Gościnne występy hrabiego de Roquefort

4 0 0
                                    

Następny świat był spowity w pył i półmrok, bo niebo wiecznie zasłaniały ciężkie chmury. Panował tam nie-dzień i nie-noc oraz ogłuszająca cisza. Na horyzoncie majaczyła wysoka iglica czegoś, co wyglądało jak wieża lub maszt. Radu spędził kilka godzin idąc przez pustynię, aż mu się znudziło. Nie spotkał nikogo i niczego żywego. Wrócił. Zaraz za bramą portalu wyciągnął swój prepaidowy telefon i wybrał numer Czarnych Jaskółek. Ponowna wizyta w cerkwi św. Spirydiona, druga butelka, tysiąc lei jakby wyparowało w powietrzu.

W trzecim świecie napotkał stworzenia inteligentne. Były to humanoidalne istoty rozmiaru lalek dla dzieci, budujące swoją kolonię w gigantycznych, świecących w ciemności grzybach. Radu zdołał nawiązać z nimi prosty kontakt, a nawet został poczęstowany jagodami, które smakowały jak węgierskie żelki przywożone przez rodziców w latach 90. Zostawił im zapałki, obiecał przynieść pudełko szpilek. Jadąc do domu z alei Kiseleff, sprawdził stan konta i przelał sobie ze szwajcarskiego banku kolejne tysiąc lei.

Liście zebrane z drzew w pozaświatach suszył i oprawiał w ramy. Znajomym opowiadał, że przerabia je na zajęciach dekupażu. Uwierzyli.

Po czwartej podróży zauważył, że nie może domyć rąk. Ile by ich nie szorował, na paznokciach pozostawała sina poświata. Wyglądał, jakby niedokładnie zmył z nich niebieski lakier. Nawet wizyta na basenie nie pomogła, więc napisał do swojej siostry Eleny, robiącej specjalizację z dermatologii.

Wyślij zdjęcie, napisała Elena. Hm. Konieczne badanie krwi, to może być zatrucie. Nie masz tego zsinienia gdzie indziej? Błony śluzowe, gałki oczne, usta?

Calarasi zaprzeczył. Tego wieczora poszedł spać dręczony wyrzutami sumienia – a co, jeśli wskutek podróży między wymiarami poważnie się zatruł? Co powie w przychodni? Jadłem jagody od śmiesznych Smerfów mieszkających w fluorescencyjnych grzybach w innym wymiarze, do którego dostałem się przez Łuk Triumfalny dzięki krwi pozaziemskiej księżniczki? Już widział te nagłówki Radny partii rządzącej na obserwacji psychiatrycznej. Szefowa klubu zeszcza się ze szczęścia.

Następnego ranka płytki paznokci zniebieszczały całkowicie. Spanikowany Radu już pisał SMSa, że nie zjawi się na posiedzeniu zarządu Młodego Bukaresztu, ale potem przypomniał sobie o planowanym głosowaniu w sprawie jego projektu. Musiał być, inaczej cholerny Cosmin Popescu wszystkich przekabaci przeciwko. A wtedy żegnaj, druga kadencjo prezesowania, a być może i jedynko na liście w następnych wyborach.

Z drugiej strony, nie mógł tam iść z rękami jak u trupa. Radu gardził rękawiczkami odkąd skończył szesnaście lat i matka odpuściła sobie próby przekonywania go, by się ciepło ubierał. Przypominał sobie jednak mgliście, że dostał kiedyś od babci rękawiczki po dziadku. Są! Beżowe, z miękkiej skórki. Oczywiście nie było nic, co by bardziej się gryzło z dżinsami i kraciastą koszulą, w których pojawiał się na zebraniach NGOsa. Zdesperowany Radu zarzucił koszulę w drobny wzorek, spodnie od garnituru i oksfordzki bezrękawnik w romby. Jeszcze kaszmirowy szal przerzucony niedbale przez ramię, płaszcz zakupiony na pogrzeb dziadka i wypastowane trzewiki. Teraz skórkowe rękawiczki nie odcinały się tak drastycznie.

Za to Radu odcinał się stylem na tle aktywistów ruchu miejskiego, jakim był Młody Bukareszt. Koleżanki obrzuciły go tylko zdumionym spojrzeniem, ale przemilczały stylizacje równie taktownie, jak gdyby jedna z nich założyła spódnicę tył na przód.

- Ładne soczewki, Radu – powiedziała tylko wiceprezeska. Zdziwiony Calarasi zamrugał, bo nigdy w życiu nie miał na oczach kolorowych soczewek. Żałował teraz, że nie posiada kieszonkowego lusterka. Było mu głupio prosić koleżanek, a do toalety mógł się wymknąć dopiero w przerwie.

Za to cholerny Cosmin parsknął na całą siedzibę:

- To stylówka zgapiona od liberałów z PNLu? Czy zacząłeś pisać poezję z nurtu neoklasycyzmu?

Zawstydzony radny spiekł raka, a po sali przeszedł zduszony śmiech kolegów i koleżanek z zarządu.

- To tylko ubrania.

- Tak? Bo dla mnie wygląda jak klasowy statement. Pan hrabia de Roquefort zdejmie rękawiczki na czas zebrania czy woli nie brudzić rączek kontaktem z plebsem?

Zebranie ciągnęło się jak czyśćcowe męki. Wreszcie zarządzono przerwę. Radu pobiegł do toalety, jakby gonił go potwór z kolorowego lasu. Ściągnął rękawiczki ze spoconych palców. Paznokcie miał błękitne jak oczy Mela Gibsona w Walecznym sercu. Roztrzęsiony, spojrzał w lustro. W bladym świetle LEDowych jarzeniówek jego twarz była wymięta niczym u trupa wyciągniętego z wody. Jednak miała zupełnie normalny kolor. Jeśli nie liczyć tęczówek, które zmieniły kolor na fioletowy.

Anajgorsze miało dopiero nadejść.

Subiektywny przewodnik po wymiarach (cykl o multiversum #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz