2

438 45 28
                                    

- Panie prezesie, to jest wykres sprzedaży nowego toniku, który nasza firma wypuściła w zeszłym miesiącu na rynek - powiedział zdyszany mężczyzna, z trudem nadążając za znacznie wyższym szefem. 

   Wraz z kilkoma innymi pracownikami stał obok swojego szefa, trzymając pod pachą grubą, żółtą teczkę z dokumentami. Czarnowłosy mężczyzna w drogim garniturze czekał na windę rozmawiając ze swoimi podwładnymi. 

- Świetnie, dobra robota, panie Kang - odpowiedział mu, posyłając mu lekki uśmiech. - Panie Jung - zwrócił się do mężczyzny stojącego po jego lewej - proszę przygotować dokumenty dotyczące przejęcia V Corporation na spotkanie o dziesiątej. A pani Song, do wpół do dwunastej chcę mieć na moim biurku spis wszystkich inwestorów V Corporation - drzwi windy się rozsunęły, poprawił marynarkę. - Do zobaczenia za dwadzieścia minut w sali konferencyjnej - mówiąc to wszedł do windy i samotnie wjechał na najwyższe piętro osiemnastopiętrowego drapacza chmur. 

   Niespiesznie wszedł do swojego biura, wieszając brązowy płaszcz na futurystycznym wieszaku. Przeczesał włosy, podziwiając w lustrze swoje odbicie. Czasami sam nie dowierzał, jak ktoś tak idealny w środku jak i na zewnątrz może chodzić po ziemi. 

   Do biura wszedł młody mężczyzna. Wokół oczu miał wyraźne cienie, lecz sukcesywnie udawało mu się ukryć swoje zmęczenie przed pracodawcą. Postawił przed prezesem kubek z kawą, lekko kiwając głową na dzień dobry. 

- Wszystko dobrze, panie Kim? - spytał mężczyzna, nieodrywając wzroku od jakichś papierów. 

- Tak, oczywiście! - uśmiechnął się. - Za piętnaście minut ma pan spotkanie w sali konferencyjnej, a o czternastej je pan obiad z przedstawicielami V Corporation - mówił czytając zapiski z kalendarza. 

- Dziękuje, czy mam dziś jeszcze jakieś spotkania? - spytał, unosząc wzrok znad dokumentów.  

- Tak, dwa. Jedno o piętnastej trzydzieści z niejakim panem Jang i drugie o szesnastej z szefową fundacji Naturel. Później jest pan wolny, panie prezesie. 

- Dobrze, dziękuje panie Kim. Może pan wrócić do pracy - mężczyzna dygnął, wychodząc cicho z biura. 

   Seonghwa westchnął, marszcząc brwi. Nienawidził spotkań z przedstawicielami innych firm, ludźmi z zarządu i resztą tej całej hołoty. Zawsze gadali o tym samym - o pieniądzach. Do tego zawsze chodziło im o to by to od niego wyciągnąć pieniądze. Każdy z nich mógłby mieć na sobie piękne koszulki ze słowami "brać, a nie dawać". Przynajmniej nie musieliby udawać i wszystko szłoby znacznie szybciej.

   Przetarł twarz. Wziął kubek z kawą, zaciągając się jej pięknym zapachem. Kawa przygotowywana przez pana Kima za każdym razem go zaskakiwała. Wziął mały łyk, uśmiechając się pod nosem. 

- Idealna.

   Zabrał swoje rzeczy oraz dokumenty, narzucił na plecy marynarkę, po czym wyszedł z biura. Zatrzymał się w drzwiach, przypominając sobie o wykresie sprzedaży, który wręczył mu pan Kang. Cofnął się. Kątem oka dostrzegł wtedy, że pan Kim pochyla się pod biurkiem. Szeptał cicho. Był wyraźnie zmartwiony. 

- Czy coś się stało, panie Kim? - spytał, stając przed biurkiem sekretarza. 

   Mężczyzna drgnął. Odłożył komórkę od ucha, posyłając pracodawcy przepraszające spojrzenie. Pokręcił głową z zakłopotaniem. 

- Nie, nic się nie stało panie prezesie. Przepraszam, ale coś się stało u mnie w domu. Musiałem odebrać ten telefon. 

- Spokojnie, przecież nie zwolnię cię tylko, dlatego że rozmawiałeś przez telefon. Po prostu wyglądałeś na zmartwionego - spojrzał na zegarek marszcząc brew. - Przepraszam, ale muszę już wyjść. Do widzenia. 

    Wsiadł do windy. Kilku pracowników mruknęło w jego stronę ciche "dzień dobry", lecz większość była zbyt zajęta własnymi sprawami. Ponownie spojrzał na zegarek wzdychając.

- Słyszałaś o Panie Kimie? - szepnęła jakaś młoda kobieta do swojej koleżanki.

- Którym? Tym z działu sprzedaży? 

- Nie! - kobieta zniżyła głos. - Mówię o panie Kim Hongjoongu. Tym, który niedawno został sekretarzem prezesa.

- A, tak. Słyszałam o nim. Coś się z nim stało? 

- Podobno sam wychowuje córeczkę.

- Naprawdę?

- I podobno maleństwo się pochorowało - Seonghwa wytężył słuch. Czyżby to dlatego pan Kim wyglądał na zmartwionego? - Pan Kim nie miał jej z kim zostawić i musiał poprosić swoją sąsiadkę, bo nie mógł wziąć wolnego...

- Straszne! Czy prezes nie ma serca!? - powiedziała nieco za głośno jedna z kobiet. 

   Seonghwa zerknął na nie przez ramię, uśmiechając się do nich. Przyłożył swój palec do ust i upuścił do nich oczko dając im jasno do zrozumienia, że chce żeby zamilkły. Kobiety się speszyły. Muzyka unosiła się w windzie rozwiewając milczenie. 

   Gdy mężczyzna wysiadł z windy usłyszał za sobą głosy swoich pracowników. Już wiedział dlaczego pan Kim tak źle dzisiaj wyglądał. 

Oh, baby [ateez, seongjoong]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz