ROZDZIAŁ I

684 33 22
                                    

To było pewnego październikowego wieczoru. Kto by pomyślał, że wiadomość od nieznajomego może tak wpłynąć i zmienić moje życie. Musiałam im pomóc znaleźć tą biedną dziewczynę. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Najpierw chciałabym, żebyś poznał lub poznała to co działo sie ze mną przed tym wyścigiem z czasem.
Siedziałam sama w salonie. Była już późna noc. Jedynym źródłem światła był telewizor. Jasna poświata rozlewała sie po każdej rzeczy w pomieszczeniu. Ja natomiast leżałam na kanapie i zastanawiałam się nad swoim życiem. Nie byłam nim zadowolona mimo, że miałam dobrze płatną pracę, niestety towarzystwo marne. Każdy z biura uważa, że muszę mieć jakieś układy z szefem, że zarabiam więcej niż reszta, a ja po prostu robię wszystko za tą bandę nierobów. W sprawach sercowych nie było lepiej. Chłopak, z którym jestem już od trzech lat nigdy nie był obiektem moich westchnień. Byłam z nim raczej z rozsądku niż uczucia. Nie zastanawiając sie wstałam z kanapy i powlokłam nogami do sypialni, gdzie Lewis już spał. Położyłam sie obok i od razu zasnęłam. Około siódmej rano obudził mnie budzik w telefonie. O tej godzinie byłam już sama w domu. Ospale podniosłam sie z łóżka i przecierając twarz poszłam sie ogarnąć do pracy. Każdy mój poranek wyglądał w ten sam sposób, co było kolejnym powodem, dla którego twierdziłam, że moje dotychczasowe życie to porażka. Najpierw kawa potem śniadanie, przebrać sie, umyć zęby i wyjść do pracy. Zrobiwszy te wszystkie rzeczy, zamknęłam na klucz drzwi od mieszkania i zbiegłam wąską klatką schodową w dół. Mieszkałam na drugim piętrze, więc nie było tragedii, co wcale nie sprawiało, że z bloku wychodziłam nie zdyszana. Wsiadłam od razu do mojego samochodu, odpaliłam silnik, włączyłam radio i byłam gotowa do drogi do pracy. Kiedy nadszedł czas wiadomości, delikatnie przekręciłam małą gałke, sprawiając, że całe wnętrze rozbrzmiało głosem spikera.
- W nocy z 15 na 16 października zaginęła Hannah Donfort, jeżeli ktoś wie coś o jej zaginięciu prosimy o kontakt z policją w Duskwood - miejscowości, z której pochodziła ta kobieta. Zdjecia zaginionej zostały umieszczone na naszej stronie internetowej oraz na naszym facebooku. Naukowcy w stanie Ohio wykryli zadziwiającą mutacje w kodzie genetycznym...
Po wiadomości o zaginionej dziewczynie wyłączyłam radio. Nie miałam ochoty dalej słuchać denerwującego głosu tego gościa. To całe Duskwood nie było wcale daleko od mojego miasteczka. Jakaś godzina drogi. Piętnaście minut później dotarłam do budynku, w którym mieściła się moja praca. Kątem oka spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim lewym nadgarstku. Była godzina za piętnaście ósma. Poprawiając swoją czarną marynarkę, przeszłam przez drzwi wejściowe. Idąc pewnym krokiem przez korytarz pełny ludzi czułam na sobie ich oceniający wzrok. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim biurze. Omijając krzywe spojrzenia dotarłam do windy. Drzwi zasunęły się przede mną i odetchnęłam z ulgą. Wcisnęłam, guzik że świecącą się na niebiesko dwójką. Nagle podnośnik wyrwał się do góry sprawiając nieprzyjemne uczucie w żołądku. Kiedy znalazłam się już na trzecim piętrze, szybkim krokiem dotarłam do mojej samotni. Rzuciłam teczkę na biurko i usiadłam przy nim zakrywając twarz dłońmi i biorąc głębokie oddechy. Chciałam zmienić tę pracę jak najszybciej, ale zarobki były tak wysokie, że byłabym chyba głupia rezygnując z niej. Kiedy już ogarnęłam się w miarę możliwości, zaczęłam szukać po szufladach wczoraj uzupełnianych papierów. Wtedy do moich drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - zawołałam.
Do biura wszedł Oliver, pracujący w pomieszczeniu obok. Niewysoki i ulany brunet o małych świńskich oczach, którym szczerze gardziłam.
- Szef chce cię widzieć.
Wykrzywiał swoje kacze usta w dość daleki od normalnego sposób. Było to dość komiczne. Za każdym razem kiedy Oliver coś do mnie mówił, próbowałam powstrzymać śmiech jak najbardziej tylko mogłam.
- Okej, dzięki
Zamknął moje biuro głośnym trzaśnięciem drzwi. Nie zwlekając podniosłam się z wygodnego krzesła i poszłam do szefa. Stojąc już przed czarnymi drzwiami, zawahałam się przez chwilę. Przeczesałam palcami włosy i niechętnie zapukałam.
- Wejść! - usłyszałam stłumiony niski głos.
Powoli prześliznęłam się do pomieszczenia.
- Chciał mnie pan widzieć.
Przede mną, przy biurku, siedział dość niski i krępy, łysy facet koło pięćdziesiątki. Zanim cokolwiek powiedział, ręką wskazał krzesło naprzeciw niego. Niepewnie podeszłam i usiadłam we wskazanym miejscu. Czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam nerwowo pocierać dłonią o dłoń oczekując informacji od szefa.
- Taaak, słuchaj Cara, dostałem ostatnio poważną skargę na ciebie od jednej z naszych pracownic. Twierdzi, że ją stalkujesz.
W tamtej chwili zamurowało mnie. Ktoś widocznie chce się mnie pozbyć stąd za wszelką cenę.
- Proszę pana, to nie prawda. Po co miałabym to robić? Tym bardziej, że przecież jest pan świadom, że ludzie w pracy za mną nie przepadają. Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Przecież dobrze mnie pan zna.
- Coś musi powodować tą niechęć, prawda? Może nie tylko ją stalkujesz? Jest ktoś jeszcze? - powiedział, próbując znaleźć wygodną pozycję do siedzenia.
- Nie podoba im się to, że zarabiam więcej niż reszta na tym samym stanowisku.
- Ah, tak. No cóż, ale jej oskarżenia są dość wiarygodne, wiesz?
- A ma chociaż dowody? - zapytałam, wyraźnie sfrustrowana całą tą rozmową.
Bez odpowiedzi, nie odrywając ode mnie wzroku, wyciągnął z szuflady białą teczkę podał mi ją. Nie zwlekając otworzyłam ją by zobaczyć, przerobione zdjęcia. Ewidentny fotoszop, ale najwidoczniej szef wierzył w to co na nich widział. Byłam świadoma tego co zamierza zrobić, ale jakoś nie potrafiłam sobie tego przyswoić.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, z tego, że muszę cię zwolnić?
Czułam jak do moich oczu cisną się łzy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie miałam kompletną pustkę. Tępo wgapiałam się gdzieś w przestrzeń.
- Przykro mi, że tak to wyszło. - powiedział, jakby próbował złagodzić sprawę. - Ciężko rozstawać się z tak dobrym pracownikiem, ale nie pozwolę, żeby takie sytuacje miały miejsce. Wróć teraz do swojego biura, zabierz wszystkie swoje rzeczy i wracaj do domu.
Wstał, poprawił granatowy garnitur, który pewnie kosztował cztery moje wypłaty i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją i skierowałam się ku drzwiom. Wyszłam bez słowa. Byłam załamana. Wiedziałam, że ludzie w mojej pracy byli podli, ale nie byłam w stanie przyswoić sobie tego, że wymyślili taką głupotę. Wszedłszy do mojego byłego już biura dałam upust emocjom. Łzy leciały mi niekontrolowanie. Pakując swoje rzeczy, zauważyłam małą żółtą karteczkę samoprzylapną na monitorze. Czarnym tuszem było na niej napisane: "Żegnamy ozięble." Podpisano pracownicy działu marketingu. Westchnęłam ciężko przecierając rękawem marynarki mokre od łez policzki. Zgniotłam ją i cisnęłam w drzwi, rzucając pod nosem niecenzuralne określenia w stronę byłych współpracowników. Szarpnęłam teczkę i jak burza wyszłam z pomieszczenia. Nagle zatrzymałam się, bo wpadłabym na szczupłą blondynkę, która zabijała mnie wzrokiem. Nie wiedziałam jak się nazywa, ale to ona sprawiła, że stałam się bezrobotna.
- Nie wiem co ci takiego zrobiłam, że ukartowałaś takie podłe gówno, ale wiedz jedno: pierdol się! - wycedziłam przez zęby.
Ona jak i stojący nieopodal mężczyźni wybuchnęli śmiechem. Chciałam wrócić jak najprędzej do domu, ukryć się pod kołdrą i odizolować się od tego całego cholernego świata. Nie myślałam nawet o tym, żeby udać się do windy tylko zbiegłam po schodach i szybkim krokiem wymijając ciekawskie spojrzenia ludzi na parterze, wyszłam z budynku. W kieszeni marynarki próbowałam się doszukać klucza od mojego samochodu. Bezskutecznie, niestety. Zestresowana, zaczęłam przeszukiwać teczkę. Znalazłam je na samym jej dnie. Trzymając je w ręku jak jakiś cenny skarb, opadłam na krawężnik, tuląc klucze do klatki piersiowej. Mając chwilę sam na sam, siedząc koło samochodu, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Rozpłakałam się bardziej niż gdy byłam sama w swoim biurze. Byłym biurze. Nie wiem, ile czasu tam siedziałam, ale byłam pewna, że czas wrócić do domu, bo przecież musiałam ugotować obiad. Niespiesznie wstałam z krawężnika i otwierając samochód weszłam do środka. Wnętrze mojej Toyoty otuliło mnie przyjemnym ciepłem i znajomym wiśniowym zapachem. Położyłam teczkę na siedzeniu pasażera i odpaliłam silnik. Zanim wyjechałam postanowiłam włączyć muzykę. Mój wybór padł na zespół Korn i piosenkę Deep Inside. Musiałam się wyładować, a w takiej sytuacji metal był jedyną oczywistą opcją. Wyjechałam z parkingu i skierowałam się ku obwodnicy. Słuchając tekstu byłam coraz bardziej wkurzona. Chcąc zostać spokojna w drodze do domu tłumiłam w sobie wszystkie emocje. W pewnym momencie będąc jakieś cztery minuty od domu nie potrafiłam tego trzymać w sobie. Zatrzymałam samochód na światłach i poczułam jak niekontrolowanie ciepłe łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Zaczęłam coś bredzić pod nosem. Uderzałam pięściami w skórzaną kierownicę. Czułam jak przepełnia mnie złość i smutek. Krzyczałam i zanosiłam się płaczem i kiedy światło zmieniło się na zielone nawet tego nie zauważyłam i ktoś kto stał za mną widocznie się zniecierpliwił, bo usłyszałam krótkie trąbnięcie. Wtedy ruszyłam i żeby przeprosić kierowcę za sobą wcisnęłam na światła awaryjne na dosłowną sekundę. Kilka minut później znalazłam się na parkingu przed moim blokiem. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk powiadomienia mojego telefonu. Wyciągnęłam z kieszeni i odblokowałam. Napisał do mnie jakiś Thomas. Nie znałam nikogo takiego.

WE WILL FIND YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz