11. You owe me an explanation

465 43 23
                                    

I serve you deckerstar angst because I miss them. 

Chloe

Obracała w dłoniach filiżankę kawy, którą jakimś cudem udało jej się znaleźć w apartamencie Lucyfera. Nie lubił jej pić, chyba nigdy nie widziała go w sumie z niczym innym jak z alkoholem. Była już późna godzina i cieszyła się, że Trixie wciąż była z opiekunką. 

Stukała obcasem buta niecierpliwie, wsłuchując się w odległy szum wody dochodzący z łazienki. Domyślała się, że w odpływie znikały właśnie resztki demonicznej krwi wraz z żalem i wyrzutami sumienia.
Dźwięk ucichł i przez krótki moment nastała cisza. Słyszała chwilę krzątania. Być może odwlekał tę rozmowę jak tylko potrafił. Być może obawiał się jej tak samo jak ona.

Wiedziała, że były zapewne tysiące rzeczy, o których jej dotychczas nie powiedział. Starała się to rozumieć. 

Część niej wiedziała jednak, że czegokolwiek nie będzie dotyczyć ta rozmowa, jakiekolwiek sekrety nie zostaną ujawnione... oboje zostaną w jej afekcie zranieni. 

W głowie huczały jej słowa Maze. Te wpijające się pod jej skórę słowa o tym, że Lucyfer zamordował swojego brata.

"...bo sam go zabiłeś by ratować Chloe."

Ile było w tym prawdy? Przerażało ją jaka mogła być odpowiedź. Wiedziała, że Lucyfer miał wielu braci, nawet jeśli miała okazję poznać jedynie Amenadiela.

Jej rozważania przerwały kroki. Uniosła spojrzenie dostrzegając jego sylwetkę w wątłym snopie światła dochodzącego z sypialni.

Zapinał właśnie guziki białej eleganckiej koszuli, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze z frasobliwą miną. Jego wyraźnie zarysowane mięśnie rysowały się złotą barwą w delikatnej poświacie. Napotkał jej błękitne spojrzenie i uniósł brwi zaskoczony tym, że mu się przyglądała. 

Odwróciła wzrok zdziwiona faktem, że poczuła się zawstydzona. Po raz pierwszy zostali naprawdę sami odkąd wrócił. Usłyszała jego zbliżające się kroki i ciche westchnienie, gdy opadł obok niej na skórzaną kanapę. 

-Nie mam pojęcia od czego zacząć...-powiedział.

-Najlepiej od poczatku. - starała się mówić lekkim tonem pomimo, że wewnętrznie czuła się jak jej żołądek i jelita zaciskają się w wąski supeł.

Jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu, jakby jego myśli na słowo początek poszybowały do jakiegoś oddalonego wspomnienia.

-To byłoby o wiele zbyt dużo tysiącleci do opowiedzenia -westchnął. - mógłbym spróbować, ale znudziłabyś się. - odchrząknął i spoważniał - Mój... mój brat... ten o którym wspomniała Maze - wyraźnie próbował zebrać się w sobie by wyznać jej prawdę, wydawało się jej jednak, że jakiekolwiek było to wspomnienie... sprawiało mu duży ból.

Ale musiała to usłyszeć. Obiecali sobie już dawno, że koniec z półprawdami. Pora było dotrzymać słowa, choćby nie wiem jak straszne miałyby wyjść na jaw fakty.

-Pamiętasz.... Pamiętasz tą sprawę gdzie szukaliśmy mordercy Weaponizera? Tuż po tym jak miałaś ten wypadek samochodowy..

-Tak, pamiętam. - żachnęła się- Biegałeś wtedy za mną przerażony, bo myślałeś, że twój ojciec planuje mnie zabi... - urwała nagle. Dawno zagubione wspomnienie wskoczyło na swoje miejsce, jednakże rozumiała je teraz o wiele inaczej. - Chcesz powiedzieć, że...

-Tego niestety nie wiem po dziś dzień - odparł, a w jego tonie dało się odczuć nutkę goryszy i złości. Sam najwidoczniej chciałby znać odpowiedzi na niektóre dręczące go pytania - ale, nie... to nie była sprawka mojego Ojca. Tylko mojego brata. Uriela.- głos mu zadrżał. - Uważał, że działa w imieniu Ojca. Nie wiem jednak czy rzeczywiście tak było. Postawił mi wtedy ultimatum. Albo odeślę moją matkę spowrotem do piekła, albo darowane ci na moje życzenie życie zostanie odebrane.

𝐃𝐞𝐜𝐤𝐞𝐫𝐬𝐭𝐚𝐫 | Between Heaven and HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz