Kolejny dzień życia mego

17 0 0
                                    

Życie bywa męczące, ale całe szczęście czasami pojawia się w nim jakiś promyk radości. Ostatnie spotkanie z TwoSet Violin jest tego przykładem.
Ciągle nie dochodzi do mnie, że na prawdę ich spotkałam. Aaaaaaaaaaaa! Leżę teraz na plecach na kanapie w moim mieszkaniu i rozmyślam o tym wczorajszym dniu. Zastanawiam się czy mogłam coś jeszcze powiedzieć i jak inaczej mogłaby popłynąć nasza konwersacja. Co jeśli to ja od początku przyjmowałabym ich zamówienie? Albo udawałabym, że nie umiemy angielskiego i patrzyła jak męczą się aby wytłumaczyć co chcą? Wiem, wiem. Nie potrzebnie rozmyślam, bo to i tak było prawdopodobnie jednorazowe spotkanie i i tak ich nigdy więcej nie zobaczę, ale ja już tak mam. Ostatnio czytałam książkę Federici Bosco "Mówili, że jestem zbyt wrażliwa"**, w której pisała o hiperwrażliwości i jej doświadczeniach z nią i teraz już wiem, że należę do takich osób. Stąd mniej więcej to moje rozmyślanie co by było gdyby.
Obracam głowę w bok i widzę dwie brązowe tęczówki wpatrujące się we mnie. Uśmiecham się.

- Co moja miłości? - zwracam się do psiaka, który zaczyna merdać ogonkiem, orientując się, że zwróciłam na niego uwagę - Ugh, poczekaj chwilę, niech pani zwlecze się z kanapy i zaraz pójdziemy się przejść i pobawić. - pogłaskałam zwierzątko za uchem i wzięłam głęboki wdech
"Pora się ruszyć stara" pomyślałam i podniosłam się, wydychając powietrze.
Pies widząc, że wreszcie zaczęłam wykazywać oznaki życia po dobrych dziesięciu, dwunastu godzinach (miałam na popołudnie do pracy i stwierdziłam, że nie mogę tego zmarnować i muszę się porządnie wyspać) radośnie podbiegł do drzwi wejściowych, obok których wisiała jego smycz i zaczął kręcić się w kółko i poszczekiwać.

- Już, już, łobuzie mały. - powiedziałam - Muszę jeszcze się ogarnąć.

Podeszłam do swojej szafy i wyjełam z niej bluzę i dresy bardzo over size, a następnie chwyciłam za gumkę do włosów i związałam je w niedbałego koka. Założyłam jeszcze tylko buty i byłam gotowa do wyjścia.

- No chodź tu przystojniaku. - zwróciłam się do psa, kucając, a ten grzecznie poczekał jak przypnę mu smycz.

Wyszliśmy razem z bloku i skierowaliśmy się do pobliskiego parku dla psów. Pomimo tego, że psa mam dopiero od niedawna, to mam do niego tyle zaufania, że postanowiłam puścić go luzem, żeby trochę pobiegał z innymi psiakami. Nigdy nie zachowywał się przy mnie agresywnie i jego opiekunowie ze schroniska również mówili, że jest bardzo łagodnie usposobiony i chętnie bawi się z innymi zwierzętami.
To piękny widok kiedy twój pupil biega radośnie luzem i merda tak energicznie ogonem, że mało co na nim nie odleci.
Uśmiechnęłam się pod nosem patrząc jak mój kundelek podszedł do brązowo-białego shi-tzu oraz brązowego pudla odmiany toy i zaczął się z nimi bawić.
Obserwowałam zwierzątka z ławki, która znajdowała się niedaleko nich. Psiaki świetnie się bawiły, ale po jakiś dziesięciu, piętnastu minutach stwierdziłam, że muszę już zabrać moją pociechę i udamy się jeszcze na wspólny spacer, żeby o mnie nie zapomniał *chlip* i wiedział, że ja też jestem świetną towarzyszką zabaw.
Zagwiazdałam, zwracając na siebie uwagę mojego pupila i przykucnęłam, klepiąc rękami o uda.
- Do mnie! - zawołałam, a pies zarzucił głową i pobiegł w moim kierunku - Brawo! - powiedziałam, gdy był już koło mnie i nagrodziłam go smakołykiem. Niestety oprócz mojego psa, przybiegli do mnie jeszcze jego towarzysze zabaw.
- O nie, nie, nie. - powiedziałam do piesków - Wy nie idziecie ze mną. - odepchnęłam je lekko i przypięłam mojego kundelka, wstając i idąc w kierunku wyjścia. Jednak za nami wciąż podążał pudel wraz z shi-tzu i nie chciały nas opuścić, prowokując mojego psa do zabawy. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu ich właścicieli, ale nie mogłam odgadnąć do kogo mogą należeć. Po chwili jednak usłyszałam czyjś głos.
- Mickey! Holy!여기와(czyt. yeogiwa)!*
Ten głos... Wydawał mi się dziwnie znajomy. Obróciłam się i kolejny raz w tym tygodniu zaparło mi dech w piersiach. Zobaczyłam dwóch azjatów, byłam wręcz pewna, że dokładnie koreańczyków, zmierzając w kierunku psów. Popatrzyłam na zwierzątka. Mickey i Holy zaczęli podążać w kierunku właścicieli. Mickey i Holy. Te imiona. To nie może być zbieg okoliczności. Czyżby to oznaczało, że ta dwójka to...
- 죄송 해요 (joesong haeyo). - powiedział niższy z nich, schylając głowę w geście przeprosin za psa.
- 바보 (babo), - szturchnął go kolega - 그녀는 아마 한국어를 몰라 (geunyeoneun ama hangug-eoleul molla). We are sorry. - zwrócił się do mnie posyłając ten uśmiech. Chociaż miał maseczkę i kapelusz, po tych oczach nie miałam już żadnych wątpliwości.
- 미안할 필요 없어(mianhal pil-yo eobs-eo). - powiedziałam moim łamanym koreańskim, sama krzywiąc się na swoją złą wymowę
- 아, 한국어 할 줄 아세요 (a, hangug-eo hal jul aseyo)? - zapytał brązowooki
- Just the basic. - powiedziałam już po angielsku, uśmiechając się szeroko i gapiąc się na nich. Zauważyłam zmieszanie na ich twarzy, moim ciągły przyglądaniem się im i szybko się zreflektowałam. - Your dogs are really nice, but I have to leave and I just didn't want them to follow me out.
- Yeah, of course. - powiedział, czarnowłosy, przypinając psy do smyczy

Przygryzłam wargę. Zastanawiałam się czy się przyznać, że wiem kim są, ale znajdowaliśmy się w miejscu publicznym. Nie chciałam im robić problemów, ponieważ domyślałam się, że jak zacznęł piszczeć jak głupia to pewnie zaraz zrobi się zamieszanie i zlecą się inne kpopiarki. Wzięłam głęboki wdech. Trudno, najwyżej będę żałować.

- Soo, I got to go. - powiedziałam - It was nice meeting you and your dogs. - pomachałam, a oni odwzajemnili gest, na co moje serce przyspieszyło bicia - Chodź łobuzie. - zwróciłam się do psa - Musimy jak najszybciej opuścić ten teren, zanim eksploduję. - chwyciłam mocniej smycz i wybiegłam z pupilem za bramę parku. Oparłam się o mur i wydałam z siebie cichy okrzyk szczęścia.
- Nie wierzę. - powiedziałam sama do siebie - Czy ja przed chwilą spotkałam Min Yoongi'ego i Jung Hoseok'a we własnej osobie?! Aaaaaaaaaaaaaa! Moje życie jest spełnione.
Przez całą resztę spaceru uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gdy wróciłam do domu wiedziałam, że muszę wykonać jeden ważny telefon. Odszukałam kontakt i nacisnęłam słuchawkę.

- Stara... Nie zgadniesz kogo spotkałam.






**Książka istnieje naprawdę i polecam ;)
*
- Mickey! Holy! Chodźcie tutaj! Przepraszam.
- Głupek, przecież ona pewnie nie zna koreańskiego. Przepraszamy.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Oo, mówisz po koreańsku?
- Tylko podstawy. Wasze psy są na prawdę miłe, ale muszę już iść i nie chciałam, żeby poszły za mną.
- A tak, jasne.
- No więc, muszę już iść. Było miło poznać was i wasze psy.

To tak mniej więcej przetłumaczone dialogi po koreańsku i angielsku. Z góry uprzedzam, że to co napisałam powyżej po koreańsku jest tłumaczone z tłumacza, więc no xD Niestety nie znam na tyle dobrze koreańskiego :// ale wszystko jeszcze przede mną ;)

Okejka. Daj znać jeśli ci się podobało lub napisz co zmienić, albo wyraź swoją krytykę. To moje kolejene opowiadanie na spontanie także każda opinia jest dla mnie ważna i przydatna :D
Do następnego,
xxx
Nika

Kawiarnia sławOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz