1 kwietnia- wieczór.
To jakaś kpina, bezlitosna i koszmarna kpina! Jak można coś takiego wyrządzić niewinnemu człowiekowi! Czy dyrekcja i inni pedagodzy w tej szkole zostali wyprani z mózgu?- pomyślał Harry jedząc kolację. Przez chwilę przewinęło mu się przez myśl, że może to jest żart prima aprilisowy. ponieważ dzisiejsza data wskazywała wszem i wobec 1 kwietnia.
Po kolacji Potter udał się razem z Hermioną i Ronem do wieży Gryffindoru. Złote Trio głośno dyskutowało na temat jakże cudownej decyzji profesora Dumbledora i innych nauczycieli, ale nic nie wskazywało na to, że oni faktycznie żartowali.
- Wy to sobie wyobrażacie? Ja i Pansy?- warknęła niezadowolona Hermiona- Przecież w stu procentach dojdzie do tego, że zaczniemy rzucać na siebie haniebne klątwy!
- Herm, po pierwsze, Ty jesteś za grzeczna na rzucanie zaklęć, które mogą wyrządzić komuś krzywdę. Zostaw tę robotę Ślizgonom- powiedział Ronald patrząc się z delikatnym rozbawieniem w oczach na Granger.
Hermiona spojrzała na niego spod byka. Potter patrzył na przyjaciół i nie wiedział jak ma się zachować- czy ma się śmiać, czy płakać.
- Ronaldzie Weasley!- gwałtownie zatrzymała się gryfonka- Czy Ty siebie słyszysz? Sugerujesz mi, że pochłonie mnie śmierć? Jeszcze z rąk tej obślizgłej i paskudnej ofiary losu? Może i wyglądam na niewiniątko, ale nie dam sobą pomiatać!- wrzasnęła na rudzielca.
- Boże, uspokój się, loczku- zaśmiał się Harry- po prostu udawaj, że nie obchodzi Cię jej zdanie na Twój temat- zasugerował.
Granger oblała biała gorączka i niesamowita furia.
- Wy!- wskazała palcem na Rona i Harry'ego- jesteście jebnięci! Jak tak można? Ja głupia myślałam, że mogę na was liczyć, miałam wielką nadzieję na waszą pomoc a okazało się JAK ZWYKLE!!!- krzyknęła zrozpaczona Hermiona i pobiegła w stronę łazienek.
Ron i Potter spojrzeli się na siebie i wzruszyli ramionami.
- Przejdzie jej- rzekł Weasley.
- Taa- odpowiedział Potter.
Tymczasem w lochach Slytherinu aż wrzało. Węże miały szczęście, że nałożyli zaklęcie wyciszające na drzwi prowadzące do pokoju wspólnego, bo gdyby Snape tam wpadł, bo nauczyłby każdego z osobna latać bez użycia czarów i miotły. Nawet perfekt Slytherinu ich nie uspokajał, bo wiedział, że go również zjedzą. Co chwila padały wulgarne słowa, bluzgi i inne obelgi głównie w stronę Gryffindoru. W sumie nie trzeba było się dziwić, skoro połowa ślizgonów dostała gryfońskie pary, a jak wiadomo od lat te domu się kłóciły i skakały sobie do gardeł.
Pansy Parkinson rzucała na ogień jakieś zaklęcia z nerwów, Dracon Malfoy miał wyjebane, bo wiedział, że zabawi się Potterem w sposób niszczący jego psychikę, Zabini płakał w kącie a reszta domowników krzyczała ze złości. Nigdy nie było takiej sytuacji w lochach, że atmosfera była tak gęsta, że można było ją ciąć piłą mechaniczną i ani trochę by nie drgnęła.
2 kwietnia- poranek.
Złoty Chłopiec zwany Harrym Potterem wstał o dziwo bardzo wcześnie jak na swoje życiowe przyzwyczajenia. Według jego matematycznych obliczeń było po 6 rano, a zajęcia jak na złość zaczynał ze Ślizgonami. Na tę myśl chłopakowi chciało się wymiotować i poderżnąć sobie gardło.
Nie minęło 5 minut a Potter zwlókł się z łóżka, delikatnie je zaścielił by nie obudzić swoich towarzyszy w dormitorium, zabrał z kuferka potrzebne rzeczy by dokonać porannej toalety i udał się w stronę łazienek.
CZYTASZ
Tonę, pomóż mi, proszę. - Drarry fanfiction.
RomansaDraco Malfoy- pierwsze co się nasuwa u każdego z nas to myśl, że chłopak jest kompletnym egoistą, zapatrzonym w siebie narcyzem i bezduszną istotą. Harry Potter- kolorowy chłopak pełen radości życia, uwielbiany przez każdego ucznia. Pewnego kwietnio...