Rozdział 3

7 2 0
                                    

Po środku pustkowia, a jednak stosunkowo blisko portu  znajdował się magazyn, należący do pracodawcy Marcela, on sam nie wiele wiedział o działalności, do której od niedawna należał, jak i o towarze, znajdującym się w środku. Miał trzy godziny na zapakowanie wszystkiego do kontenera stojącego za magazynem, a wykonanie tego samemu jednym wózkiem widłowym nie było wcale proste, mimo tego uporał się z tym dość szybko. Jeszcze przed północą Magdzie udało się dojechać na miejsce i zapewniła go, że sprawa z Dili jest już zamknięta i mogą spokojnie ruszać. Pare minut póżniej na miejsce dotarła ciężarówka, na którą następnie zapakowali kontener.

-To wszystko?-zapytał mężczyzna, odbierający zamówienie. Był wysoki i dobrze zbudowany, jego mięśnie opinała za ciasna koszula, na oczach miał ciemne okulary, a włosy były całkowicie zakryte czarną czapką, sprawiało to, że wyglądał zarazem groźnie jak i normalnie.

-Tylko to było w magazynie...-odpowiedział lekko zmieszany Marcel, mając nadzieje, że niczego nie przeoczył.

-W takim razie ruszam, dam znać z portu, pieniądze dostaniesz, gdy dotrzemy do Norwegii.

-Do zobaczenia.-powiedział Marcel z zadowoleniem.

Mężczyzna bez pożegnania wsiadł do ciężarówki i odjechał. Marcel odetchnął z ulgą jak tylko stracił go z oczu, odwrócił się do Magdy i chciał powiedzieć, że może już iść, ale ona wydawała się być czymś bardzo zdenerwowana:

-Teraz z górki, zostało nam jedynie spakowanie się i lot.

-Jesteś pewny, że dałeś mu wszystko?- spytała wciąż zaniepokojona, możliwością przeoczenia jakiejś części towaru.

-Tak, sprawdzałem trzy razy- złapał ją za rękę - wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Rozdzielili się i oboje pojechali zapakować swoje rzeczy, żeby móc czym prędzej wyjechać.


Tymczasem Dominikowi, który jeszcze nie zdążył wyjść z byłej już pracy zostało jeszcze usunąć wszystkie pliki w służbowy  komputerze. Jednak jego uwagę przyciągnął folder, którego sam nie utworzył, był zabezpieczony hasłem, więc nie miał możliwości sprawdzenia co jest w środku. postanowił więc, że zabierze go ze sobą i zwróci jak uda mu się dotrzeć do jego zawartości. Gdy dotarł do domu dzieci już spały, żona natomiast siedziała w kuchni i rozmyślała nad czymś.

-Hej, wróciłem, przepraszam, że tak długo, miałem wyjść o 16, ale...- nie dokończył. Zauważył, że Weronika płakała i nie słucha co do niej mówił. Zaniepokojony usiadł obok niej - Co się stało, dlaczego płaczesz, bliźniaki były niegrzeczne?

-Nie, nie o to chodzi, nie miałam pieniędzy, żeby kupić coś na obiad, zjedli tylko po małej kanapce. Powiedz mi błagam, że dostałeś awans- ponownie się rozpłakała.

-Wera, nie mam dobrych wieści, nie dostałem nawet podwyżki i już raczej nie dostane, wylali mnie..- powiedział ze smutkiem- jutro dostanę ostatnią wypłatę, więc zrobimy zakupy. Co dalej to zobaczymy, ale nie ma co płakać, jakoś damy radę.




Wietrzna nocWhere stories live. Discover now