrócił natychmiast.
Draco odwrócił wzrok od lustra. Jakiegokolwiek komplementu nie usłyszy, prawdopodobnie nie będzie mógł go odebrać osobiście. Zapisze go na karteczce i powtórzy przysięgłym - niech się cieszą, że solidnie wykonali robotę i skonstruowali przystojnego faceta. Wzdrygnął się. Niedoczekanie! Nie będzie sprawiał przyjemności tym idiotom. Zresztą - może Potter powie coś miłego na temat jego piegów? Piegi miał swoje. Piegi były najładniejszą częścią Franka Badmana, zdecydowanie. I obojczyki. Wystające obojczyki też pochodziły od pierwotnej formy Draco.
Położył dłoń na jednym z nich i westchnął tęsknie, myśląc, że chciałby już wrócić do własnej postaci. Udawanie kogoś, kim się nie jest, nigdy nie należało do łatwych rzeczy. Można dostać schizofremii.
SCHIZOFRENII! PRZEZ „N"!, zabrzmiało w głowie Draco wściekłym głosem Snape'a.
Snape zawsze czepiał się tego cholernego „n". Draco nie miał pojęcia, dlaczego tak często miał okazję wypowiadać w obecności nauczyciela eliksirów nazwę choroby psychicznej. Pewnie dlatego, że... Stop!
Robiło się zbyt sentymentanie, a wolał nie wpadać w romantyczny nastrój. Gotów jeszcze deklamować Potterowi wiersze. Cóż, trzeba jakoś odreagować. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu skrzata do kopnięcia, ale musiał obejść się smakiem - Frędzel znajdował się poza zasięgiem jego kończyn. Tak przyjemnie byłoby usłyszeć pisk bólu, pomyślał Draco. Sekundę później potknął się o dywan, zatoczył i zwalił z hukiem na krzesło, wyłamując zeń dwie nogi.
Pisnął z bólu.
Mógł się tylko cieszyć, że nie miał w mieszkaniu szafki z kolcami. Powstał z ziemi i wziął do ręki nogę krzesła; jeśli szczęśliwy traf sprawi, że Draco spotka na swej drodze liliputa bez stopy, będzie mógł sprzedać kawałek mebla jako laskę. To się nazywa łeb nie od parady!
Popatrzył na zegarek. Milion chaotycznych myśli naraz zamieniło się w jedną. Randka była coraz bliżej, a Draco coraz dalej od zmysłów.
Głupia Wetter i jej analizy psychologiczne, głupi Potter i jego niewywoływanie nienawiści...

✔️Ostatnia szansa | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz