1. Nie warto ryzykować.

2.5K 59 6
                                    


Siedziałam na nudnej lekcji, zapatrzona w swój telefon, który stanowił jedyną ucieczkę od tej matematycznej udręki. Pani Smith tłumaczyła skomplikowane wzory na tablicy interaktywnej, ale moje myśli błądziły gdzieś indziej. Automatycznie przewijałam palcem Instagrama, przeglądając posty na mojej stronie głównej, ale ekran nie chciał dać mi jakiejkolwiek rozrywki, zamykając mój umysł na monotonicznym dźwięku jej głosu.

Otoczenie wydawało się być zupełnie obce jakiemukolwiek zainteresowaniu. Przestronna sala lekcyjna, wyposażona w najnowocześniejsze technologie, nie mogła wzbudzić w nikim chęci nauki. Podstawowa matematyka, wymagana do zaliczenia trzeciego roku szkoły średniej nie dawała nic poza przygnębieniem i zamuleniem.

Moja przyjaciółka, z którą zajmowałam ostatnią ławkę przy oknie wyglądała na równie znudzoną, co ja. Nasze spojrzenia krążyły między tablicą, zegarem ściennym i naszymi telefonami, niecierpliwie oczekując na koniec tych męczących zajęć.

– Zaraz coś mnie tu trafi – odezwała się Viola po dziesięciu minutach ciszy między uczniami z jednoczesnym wywodem tej starej prukwy. – Naprawdę nikogo nie obchodzą te jej szlaczki.

– Zawsze możesz ją uświadomić w imieniu całej klasy – odwróciłam głowę w lewo, spoglądając na dziewczynę. – Taki przywilej ulubienic – uśmiechnęłam się zadziornie w jej stronę, przypominając tym samym o legendarnym wydarzeniu.

– Nawet nic mi nie mów – blondynka uciszyła mnie od razu, na co tylko prychnęłam pod nosem.

Violet Brown była jedną z moich trzech najlepszych przyjaciółek. Miała proste, blond włosy do ramion i niebieskie oczy. Była średniego wzrostu i nie posiadała kobiecego wcięcia w talii, o którym słuchałam conajmniej raz w miesiącu. Znałyśmy się kilka lat, choć miałam wrażenie, że dużo więcej. Pewnie sprawę ułatwiał charakter, który obie miałyśmy dosyć ciężki, chociaż ona i tak była lepsza ode mnie.

Vi przeprowadziła się do Los Angeles zaledwie trzy lata temu, ale wydawało się jakby była z nami od zawsze. Przypadek sprawił, że znalazła się w naszej klasie i od samego początku weszła w nasze życie jak naturalna część tej kolorowej układanki przyjaźni. To było takie prawdziwe, jakbyśmy od zawsze były związane niewidoczną nicią porozumienia, którą złapałyśmy od pierwszego dnia, kiedy tylko spojrzałyśmy sobie w oczy.

I ta właśnie, teoretycznie nieszkodliwa osoba odwaliła taką akcję, że nasza kochana nauczycielka matematyki wstawiła jej dodatkowe dwie jedynki do kolekcji, a ja już wtedy wiedziałam, że to jest blondynka mojego życia.

***

3 lata wcześniej

Pierwszy dzień liceum. Nowa etap nauki, nowi nauczyciele i wielkie grono znajomych twarzy.

Tego dnia Veronica dostała okresu i darowała sobie przyjście na matematykę, wystawiając mnie na samotne spędzanie matematyki.

Tuż przed dzwonkiem dyrektor Garcia wszedł do sali, a za nim podążała lekko skrępowana blondynka.

– Witajcie młodzieży – zaczął mężczyzna w średnim wieku, który w dobrze skrojonym garniturze prezentował się nienagannie, jak zwykle. – Oto wasza nowa koleżanka, Violet Brown – wskazał ruchem dłoni na dziewczynę. – Zaopiekujcie się nią dobrze – dokończył, a następnie opuścił salę.

Blondynka zdawała się odetchnąć z ulgą po wyjściu dyrektora i rozglądając się po klasie, minęła biurko jeszcze nieobecnej Smith.

– Mogę? – spytała, a ja kiwnęłam głową, bo i tak nie miałam co liczyć na pojawienie się przyjaciółki. – Viola – wystawił rękę w moim kierunku.

SuperLifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz