🔥DAWNO CIĘ NIE WIDZIAŁAM KUZYNIE...🔥

3.8K 114 44
                                    

     Zawsze brakowało mi cierpliwości w takich momentach jak ten.  Nie lubiłam kiedy, ktoś kazał mi na siebie czekać, co dało się od razu zauważyć. Nie chodzi o to, że mi się gdzieś wtedy spieszyłam. Po prostu uważała, że jeśli ktoś chcę się ze mną natychmiast spotkać to on powinien wyczekiwać mojego pojawienia się, a nie ja. Jednak był jeden ogromny wyjątek... Moja matka... 

    Kobieta ta była niezwykle wyniosłą osobą przyświadczoną o tym, że tradycji nie można złamać. Dlatego może od najmłodszych lat wpajał mi zasady panujące na dworze oraz moje miejsce w nim. Do czasu się ich słuchałam, lecz w moim życiu pojawił się ktoś i zmienił moje podejście do wszystkiego. Nie była z tego zadowolona-to fakt, lecz musiała zaakceptować moje decyzje. Mimo tego ,że jest dobrą matką to błękitna krew płynąca w naszych żyłach sprawił, że jest tym kim jest. 

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do rozświetlonego pokoju weszła moja rodzicielka. Jej długa granatowa suknia ozdobiona chyba z tysiącem drogocennych kamieni wszytych np:. w dekolt lśniła lekkim blaskiem. Od razu na nią spojrzałam. Mimo, że złość po prostu we mnie kipiała, zachowałam spokój. " Księżniczce nie wypada się unosić"-przypominałam sobie słowa kobiety, kiedy ta z kamienną twarzą podążała w moim kierunku. 

- No nareszcie-burknęła pod nosem

- Wybacz, że musiałaś na mnie czekać Lydio ale musiałam uzgodnić parę spraw w związku z twoim jutrzejszym wyjazdem- oznajmiła swoim melodyjnym, chodź dumnym głosem patrząc na mnie miodowymi oczami. 

-Nie rozumiem- odparłam marszcząc brwi, ze zdziwienia- Jutrzejszym wyjazdem? Moim? Gdzie? 

- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać- powiedziała- Jak wiesz za niedługo masz wyjść za mąż...

-Tak, ale co to ma do rzeczy matko?-przerwałam jej, lecz szybko zostałam skarcona jej wzrokiem. 

- Miraz zaproponował mi kandydata na niego i razem uzgodniliśmy, że masz wyjechać do Narnii gdzie odbędzie się ślub i wesele- dokończyła

- Ale ojciec wybrał dla mnie kandydata, kiedy jeszcze żył - oświadczyłam walecznie. 

- Jako twoja matka i jedyna opiekunka zmieniłam zdanie - stwierdziła oschle- i nie masz prawa z tym dyskutować Lydio! 

-Ale...

-Zamilcz dziecko !- przerwała mi- Nie możesz zmienić mojej decyzji. Lord Sopespian jest godniejszym kandydatem i to jego poślubisz. 

- Dobrze matko- odpowiedziałam nie chętnie- A teraz wybacz, ale mam ochotę udać się do ogrodów. 

- Vivian cię spakuje i przygotuje do podróży- rzuciła w moją stronę siostra Miraza zanim wyszłam z komnaty. 


Niezwłocznie udałam się do królewskich ogrodów. Bujna zieleń rozciągała się tam gdziekolwiek by nie popatrzeć. Jednym z najbardziej charakterystycznych znaków ogrodu były karmazynowe róże rozciągające się wszędzie. Były one wsadzane w większość miejsc, lecz to te wsadzone pod wielką płaczącą wierzbą były najpiękniejsze. Ich łodygi owinęły się wokół pnia tworząc niesamowity efekt. Było to moje ulubione miejsce. Wchodząc pod baldachim stworzony z liści wierzby zobaczyłam Williama. Uśmiech od razu wdarł mi się na twarz. Uradowana podeszłam do niego, a następnie zasłoniłam mu oczy. 

-Zgadnij kto to Will- rzekłam radośnie

- No nie wiem- jego śmiech rozniósł się po otoczeniu - Wydaje mi się, że to moja ukochana księżniczka- chłopak szybko zdjął moje dłonie ze swoich oczu i odwrócił się do mnie twarzą. Zanim zdążyłam zareagować nasze usta złączyły się w długim pocałunku. Jego dłonie przejechał po moich policzkach, a ja po prostu rozkoszowałam się to chwilą. 

- Will wiesz, że nie powinniśmy- odparła odchodząc do bruneta. Jego błękitne oczy wpatrywały się we mnie z zdziwieniem, lecz szybko zrozumiał o co chodzi. Lekko smutny przytaknął. 

-Wybacz Lydio- wyznał- Zapomniałem, że kobieta z wyższych sfer nie może spotykać się z zwykłym synem ogrodnika. 

-To nie tak Will- zaprzeczyłam- Nie obchodzi mnie kim jest twój ojciec i co robi, ale gdyby ktokolwiek zobaczyłby nas razem...- westchnęłam cicho spuszczając wzrok. 

-Nie dokańczaj- poprosił- wiem co chcesz mi przez to przekazać Lydi. 

- Will... - wyszeptałam cicho patrząc na jego przygnębioną twarz.

- Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć ?

- Właściwie to tak - oznajmiłam szeptem- Wyjeżdżam do wuja, a tam wezmę ślub. 

- Kiedy? 

-K-Kiedy co ? 

- Kiedy wyjeżdżasz? Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?  Kiedy się o tym dowiedziałaś ? - bombardował mnie pytaniami, a ja z każdym słowem coraz mocniej marszczyłam brwi.

- Wyjeżdżam jutro, dowiedziałam się przed minutą i od razu poszłam do ciebie- odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą. Wbrew temu co mu się wydawało, wszystko było rzeczywistym obrazem. Jego twarz nadal była smutna chodź pojawiły się na niej ślady złości. 

-A więc to koniec, prawda?- zapytał i spojrzał mi w oczy. Przez chwile milczałam w bezruchu, jednak szybko kiwnęła głową potwierdzający tym samym jego najczarniejsze scenariusze. - Byłaś bliska mojemu sercu Lydio, jednak teraz widzę że to nie działało w dwie strony- rzucił i odszedł. Ze zaciśniętymi wargami wpatrywałam się w oddalającego się Williama. Łzy same zaszkliły mi się w oczach, a ja bezskutecznie próbowałam z nimi walczyć. Rozstania zawsze bywają trudne, w szczególności gdy odchodzi ktoś ważny. Po mimo bólu jaki rozdzierał mi serce musiałam skupić się na wyjeździe. 

   Następnego ranka Vivian obudziła mnie o wschodzie słońca. Nie przepadam wstawać o tak wczesnej porze dnia i tym razem było tak samo. Kobieta z trudem wydarła mnie spod puchowej kołdry. Nie zadowolona ze takiego obrotu spraw zostałam ubrana w śnieżnobiałą suknie z perłami na zakończeniach haftów. Brązowe włosy po mimo mojego sprzeciwu zostały rozpuszczone, chodź i tak w niektórych miejscach znajdowały się małe kwiatki wpięte w nie dla ozdoby.  Potem wszystko działo się tak szybko... Ledwo weszłam na statek za kolejne parę godzin z niego wyszłam. Przez chwile podziwiałam piękno Narnijsko-Telmarskiego Wielkiego Portu. Zaraz koło pierwszego straganu spostrzegłam znajomą twarz. Wbrew temu, iż widziałam go ostatni raz prawie osiem lat temu to dziwnym trafem mogłam go rozpoznać. 

- Kuzynka Lydia? -zapytał podchodząc do mnie niepewnie. Zaśmiałam się spoglądając na jego zdezorientowany wyraz twarz. 

- dawno się nie widzieliśmy kuzynie, nieprawdaż ?-zapytała rozbawiona. 

- Osiem lat- stwierdził i lekko się uśmiechnął. Po chwili oboje zaśmialiśmy się w głos. Tak jak za dawnych lat, chodź były one tak bardzo dawno temu. Po chwili przytuliłam bruneta szczęśliwa, że znów mogę go zobaczyć. 

↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣

Złamana Zasada 🔥Piotr Pevensie🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz