taaa jak by to ująć, w tym tygodniu wydarzyło się wiele ciekawych rzeczy może zacznę od początku. Po tym jak pokazałam isie moją kolekcję zabrzmiała koncha na kolację, wyszłyśmy bez słowa wtedy poczułam że mogę jej zaufać, poszłyśmy do pawilonu ta sama bajka co poprzednio, jedzenie, ofiara i do stolika kiedy jadłam spojrzałam na stolik domku nr. 9 widziałam że atmosfera jest jak zawsze, wesoła, dla mnie zbyt wesoła. Powinniście wiedzieć że przez 10 lat w obozie byłam sama, bez przyjaciół, samotna, skulona w kącie i przyjmująca wszystkie ciosy świata, do dziś pamiętam dzień w którym straciłam wszystko, dom, rodzinę... i chęć do życia. Odwróciłam wzrok i wtedy chejron ogłosił ognisko po kolacji, po prostu super, po kolacji poszłam z resztą herosów na ognisko, usiadłam po przeciwnej stronie ogniska co Leo z calipso, miałam ochotę ją rozerwać na strzępy i rzucić jej szczątki do Tartaru, ognisko zmieniło na chwilę kolor na ciemnoczerwony. Kto nie wie o co chodzi to szybkie ogarnięcie w temacie, chodzi o to że kolor i wysokość ognia zależy od humoru obozowiczów, ciemnoczerwony oznacza złość i żal. Isa która siedziała obok zapytała -co się dzieje? To twoja wina?- wzięłam oddech czułam rosnący we mnie smutek starałam się nie wybuchnąć płaczem, znowu to samo uczucie... samotność, ognisko na dosłownie sekundę zmieniło kolor na jasnoniebieski, isa spojrzała na mnie -ok to już na pewno twoja wina- nie odpowiedziałam nagle nad isą pojawił się znak gołębia, wszyscy na nią spojrzeli i chejron powiedział -witamy w obozie Isabello Miller, córko afrodyty- zdziwiłam się, nagle odepchnęły mnie inne córki afrodyty, czy może inaczej, siostry isy, wstałam wzięłam koc z ziemi otuliłam się nim i poszłam do siebie do domku, położyłam się na łóżku i pozwoliłam sobie na płacz wypłakałam wszystko, cały żal do świata, cały smutek, całą nienawiść do... wszystkiego, gdyby nie ja, mój strach, smutek, żal do świata tamtego dnia kiedy straciłam wszystko, wstałam wytarłam łzy i wyszłam z domku i poszłam do teatru, weszłam do środka, gwiazdy świeciły nad moją głową wzięłam gitarę, usiadłam i zaczęłam grać już nawet nie wiem co, grałam żeby wyrzucić z siebie żal i smutek, grałam i płakałam, połykałam łzy i zaczęłam śpiewać czułam jak zimno we mnie ustępuje, jak kula lodu która się rozpuszcza, pamiętam dzień kiedy jeden chłopak od apolla włożył mi w ręce gitarę żebym potrzymała nim się obejrzałam grałam jakbym robiła to od zawsze. Przestałam grać, otworzyłam oczy i zobaczyłam że stoją wokół mnie praktycznie wszyscy z obozu, dziwiłam się co tu robią nagle ktoś powiedział -od kiedy umiesz tak grać?- nie odpowiedziałam przerażona, oni... mnie podsłuchiwali, wstałam i uciekłam, w sumie nie wiem czemu ale czułam się upokorzona, usłyszeli jak gram, czułam się dziwnie zrobiłam to co zawsze kiedy czułam jak świat jest głupi, weszłam do domku na drugie piętro i przez okno wyszłam na dach, położyłam się i patrzyłam w gwiazdy, nikt mnie tu nie znalazł, nawet harpie (błagam chłopaki nie róbcie te... no i spadł geniusz jeden). Siedziałam tam nie wiem ile może godzinę może dwie, kiedy w końcu poczułam się bezpieczna, wróciłam do domku, przebrałam się w piżamę i poszłam spać, nie lubię opowiadać moich snów więc pozwolę sobie ominąć tą część mojego życia, kiedy się obudziłam była 5:12 miałam szansę iść i oglądać wschód słońca, ubrałam się, otuliłam kocem i wyszłam z domku, poszłam na wzgórze z sosną thali, usiadłam i wpatrywałam się we wschód słońca, czy apolla, czy już nie wiem, jak zwał tak zwał, nuciłam sobie pod nosem kiedy było już po najpiękniejszej części wschodu wstałam i poszłam na plażę, idąc plażą weszłam na molo, przypłynął do mnie delfin i zapytał -co się dzieje pani?