EPILOG

143 13 13
                                    

Daniil korzystał z tego przepięknego niedzielnego popołudnia. Najpierw odwiedził grób przyjaciela, z którym chwilę porozmawiał o najważniejszych sprawach. Następnie schował ręce w kieszeniach i spacerem ruszył w tylko sobie znanym kierunku.

Nucił pod nosem ich wspólną, ulubioną piosenkę. Nim się obejrzał, a już dotarł w okolice polanki, gdzie razem z Francuzem spędzał każdy wolny czas. Nawet nie zauważył, że droga zajęła mu dobre pół godziny. I tak nie miał nic lepszego do robienia. To było tylko i wyłącznie ich miejsce, o którym nie wiedział nikt. Przysięgali sobie, że nigdy nie powiedzą nikomu innemu o lokalizacji.

Czasem jednak, któryś z nich przychodził tu całkiem sam, gdy potrzebował chwili dla siebie. To nie ich wina, często człowiek potrzebuje chwili na osobności, by przemyśleć kilka spraw, tak jak Kvyat w tej chwili.

Przedzierał się przez gęste zarośla, by już po niedługiej chwili wyjść na przejrzystą polankę. Całość pokrywała gęsta, bujno rosnąca i idealnie zielona trawa. Gdzieniegdzie widniały kwiatuszki, słońce oświetlało całość idealnie, aczkolwiek można było spokojnie znaleźć miejsce w cieniu pod drzewkiem.

Rosjanin usiadł wygodnie w zacisznym miejscu, zatapiając się w myślach o tym wszystkim. Zaczął wspominać przyjaciela, naprawdę znów tęsknił za nim mocniej niż powinien. Kochał Pierre'a i czasem miał tak głupie sny, gdzie wszystko było normalnie. Chciałby żeby to okazało się prawdą, ale nie. Przecież nikt po roku nie zmartwychwstanie.

-Tęsknię Pierre - szepnął, opierając się czołem o kolana, które miał przyciągnięte do klatki piersiowej. - Wciąż się zastanawiam dlaczego mnie zostawiłeś wiesz? Może to głupie, ale czasem wyobrażam sobie, że jesteś obok i rozmawiam z Tobą. Pewnie wyglądam jak wariat, ale nie obchodzi mnie to.

Podczas mówienia tego miał wrażenie, że gdzieś za plecami słyszał trzask gałęzi, ale jakoś się tym nie przejął. Już nie raz się tego przestraszyli, a za każdym razem okazywało się, że to tylko sarenka, która wcale nie chciała zrobić im krzywdy. Uwielbiali na nie patrzeć, raz nawet zastanawiali się, jak to by było mieć taką w domu.

-Pamiętasz, Pierre... mieliśmy mieć psa, zaczęliśmy już nawet rozmawiać czy wolimy rasowego, czy kundelka ze schroniska. Wybraliśmy opcję numer dwa, te maluchy potrzebują domu i miłości, a nam nie zależy na pokazywaniu się. Lubiłeś dawać innym dobry przykład... - wymieniał dalej.

W pewnym momencie dotarły do niego odgłosy liści, ostatecznie wyjaśnił to sobie jako wiejący wiatr. Dziwne uczucie nie znika, dołączyło do niego poczucie bycia obserwowanym. Daniil tłumaczył sobie to, że jest przemęczony i wszystko sobie wymyśla. Jednakże poczuł dziwnie zakłopotanie i dyskomfort.

-Widzę, że wciąż lubisz tu przychodzić... - usłyszał za swoimi plecami. Głos wydawał mu się dziwnie znajomy i niesamowicie piękny. - Nasze ulubione miejsce, tylko ty i ja... - początkowo myślał, że to kolejne omamy, ale nie wytrzymał. Odwrócił się w tamtym kierunku i wręcz zamarł. Nie mógł wydusić z siebie słowa, to było zbyt nierealne.

-Cześć Danii - powiedział uśmiechnięty Pierre, powolnym krokiem zmierzając do przyjaciela. - Tęskniłem, wiesz?

-Nie! Stop... mózgu, błagam, nie rób sobie ze mnie tych cholernych żartów - mamrotał Kvyat, ale obraz nie znikał mu sprzed oczu.

-Danii, to ja... Pierre. Ten prawdziwy ja, jestem tu - zapewniał go, kiedy już usiadł obok.

-Nie chcę znowu płakać, kiedy uświadomię sobie, że cię nie ma! Wynoś się, nienawidzę cię wyobraźnio... znowu mnie krzywdzisz! - znów musiał wyglądać jak idiota, który krzyczy na pustą przestrzeń. Miał tylko nadzieję, że nie zamkną go za to w psychiatryku.

-Spójrz na mnie, proszę cię... pozwól mi to wyjaśnić skarbie - szepnął wręcz błagalnie. Rosjanin otworzył powoli oczy. Faktycznie Francuz wciąż tu był, ale jak to możliwe, przecież ten nie żyje...

-Nie mogę... nie chcę cierpieć już więcej, tak jak po twojej stracie...

-Przepraszam... ja tak naprawdę nigdy nie odszedłem. Byłem cały czas żywy... ja po prostu, zniknąłem na długi czas. Zmieniłem imię, nazwisko i zapłaciłem mediom, by nic nie wspominały o moim istnieniu. Ja, potrzebowałem czasu na przemyślenie wszystkiego, to naprawdę bolało. Kochałem cię, a ty... nie chciałeś mnie w ten sposób, zresztą kto by chciał. Na pewno będziesz teraz wściekły, jeszcze bardziej niż do tej pory za to, że się w tobie zakochałem. Ale ja dalej coś czuję, nie mogłem już tego ukrywać... musiałem wrócić, wiedziałem, że cierpisz. Przykro mi, zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie już znać... - wymamrotał, kiedy ktoś mu przerwał.

-Skąd mam wiedzieć, że to nie moje urojenia?! No skąd?!

-Pozwolisz mi... udowodnię ci to - zagryzł nerwowo wargę, ale otrzymał pozwolenie. Kvyat wiedział, że cholernie będzie tego żałował. - Zamknij oczy... - poprosił.

Gasly wykorzystał chwilę i przysunął się do chłopaka. Obserwował jego twarz, ten naprawdę zmarniał, oczy miał podkrążone, policzki... widać było wiele kości. To nie był ten sam Daniil, ale teraz już będzie lepiej, wyciągnie go z tego. Ostatecznie nie wytrzymał i przysunął się bliżej ust starszego. Przyciągnął go do pocałunku, świat zatrzymał się dla ich dwójki. Daniil prawie natychmiast odwzajemnił jego pieszczotę. Potrzebował tego cholernie mocno. Wszystko trwało tak długo, aż obojgu nie zaczęło brakować powietrza, przez co się od siebie odsunęli.

-Kocham cię, Daniil - mruknął zadowolony Francuz, opierając czoło o to przyjaciela.

-Też cię kocham, Pierre - odparł zadowolony. Wszystko zaczęło się zamazywać.

Rosjanin obudził się z krzykiem, do tego zalany potem. Oddychał szybko i bardzo płytko, ale ten sen, to było zbyt wiele. Szybko oświecił lampkę, chcąc trochę ochłonąć.

-Wszystko dobrze? - usłyszał po boku cichutki i jeszcze mocno zaspany głos.

-Tak, tak... - odpowiedział.

-To tylko zły sen - szepnął, przez co chłopak usiadł obok. Przyglądał mu się ze zmartwieniem,

-Opowiesz mi? - otrzymał tylko skinienie głową, a później kilku, może nawet kilkunastominutową opowieść.

-Kochanie, jestem tu - zapewnił go od razu. Nie czekał długo, aż mocno się wtulił w mężczyznę.

-Wiem, nie pozwolę Ci nigdy odejść - westchnął Kvyat, obejmując go ciaśniej. 

I LOST YOU FOREVER || P. Gasly x D. KvyatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz