Widzieli się jeszcze kilka razy. Suga dużo spał (czując się z tym okropnie, ale powieki same mu się zamykały), a Sawamura bawił się z Mitsuo. I policjantowi bardzo to odpowiadało. Zawsze chciał mieć dziecko, tylko w jego sytuacji zbyt wiele na to nadzei nie miał. I tu nagle przytrafia mu się coś takiego... Niesamowitym było, że trafił na Sugawarę. Był dla niego idealny - taki, jakiego potrzebował w życiu. Czuł, że są dla siebie stworzeni.
Mimo to, nie był w stanie jasnowłosemu mężczyźnie tego przekazać. To wciąż była ogromna przepaść, którą bał się przeskakiwać. Co jeśli nie dosięgnie drugiego brzegu i spadnie?
Dlatego na razie wolał się nie wychylać.Ale przychodził do tego małego, zaniedbanego domku. Od nowa i od nowa. Bo znajdował tam swoje szczęście, na które czekał latami i w które pokładał taką wiarę. To musiało być TO.
- Cześć, Koushi - przywitał gospodarza ogromnym uśmiechem, z wielką ochotą zamknięcia go w uścisku. Obawiał się jednak, że kiedy przytuli go do siebie to już nie puści. Lepiej się kontrolować.
- Od kiedy... Nie ważne - machnął ręką i wymusił uśmiech. Wyglądał trochę niemrawo, co zmartwiło Daichiego.
- Dobrze się czujesz...? - zapytał, nadal stojąc po zewnętrznej stronie drzwi. Suga zawsze był zmęczony i nie wyglądał na pocieszonego, ale tym razem jego oczy zdawały się wyjątkowo smutne. Nawet wypełnione wstydem, poczuciem winy.
- Sawamura - zaczął, a Daichiego zabolało to, że przyjaciel nie użył jego imienia. Czyżby sam przesadził w swoim powitaniu? Jednak nie o to w tym wszystkim chodziło - nie możesz tak robić.
- Co? Jak? - wykrztusił, przypominając sobie o czym może mówić Koushi. Przygryzł wargę w oczekiwaniu.
Oparty o framugę Sugawara najpierw głęboko westchnął, jakby przygotowywał się do trudnej wypowiedzi, a potem spojrzał wprost w oczy bruneta.
- Nie możesz zostawiać mi pieniędzy. - zrobił pauzę dla podkreślenia tych słów i kontynuował - Owszem, jestem w ciężkiej sytuacji. To nie sprawia jednak, że masz się mieszać. To mój dom, moja rodzina. Ja o to dbam, nikt inny. - W tym momencie nieco zniżył głos, jakby bolały go własne słowa - Wiem, że nie radzę sobie najlepiej. Szczególnie jako ojciec. Po prostu... To mój problem. Nie twój. To miły gest, ale nie mogę go przyjąć. - Wcisnął mu do ręki kilka banknotów, ktorych wartość koniec końców nie była bardzo wielka. Była to jednak kwestia samego gestu.
Sawamura czuł, że zepsuł. Totalnie i po całości. Jego chęć pomocy odwróciła się przeciw niemu i wyszło zupełnie nie tak jak chciał. Wiedział, że tak będzie, ale brnął w to dalej. Zbytnio zależało mu na szczęściu Sugi. Tylko, że teraz ani Suga nie będzie szczęśliwy, ani on.
Brwi policjanta zmarszczyly się jak u strapionej osoby, jego usta wygięły się smutno. Ten wyraz przypominal naprawdę zdesperowanego psa, pragnącego powrócić do domu po tym jak zirytował właściciela.
- Przepraszam - wydostało się z jego ust, a głos brzmial tak żałośnie jak bał się, że zabrzmi - nie mogę patrzeć jak cierpisz. To boli. Chcę widzieć twój uśmiech. Chcę widzieć ciebie bawiącego się z Mitsuo. On cię kocha tylko mu ciebie brakuje... I chcę - zaciął się na moment. Czy to dobra chwila na wyznania? Zapewne nie. Widząc jednak pełen nadziei wyraz twarzy Sugi nie mógł skończyć na tym, co powiedział. Ten człowiek musiał się dowiedzieć, że nie jest sam, że komuś na nim zależy. I że będzie lepiej, a miłość w jego życiu dopiero się zaczyna. - chcę być z tobą. Na ogół i też... No wiesz.
Po skończonym monologu czekał ze wzrokiem wbitym w swoje buty. Sugawara zwykle nie spieszył się z odpowiedziami, ale tym razem zajęło mu to wieki. Cóż, może zwyczajnie go zatkało po takim wyznaniu.
- Napijesz się herbaty? - usłyszał nareszcie w odpowiedzi i nie wiedział, czy głośno się roześmiać, czy zaszyć się gdzieś w kącie i płakać rzewnie. To było chyba najgorsze odrzucenie jakie w życiu mu się zdarzyło. Kompletna ignorancja. Udawanie, że nic nie powiedział. Czy naprawdę był aż tak okropny że nie zasługiwał na zwykłe "nie"?
Usiedli przy niskim stoliku i sączyli powolnie herbatę. Daichi nie wiedział, co tu jeszcze robi. Czy po tak bolesnym ciosie nie lepiej było zwinąć manatki i wrócić do domu do swojego zwyklego życia?
Chociaż nie był już pewien, co mógł nazywać swoim życiem. Przyzwyczaił się już do cicho chrapiącego Sugawary i wesołego błyskotliwego Mitsuo. To była jego codzienność. To było tym, co chciał mieć. To tu chciał przynależeć.
Jednak tu nie chodzilo o to, czego on chciał. To była już kwestia zdania Sugi. Nie da się zbudować rodziny z jednostronnym uczuciem i to fakt.- Ciężko przyjmuję do wiadomości nowe informacje - rzekł Koushi po długiej chwili ciszy i przemyśleń. - To znaczy... Nie zrozumiałem twoich słów. Były trochę abstrakcyjne jak na tamtą chwilę.
- Nie wiem, co sobie myślałem - westchnął Sawamura, ale przeanalizował ponownie słowa przyjaciela i oniemiał - Czekaj.- Myślałem, że wszystko to robisz z litości, wiesz? - kontynuował nieco drżącym głosem - bałem się, że to dla ciebie nic nie znaczy. Może pomagasz tak wielu osobom? I te pieniądze. To boli. Boli, że nie daję rady sam, choć powinienem. Przeze mnie Mitsuo cierpi... - chciał powiedziec coś jeszcze, ale gardło ścisnęło mu się w węzeł, a do oczu napłynęły łzy. Zaszlochał cicho, czując ucisk w sercu. Miał dość tego ciężaru. Życie go przygniatało i nie miał na to więcej siły. Potrzebował się na kimś oprzeć.
- Będę tu - szepnął Daichi i nagle znalazł się tuż obok Sugawary, po to by objąć go silnymi ramionami i utulić czule do swego serca.
- Wiesz co, Daichi? - rzucił niespodziewanie lekko jasnowłosy. Odsunął sie odrobinę tak, że mogli sobie patrzeć w oczy.
- No co? - dopytał zaciekawiony.- Nie chcę już być samotnym ojcem.
Daichi złożył powolny pocałunek na jego ustach zanim odpowiedział:
- Załatwione.
KONIEC
" " " " "
Nie płaczcie.
Jeszcze napiszę daisugę.
CZYTASZ
Carry on | DaiSuga
RomanceLudzie bywają zmęczeni, nie ważne jak starają się sobie radzić. Niektórzy jednak mają to szczęście, że spotykają osobę, która postanawia się nimi zaopiekować. Sugawara jest samotnym ojcem. Daichi zaś na ogół jest samotny. I nareszcie po tylu latach...