- spojrzałam na niego i powiedziałam na głos -nie nazywaj mnie pani- westchnęłam -nie zasługuje na to miano- delfin zaczął zataczać kółka -twój ojciec pani kazał nam ci tak mówić- przewróciłam oczami, jako najmłodszą z całego rodzeństwa, ojciec rozpieszczał mnie jako swoją księżniczkę, miałam siedem statków i 50 delfinów na moje rozkazy (tak tak chłopaki już przestańcie) -ach ten tata- wstałam i wskoczyłam do wody -nic się nie stało- powiedziałam, pływałam tak chwilę, po jakimś czasie wyszłam z wody i poszłam do domku, chłopacy już się obudzili była 6:30 patrzyłam na chłopaków wciąż na wpół nie przytomnych (tak wyglądaliście jak zombie) i powiedziałam -dzień dobry panowie, za 15 minut śniadanie- spojrzeli na mnie pytająco -o której wstałaś?- zapytał Percy -Pan Perseusz Jackson, obrońca olimpu, jeden z wielkiej siódemki, raczył się odezwać?- zażartowałam -a tak na serio to chwilę po piątej- zrobili wielkie oczy -ok dobra bez pytań- powiedział Mike usiadłam na swoim łóżku, i zaczęłam szkicować, dokładnie kontynuowałam projekt jednej rzeczy ale nie ważne, kiedy chłopacy się ubierali zabrzmiała koncha na śniadanie -panowie do zobaczenia na śniadaniu- powiedziałam i przez okno wyskoczyłam bo po co iść do drzwi skoro okno bliżej, poszłam do pawilonu, wzięłam trzy burrito i poszłam do kolejki do trójnogu coś przykuło moją uwagę, zauważyłam że atmosfera przy każdym stoliku robiła się napięta kiedy przechodziłam obok, najbardziej przy stoliku domku Hefajstosa, zignorowałam to, po złożeniu ofiary złożonej z burrito wróciłam do stolika, kiedy oderwałam wzrok od jedzenia zauważyłam że wszyscy się na mnie patrzą, przewróciłam oczami i wróciłam do jedzenia kiedy skończyłam wstałam i wyszłam wróciłam do domku po jakimś odsłoniłam skrytkę za obrazem, czasie czyli około pół godziny przybiegła jak wystrzelona z procy isa, prawie nam drzwi z zawiasów wywaliła i trzepła nimi jake'a po nosie (no co? to było wtedy piękne), -SOPHIA!- krzyczała wpadając -co się stało?- powiedziałam ze spokojem -SZYBKO CHODŹ!- krzyknęła isa, wzięła mnie za rękę i wyciągnęła mnie z domku poszłam z nią w stronę lasu -powiesz mi wreszcie o co chodzi?- zapytałam -byłam na ściance wspinaczkowej i zobaczyłam coś ciekawego- wciągnęła mnie za drzewo i pokazała palcem między drzewa -o to mi chodzi- powiedziała szeptem, spojrzałam tam gdzie pokazywała, i zatkało mnie Leo i Calipso... się kłócili, -co do?- zapytałam -nie wiem- odpowiedziała isa -chodź idziemy- powiedziałam i cicho zawróciłam, szłyśmy lasem, i doszłyśmy rozmawiając do domku isy weszłyśmy a tam i tam akurat była alice, znajoma z domku Demeter rozdawała zaproszenia na imprezę -hej alice- powiedziałam, odwróciła się -o hej soph- i podała mi zaproszenie -dziś wieczorem impreza u nas w domku Demeter- dodała, spojrzałam na isę która właśnie brała zaproszenie od alice -będę już tak to szła- powiedziałam i wyszłam, poszłam do siebie usiadłam wzięłam kawał materiału spod łóżka, igłę i nici i zabrałam się za szycie sukienki na wieczór. Na Posejdona kiedy ja ostatnio ja byłam na imprezie?, nie pamiętam. Szyłam i szyłam aż wyszła spod moich palców turkusowa suknia sięgająca do podłogi, spojrzałam na zegarek i zamarłam ze zdziwienia bo było już po obiedzie a ja nawet nie usłyszałam dźwięku konchy, no cóż zjem kolację, mówi się trudno, wstałam i przeciągnęłam się aż mi w kościach strzeliło, wyszłam z domku, przed oczami miałam plamki, wróciłam do domku, poprawiłam kok. Nigdy nikt nie widział mnie w rozpuszczonych włosach, zrobiłam sobie warkocz i oplotłam w kok, usiadłam i zaczęłam doszywać koronkę do sukienki, nim się obejrzałam usłyszałam dźwięk konchy wzywający na kolację, wstałam i poszłam do pawilonu, nie zauważyłam że cały czas mam przez szyję przewieszoną miarkę krawiecką a na ręce bransoletkę z wbitymi szpilkami, już po prostu to olałam, wzięłam coś na szybko, złożyłam ofiarę i wróciłam do stolika i zaczęłam jeść, zerknęłam z przyzwyczajenia na stolik dzieci Hefajstosa, atmosfera wisiała na wołosku, rzadko to się zdarzało, coś musiało się dziwnego stać, potarłam ramię i skończyłam jedzenie wróciłam szybko do domku i założyłam sukienkę, zrobiłam makijaż i przejrzałam się w lustrze i nie poznałam siebie, wróciłam wspomnieniami do tych ostatnich świąt w domu, otworzyłam szafę i z dna wyciągnęłam perłową opaskę stanęłam przed lustrem i powoli założyłam opaskę, spojrzałam na siebie w lustrze -pora rzucać własne cienie mamo... dla ciebie wychodzę z cienia, będziesz ze mnie dumna... przyrzekam na Styks- nagle ktoś zapukał do drzwi, otworzyłam, okazało się że to isa, była ubrana w czerwoną spódnicę i zwykłą białą koszulkę, no ale jako córka afrodyty i tak wyglądała w tym świetnie, przyjrzała się mi -wooow wyglądasz jak milion dolarów- powiedziała z podziwem -oj tam i tak wyglądasz lepiej niż ja- powiedziałam, znowu zrobiła minę „ale mam ripostę" co już mi mówiło że się źle to skończy -nooo może...- już mi się pojawiła czerwona lampka w głowie jak tak zaczęła zdanie. Skubana zna mnie jeden dzień i już wie o mnie trochę za dużo -... w takim stroju może Leo zwróci na ciebie uwagę- i tu już ten cichy głosik w głowie powiedział -UDUŚ JĄ!!!!- ale się powstrzymałam, tylko zabijałam ją wzrokiem, a jej mina mówiła „błahahahahahaha" -chodź idziemy- powiedziałam i poszłyśmy powoli do domku Demeter kiedy weszłyśmy było już dużo ludzi, muzyka już grała stanęłyśmy pod ścianą, i nie wiem czemu ale zaczęłam szukać wzrokiem Leo (chłopaki zaraz wylądujecie za oknem) udało mi się go namierzyć przy barze i był... sam, patrzyłam na niego z rozczuleniem, według mnie był uroczy, z tymi swoimi słodkimi uszami elfa, czułam że się rozpływam a tak na serio to robiłam się czerwona, isa spojrzała na mnie i na Leo i widać jak w jej głowie rodzi się jej plan godny wielkiego geniusza zła i powiedziała -idziesz- spojrzałam na nią jak na wariatkę -zwariowałaś- powiedziałam -idziesz- stawiała na swoim -nie- powiedziałam mimo iż bardzo chciałam iść -dawaj wiem że chcesz- powiedziała, czułam jak robię się czerwona -no dobra- powiedziałam i podeszłam -hej Leo- powiedziałam, był oparty o bar -hej Soph- powiedział myślałam że odlecę -nie ma tu Calipso- powiedziałam -taa została w bunkrze- powiedział -i tak myślałem że dogadałabyś się z nią- dodał, i to mnie rozbiło od środka -niby czemu?- powiedziałam, -jesteście podobne- odpowiedział, ooo i tu mogłam wymieniać że nie ma racji, ona była zakochana wiele razy a ja nie, jakiś głos we mnie kazał mi krzyknąć -NIE TO NIE PRAWDA ONA KOCHAŁA WIELU A JA KOCHAM TYLKO CIEBIE!- powstrzymałam się, czułam jak rana w sercu znowu zaczyna krwawić, -tak na pewno- powiedziałam i nagle podeszła do mnie alice -ej soph możesz coś zagrać bo nie umiem robić za DJ'kę- spojrzałam na nią – tak zagram- powiedziałam, podała mi gitarę i poprowadziła mnie na parkiet gdzie stało krzesełko, postawiła przed mną mikrofon usiadłam, wszyscy na mnie patrzyli, wzięłam wdech i zaczęłam grać me and my broken hart nie zwracałam uwagi na wszystko, ale wiedziałam że wszyscy na mnie patrzą grałam, i graniem wyżalałam się wszystkim, kiedy skończyłam i nabrałam odwagi powiedziałam przez mikrofon -a tą piosenkę dedykuję Leo Valdez- wszyscy na niego spojrzeli on zrobił obojętną minę -no co? Niech robi co chce- pokazał na mnie ręką -pokarz co umiesz- spojrzałam na niego z rozbawianiem i zaczęłam grać heartbeat song i zaczęłam śpiewać, przyznam się dawno nie śpiewałam ale udało mi się utrzymać głos w formie, kiedy skończyłam, wszystkim opadły szczęki, nawet Leo, była cisza jak makiem zasiadł, ukłoniłam się i zeszłam z parkietu wszyscy się odsuwali mi z drogi, podeszłam do Leo którego też zatkało, wyciągnęłam mu kubek z ręki, napiłam się -mmm całkiem dobre- powiedziałam i włożyłam mu kubek z powrotem do ręki, poklepałam go po głowie i poszłam do isy pod ścianę, tylko jej nie zatkało więc przybiłyśmy żółwika, oparłyśmy się o ścianę -to było epickie- powiedziała isa, nagle wszyscy się ocknęli, poleciała muzyka i impreza trwała dalej, nagle zdałam sobie sprawę że zapomniałam o czymś bardzo ważnym... zapomniałam o skrytce za obrazem, rozejrzałam się panicznie o sali -n.. n... nie m..m..ma ich- wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na isę, ta jakby czytając mi w myślach -biegnij- powiedziała, ja szybko wyleciałam z imprezy, ale niestety... już było za późno, hoodowie już wybiegali z mojego domku śmiejąc się -co ja najlepszego zrobiłam- przyłożyłam dłonie do ust i uciekłam do lasu, biegłam kilka minut, stanęłam nad strumieniem zefira, uklękłam nie mogąc uwierzyć we własną głupotę, nagle jak grom uderzył mnie głos za mną -wyglądasz jak najada- no nie to chyba jakiś słaby żart, pomyślałam rozpoznając głos Leo -czemu uciekłaś?- zaczęłam wstawać z zamkniętymi oczami, odwróciłam się, rozłożyłam ręce i powiedziałam -proszę... śmiej się- bałam się odpowiedzi -z czego?- powiedział, ja opuściłam ręce -już wszyscy wiedzą?- zapytałam -na razie tylko ja- zapadła chwila ciszy, po chwili Leo uśmiechnął się głupkowato ale za razem słodko -chcesz autograf?- zapytał i właśnie to mnie rozwaliło, wtedy jeszcze tego nie wiedziałam ale to te dwa słowa otworzyły nowy rozdział w moim życiu które w ciągu kilku najbliższych dni miało się zmienić nie do poznania -Valdez jak ja cię dorwę to pożałujesz- zagroziłam mu palcem -czego?- zapytał -tego że jestem taki cudowny?- zrobił aktorską pozę, chwilę się zastanawiałam to co mi wpadło do głowy było ryzykownym posunięciem ale jak to się mówi raz kozie śmierć, prawda? -tego- odpowiedziałam, podeszłam do niego i szybko go przytuliłam po sekundzie zachwycania się jego zapachem odeszłam na kilka metrów i powiedziałam przez ramię -idę pogadać z calipso- i poszłam w stronę bunkra dziewiątego.
CZYTASZ
{Córa Wody}[cz.1 Zemsta Calypso]
Novela Juvenilsądzicie że po olimpijskich herosach skończy się historia pióra R. Riordana? nie ma tak dobrze, przynajmniej nie na mojej zmianie Zapraszam was na ciąg dalszy historii naszych ukochanych postaci! Czytając tą książkę zadamy sobie pytania Czy to dobr...