- Wynoś się! Nie chcę cię tu więcej widzieć! - po małym salonie rozniósł się krzyk mężczyzny.
Podszedł do skulonego chłopca i wymierzył mu cios w twarz. Zacisnął boleśnie palce na jego podbródku i spojrzał mu prosto w oczy.
- To wszystko twoja wina. - wysyczał starszy, od którego aż biło alkoholem. - Gdyby nie ty, to ona by żyła.
Popchnął nastolatka na ziemię i zaczął go okładać pięściami.
- Lepiej byłoby gdybyś nigdy się nie urodził! Nie prosiłem się o takiego gówniarza! Nigdy cię nie kochałem! Ani ja, ani twoja matka! - uśmiechnął się bezczelnie. - Taki śmieć jak ty nie zasługuje na życie! - bełkotał pijacko. - Zabiłeś ją! To wszystko twoja wina! Gdybyś nigdy się nie pojawił, to moja żona by żyła! - wrzeszczał jego ojciec.
Ojciec? Tego człowieka z całą pewnością nie można było nazwać ojcem. Gdzie ta bezwarunkowa miłość do swojego dziecka? Gdzie ojcowska pomoc i rada? Peter nie rozumiał co zrobił źle. W podświadomości wiedział, że śmierć mamy nie była jego winą. To był wypadek. Zwykły wypadek, niezależny od nikogo. Nic nie można było na to poradzić. Jednak teraz chłopiec nie był taki pewny swojej niewinności. Bo dlaczego jego tata miałby go krzywdzić? Dlaczego tak nagle go znienawidził? Dlaczego go obwinia?
- Tato... - wyszeptał, a po jego policzku spłynęła łza.
- Zamknij się smarkaczu! - mężczyzna wstał i chwycił Petera za kołnierz koszuli. - Wypierdalaj!
Popchnął młodszego tak, że ten wpadł prosto na drzwi wejściowe. Nastolatek skierował swoje szeroko otwarte oczy na swojego rodziciela i przełknął ślinę. Pan Parker podszedł do niego, umiejscawiając swoją rękę przy głowie dziecka. Pochylił się nad nim, a drugą ręką mocno chwycił jego brązowe loki.
- Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem. - szepnął nastolatkowi do ucha. - Mógłbym cię tu teraz udusić. Ścisnąć twoje gardło tak, aby już nigdy więcej nikt nie usłyszał twojego irytującego głosu. - Peter zbladł i nie wstrzymywał już łez. - Ale za dużo z tym komplikacji. Nie mam nerwów do zatargów z policją.
Parker się odsunął, a wtedy dzieciak trzęsącymi się rękami złapał za klamkę. Cały roztrzęsiony usilnie starał się otworzyć drzwi, ale przez napływ emocji nie był w stanie tego zrobić. Peter zesztywniał, gdy poczuł ciepło na swoich dłoniach. Podniósł wzrok na swojego ojca, który chwycił go mocniej i przekręcił klamkę. Młodszy potknął się i spadł ze schodów. Szybko wstał i potykając się kilka razy ruszył pędem przed siebie. Biegł na oślep.
Biegł, aby być jak najdalej od tego człowieka.
Ludzie na ulicy byli ślepi na cierpienie tego dzieciaka.
Nikt nie usłyszał niemych błagań zagubionego chłopca.
___________
Ohayo!
414 słów
Witam serdecznie stare, jak i nowe duszyczki. Mam nadzieję, że choć trochę was zainteresowałam<3
Przepłyńmy razem przez to morze cringu.
Uwaga, w tym ff Ben i May Parker oraz Pepper Potts nie istnieją.
Do zobaczenia<3
CZYTASZ
PRETENCE irondad
Fanfiction❝ uważaj na tego dzieciaka, nie jest tym za kogo się podaje. ❞ tak wiele razy został oszukany, teraz nie potrafi obdarzyć nikogo zaufaniem. gra twardego, aby nie zostać zranionym. nie kocha, żeby nie cierpieć. to nie on boi się świata, świat lęka si...