Od tamtej nocy, gdy po wystraszonego, zahukanego chłopca przyszedł rzekomy brat Jamesa Pottera, minęła już ponad ćwierć wieku. Czasem podczas długich, bezsennych nocy, Harry zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby Tom Riddle nie przechytrzył wuja Vernona i ciotki Petunii. Zapewne i tak chodziłby do Hogwartu. Zapewne ‒ bo jaką mógł mieć pewność? Dursley'owie byli wprost owładnięci obsesją wyleczenia go z magii, więc Harry nie wyobrażał sobie, aby z własnej woli pozwolili mu na wyjazd do placówki kształcącej czarodziejów.
Czasem śmiać mu się chciało z tego, jak żałosnymi ludźmi byli oni: mugole, zarówno jego ciotka i wuj, jak i wszyscy inni wielomiliardowi przedstawiciele tej banalnej społeczności. Czarodzieje byli unikalni, silni, zdolni: a jednak żyli zepchnięci przez ten pospolity motłoch na skraj społeczeństwa. Ponoć, jak mawiał Tom, kiedyś było inaczej. Kiedyś druidzi, wieszcze, wiedźmy zajmowali poczesne miejsce jako władcy, doradcy, mędrcy. Byli wyroczniami, zasiadali w radach, ludzie wybierali ich na przywódców, otaczali czcią, pytali o radę, od ich wiedzy uzależniali swój los, los swoich państw, rodzin i majątków. Kiedyś do czarodziejów zdążało się po wszelka pomoc. A potem to dumne i głupie zarazem społeczeństwo, zadufane w nowych ideach, tak po prostu wypluło magów, po tym jak przeżuwało ich najpierw dokładnie przez długie tysiąclecia. Magów ścigano. Torturowano. Zmuszano do ucieczek, ukrywania siebie i swojego rzemiosła. Kazano magom patrzeć na upadek cywilizacji, którą z wysiłkiem budowały i wspierały całe ich pokolenia.
To było okrutne, jeśli nie najokrutniejsze.
Tak mówił mu Lord przez te wszystkie lata, które spędził u jego boku.
Popatrzył na siebie w dużym lustrze zawieszonym w przedpokoju londyńskiego mieszkania. Mieli jeszcze dom za miastem, w pięknej okolicy. Tam mieszkała Daphne z dziećmi. Owo „zamieszkanie osobno", o którym wspomniał podczas ostatniej rozmowy z Draconem, miało być jedynie formalnością: wniesienie wniosku o separację miało nastąpić z dniem ukończenia Hogwartu przez ich najmłodsze z dzieci. Harry i tak rzadko bywał na wsi: większość czasu zajmowały mu sprawy partii, dlatego rodzinę odwiedzał w najlepszym wypadku w weekendy. Przyjrzał się swoim lekko szpakowatym włosom. Może i większość winy za rozpad ich związku należało przypisać nie tyle małżeństwu bez miłości, a jego niskiemu zaangażowaniu? Przecież wiele rodzin radziło sobie, żyło w miłości i szczęściu... Daph przecież na początku bardzo się starała ‒ to wtedy urodziło się ich troje dzieci: Sarah i Tom po roku od ślubu, Leonora dwa lata po nich... Być może to on zawalił. I co z tego? Jego zadaniem było przedłużenie rodu, co też uczynił. Jeśli Daphne była na tyle naiwna, żeby liczyć na cokolwiek innego...
Z wiekiem, co ciekawe, robił się coraz bardziej podobny do swojej matki mugolaczki. Jemu nie przeszkadzało pochodzenie kobiety, która go urodziła. Kiedyś, jako dziecko, bardzo za nią tęsknił, jednak moment, w którym Tom zabrał go od rodziny, bardzo wiele zmienił w jego życiu. Teraz, przynajmniej według Lorda, to podobieństwo mogło zostać mu ciśnięte w twarz, niczym garść błota, jeśli dobrze nie rozegra tej partii. Harry był ambitny, szalenie ambitny. Jeszcze w szkole zajmował wszystkie najważniejsze funkcje: był kapitanem drużyny Quidditcha, prefektem naczelnym, brał udział w Turnieju Trójmagicznym na swoim ostatnim roku i zwyciężył go ‒ po próbie przywrócenia tej tradycji w 1994, która zakończyła się spektakularnym sukcesem Cedrica Diggory'ego, zdecydowano, że zawody będą się odtąd odbywać nie co pięć, a co trzy lata. Dzięki niemu Slytherin wiódł prym przez całe siedem lat nauki Harry'ego.
Teraz czekał go bój, do którego przygotowywał się przez całe życie: bój ostateczny o kraj, o władzę o pozycję dla siebie i Kręgu Lorda.
Poprawił krawat zawiązany pod misternym kołnierzem koszuli écru i rozprostował ciemnozieloną szatę z wyhaftowanym ornamentem węża w koronie, owijającym swój opalizujący magią splot wokół jego pasa, z głową spoczywającą na ramieniu mężczyzny. Drapieżne oczy z czarnych brylantów lśniły przy każdym ruchu. Nie lubił przepychu, a jednak musiał pokazywać się w tych strojach rodem z filmów fantasy ilekroć Lord organizował zebranie biura, Kręgu lub zaplanowano dla niego publiczne wystąpienie. Lord Voldemort nie był postacią publiczną: działał zza kulis. Nikt nie mógł oficjalnie wiedzieć, że stoi za założeniem partii Siła Duma i Braterstwo, która obecnie przygotowywała Harry'ego na stanowisko nowego Ministra Magii, po cichu szykując się do przejęcia władzy również w parlamencie brytyjskim. Potter nie wiedział, jak Riddle chce tego dokonać, jak chce zgłosić swoją partię do wyborów. Teoretycznie, czarodzieje mieli takie same prawa wyborcze jak mugole, praktycznie jednak nigdy dotąd zbyt licznie nie brali udziału w głosowaniach. Oczywistą natomiast była jedna kwestia: SDiB nie miało żadnych szans na uczciwą walkę o władzę w kraju, dlatego jedyną szansą było oszustwo. Mnóstwo zaklęć, mnóstwo dobrze rzuconych Imperio i Obliviate na właściwych ludzi. Harry i tylko Harry wiedział, że fotel premiera jest właściwym celem Toma Riddle'a i że dopiero po jego zdobyciu ujawni światu swoje zmartwychwstanie. Cały plan wydawał się Potterowi genialny: gdy i on i Lord zajmą najbardziej wpływowe stanowiska, będą mogli w porozumieniu rządzić całym brytyjskim społeczeństwem, zarówno magicznym, jak i niemagicznym. Jak bardzo chciał zobaczyć miny Dursley'ów, gdy dowiedzą się, kim się stał ich wychowanek, Chłopiec-W-Którego-Nikt-Nie-Wierzył! Do czasu.

CZYTASZ
Mistrz (sevmione) polityczno-szpiegowski
FanfictionHarry zostaje zabrany przez Riddle'a od Dursley'ów przed swoimi 11-tymi urodzinami, co sprawia, że to nie Hagrid, a właśnie on przekazuje Potterowi pierwsze informacje o czarodziejskim świecie. 26 lat później Hermiona Granger, której związek małżeńs...