11. Anton

13.8K 574 85
                                    

To miejsce jest idealne. Stara, opuszczona fabryka nadaje się do robienia najlepszego jakościowo towaru, który będzie rozprowadzany po całej Europie.
W myślach liczę zyski i to co jeszcze muszę zrobić, by to wszystko stało się twierdzą.

– To jak  kupuje pan czy nie? Chcę w końcu to sprzedać i mieć spokój – facet niecierpliwi się najwidoczniej nie ma ani grama pojęcia z kim ma doczynienia.
Podobno męczy się z tą fabryką od dobrych kilku lat. Nie miał kupców. Ta rudera to dobry pretekst.

– Kupuję – decyduję, facet wyjmuję fajkę z ust uśmiecha się przebiegle i podaje mi dłoń. Załatwiam formalności po czym zajeżdżamy do faceta, który od kilku miesięcy za dużo sobie pozwala. Kredyty trzeba spłacać.

Parkujemy przed pokaźną willą. Prycham pod nosem. Facet najwidoczniej ustawił się z moich pieniędzy. Podwórka pilnują dwa owczarki niemieckie. Wychodzę z samochodu, ładuję glocka i chowam go za pasek spodni. Sergiej podchodzi do mnie kiwając głową w podziwie.

– Stary truteń myśli, że te dwa psy go obronią? – śmieje się. Rzuca niedopałek na chodnik.
Sasza pojawia się przy moim prawym boku. Wchodzimy na posiadłość. Psy szczekają kilka razy, ale gdy napotykają wzrok Saszy spierdalają do bud. Sergiej rozgląda się po osiedlu. Przyglądam się temu idiocie, który bez żadnych ceregieli zrywa róże a z ich płatków układa obraźliwe słowo. Prycham pod nosem niedowierzając. Zakładam na nos okulary. Wchodzimy po dwóch spodkach. Naciskam dzwonek. Oleg otwiera nam w szlafroku z uśmiechem na ustach, który znika w mgnieniu oka gdy nas dostrzega. Nic nie mówi tylko odchodzi kawałek i nas wpuszcza do środka. Idę do salonu, gdzie dostrzegam dwie nagie prostytuki, które gdy nas widzą piszczą i ubierają się jak najszybciej. Oleg wkłada w ich staniki pieniądze i każe wyjść. Na stole dostrzegam wódkę i rozsypany w równe kreski towar, a obok kartę bankową. Odwracam się w jego stronę. Nie ze mną takie numery. Jego duży brzuch opina szary, puchaty szlafrok. Sasza zagląda do każdej szafki wywalaąc wszystko co się w nich mieści.

– Anton... To nie tak – zaczyna nerwowo drapiąc się po głowie. Facet wkurwiasz mnie. Wyjmuję pistolet i kładę go na stolik obok. Widzę w jego oczach przerażenie, na co podnoszę jedną brew do góry.

– Dobrze wiesz co dzieje się z takimi, którzy nie przestrzegają moich zasad. Niszczę ich i ich cały dorobek. Pożyczyłeś kawał pokaźnej sumki. Nie myślisz, że to czas, by to wszystko oddać?

– Potrzebuję jeszcze trochę czasu – mówi nerwowo składając ręce jak do modlitwy.

– Czas się skończył, jeśli do jutra do dwudziestej nie będę miał swoich pieniędzy na biurku zabije cię. Odnajdę cię wszędzie – mówię spokojnie rozglądając się po przestronnym salonie.

– Sergiej jak myślisz ten dom jest tyle wart? – kieruję pytanie do przyjaciela, który wyjmuję z pudła stare egzemplarze PlayBoya i przegląda jak kobiety magazyny modowe. Śmieje się sam do siebie. Idiota.

– Tak, tak... – odpowiada w zamyśle. Wkładam pistolet na swoje miejsce.

– To my się zbieramy – mówię Sasza szarpię Sergiej za bluzkę. Gdy drzwi posiadłości zamykają się Sergiej wybucha śmiechem. Patrzymy na niego jak na głupka.

– Chłopaki ja miałem takie egzemplarze jak byłem gówniarzem. Chowałem je przed ojcem pod łóźkiem. Oj to były czasy – kiwa głową w zamyśleniu.

– Wstyd z tobą gdzieś jechać – Sasza burczy pod nosem wyraźnie wkurwiony.

– Chwila rozrywki nikomu nie zaszkodzi gbury. Pamiętacie te cycki Pameli Anderson? – idę do przodu nie chcąc słuchać monologu Sergieja. Stary, a głupi.

– Ty Anton a pamiętasz tą dupe babki od matmy? Każdy się w niej bujał. Mnie to zawsze stawał na matmie – Ja pierdole. Sasza siada za kierownicą. Sergiej koło mnie.

– Ty lepiej kurwa szukaj tej suki, która spierdoliła z moim pieniędzmi – Gdy Marina wzięła moje pieniądze burdel był pod opieką Sergieja. Ja w tym czasie byłem w Berlinie. A, że on myśli tylko fiutem to ma. Suka wykiwała go w jeden z najprostrzych sposobów.

– Dobra, stary wyluzuj. Znajdziemy ją – wyszukuje coś w telefonie. Jego noga dyga do melodii piosenki z radia. Nie wiem czemu on ma dziś taki wyśmienity chumor.

– Coś strasznie długo ci się schodzi – Sasza wtrąca się patrząc w lusterko. Po chwili orientuje się czemu Sergiej ma taki dobry chumor. Jest zalany w trzy dupy. Kiwam głową.

– A ty przypadkiem nie za ostro traktujesz tą polkę?  Przecież ona nic nie zrobiła. Od samego przebywania z twoją babką mam traumę – wzdryga się.

– To co twoim zdaniem geniuszu powinienem zrobić, słucham? – przekręcam głowę w jego stronę. Zająkuje się po czym ze śmiechem mówi:

– Wypuścić i tak jej nie możesz. To chociaż nie traktuj jej jak takie gówno. Zacznij małymi kroczkami na przykład zakup nowe krzesło do ogrodu – wybucha śmiechem.

– Dobrze, że nie ty jesteś pakhanem, bo tak to cała Bratva poszłaby w pizdu.

***

Wchodzę do jadali i od razu słyszę krzyki mojej babki. Przeklęte babsko. Gdy Sasza i Sergiej słyszą jej głos spierdalają w popłochu. Idę do windy, jadę prosto do gabinetu. Gdy już w nim jestem każe Iwanowi wypuścić rudego sierściucha kobiety z jej pokoju, by dała dziewczynie spokój.

– Gdzie jest Klakier! Koteczku gdzie jesteś! Kici kici! – uśmiecham się pod nosem, gdy po pół godzinie słyszę krzyk kobiety.

Po paru rozmowach telefonicznych idę do pokoju dziewczyny. Leży z podciągniętymi nogami do brody na łóżku. Słyszę jak płaczę, ale nie robi to na mnie wrażenia. Łzy to oznaka słabości, a człowiek musi być silny, by przetrwać w tym świecie.

– Bądź gotowa na osiemnastą – mówię stanowczo.

– Po co? – pyta cicho.

– Nie twój zasrany interes.
Nie toleruje spóźnialstwa.
Sama koronkowa bielizna powinna ci wystarczyć, ale jak na pierwszy raz możesz ubrać się kuso.

---------------------------------------------------

Hmmm. Jednak coś dla niej zrobił, ale szykuję coś gorszego...

Nie wiem jak wy, ale ja naprawdę lubię Sergieja. 😂

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz