1 ― THE CINEMA OF IMPOSSIBILITIES

77 15 30
                                    

Sala kinowa, w której znalazłam się jakimś magicznym sposobem, jest całkowicie pusta. Kilka razy się po niej rozglądam, żeby upewnić się, że jestem sama. Siedzę więc na swoim miejscu, wpatrując się w biały, pusty ekran. Nic się nie dzieje. Niepokojąca cisza zaczyna mnie drażnić, a po plecach przechodzi mi nieprzyjemny dreszcz.

...jak się tu dostałam?

Zanim mój umysł wchodzi w fazę paniki, ekran rozbłyska światłem. Skupiam się na wyświetlanych obrazach, zainteresowana radosnymi śmiechami i wesołą muzyką, która wydaje mi się dziwnie znajoma. Znam te twarze. Znam te głosy. Na moich ustach pojawia się delikatny, przepełniony ulgą uśmiech. Pamiętam ten dzień. Mój dziadek miał urodziny. Pojechaliśmy do niego na wieś. Ciocia puściła muzykę w samochodzie i pootwierała w nim wszystkie drzwi, razem z bagażnikiem, żeby dobrze było ją słychać.

Solenizant tańczył razem ze swoją córką walca do ulubionej piosenki. To był miły dzień. Jak przez mgłę kojarzę, że policzki bolały mnie wtedy od ciągłego uśmiechania się. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej albo później byłam tak szczęśliwa, jak wtedy. A przecież to było takie proste ― letni wieczór, dobre jedzenie, smaczne napoje, cudowni ludzie i niezapomniana atmosfera. Na moment zapominam o tym, że znalazłam się w jakimś miejscu, które wywołuje we mnie okropny niepokój.

Na ekranie kinowym pojawia się mój młodszy brat. Podbiega do operatora kamery i prosi, żeby ten nalał mu więcej Coli do jego szklanki. To jest właśnie ten moment, który sprawia, że zaczynam się robić podejrzliwa. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek wtedy to wszystko nagrywał. Po prostu cieszyliśmy się chwilą. Nikt nie pomyślał nawet o tym, żeby złapać za telefon albo aparat i uwiecznić bezcenne momenty.

I wtedy to do mnie dociera. To nie nagranie.

To moje wspomnienie.

Dlaczego ktoś puszcza w kinie coś, co jest tylko w mojej głowie...?

― Jest kilka innych momentów, które wyjątkowo lubię.

Męski głos rozlega się gdzieś za moimi plecami. Odwracam się na swoim miejscu, aby sprawdzić, kto do mnie dołączył. Na szczycie schodów, przy wejściu do sali, stoi przystojny facet. Mrużę powieki, chcąc dostrzec jak najwięcej szczegółów w tym dziwnym półmroku, ale średnio mi to wychodzi. Nie mam pojęcia, kto to jest. Pierwszy raz w życiu go widzę. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Opiera się nonszalancko o ścianę. Splótł dłonie za plecami, uśmiechając się przy tym ledwo dostrzegalnie pod nosem. Nie wiem, co powinnam zrobić; ten niepokój, który już wcześniej zaczęłam odczuwać, powoli we mnie narasta. Nie podoba mi się ta sytuacja. Nie czuję się bezpiecznie w towarzystwie nieznajomego faceta.

― Wycieczki do Blackwater Falls, dajmy na to ― zaczyna wymieniać tajemniczy pan. Marszczę czoło, skonsternowana, bo nie mam pojęcia, skąd wie o takich rzeczach. ― Co roku jeździliście dłuższą drogą, żeby spędzić razem więcej czasu, bo, cytując klasyka...

― "Nie cel podróży się liczy, ale sama podróż" ― przywołuję słowa swojego taty. Elegancko ubrany mężczyzna uśmiecha się szerzej; pstryka palcami prawej dłoni, wyciągając ją przed siebie, żeby mnie nią wskazać. ― ...znamy się?

― Tak ― odpowiada mi prędko. Odpycha się od ściany, powoli pokonując każdy schodek. ― I nie. To trochę skomplikowane. Wiem o tobie wszystko. Szkoda, że ty nie wiesz o mnie nic. Ale spokojnie, naprawimy to. Czasu nam raczej nie zabraknie.

Mrugam kilka razy nerwowo powiekami, mocno zdezorientowana. Niezbyt rozumiem, co ten gość ma na myśli. Najchętniej uciekłabym z sali i wróciła do domu, udając, że nic nie zaszło, ale... z jakiegoś dziwnego powodu nie mam siły, aby podnieść się z miejsca. Dlatego się nie ruszam. Obserwuję tylko uważnie mojego rozmówcę, który właśnie zatrzymał się przy rzędzie, w którym siedzę. Z trudem przełykam ślinę. Zaczynam się denerwować.

OBLIVIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz