Rozdział 4

624 27 16
                                    

Z uśmiechem na twarzy zatrzymałam samochód, przecierając dłońmi skórę na kierownicy. Zerknęłam w lusterko i ujrzałam plątaninę czarnych śladów na drodze za mną. Dym jeszcze przez chwilę unosił się za nami, przysłaniając nieco obraz. Odwróciłam twarz w kierunku Calluma i parsknęłam śmiechem. Chłopak siedział cały spięty z mocno zaciśniętym pasem. Palce owinął wokół rączki nad boczną szybą tak, że aż pobielały. Przez całą naszą podróż widziałam kątem oka, jak automatycznie dociskał stopę w dywanik, w miejscu, gdzie powinien być hamulec.

— Jesteś walnięta — powiedział, wypuszczając z płuc całe powietrze. Zagłębił się w fotelu i ewidentnie odetchnął z ulgą.

— Świetna maszyna — pochwaliłam, w głębi siebie nadal czując rozszalałe emocje. Jak dobrze było się znowu wbić w swoją skórę! W dalszym ciągu czułam cudowne mrowienie w palcach. Wspaniałe uczucie. Najlepsze.

— Super, a teraz przesiadka — zarządził Callum, odpinając pasy.

— No weeeeź — jęknęłam, wykrzywiając usta w grymasie — zawiozę nas do domu!

— Nie! — rzucił natychmiast stanowczym głosem — pozwól, że sam się tym zajmę. Zrobię to na pewno dużo bezpiecznej.

— To nie bezpieczeństwo, tylko brak jaj — prychnęłam pod nosem, gdy Callum wysiadł, jednak doskonale mnie usłyszał. Nachylił się, zaglądając do środka i wbił we mnie zaskoczone spojrzenie.

— Co, proszę? — syknął — ja nie mam jaj?

Wywróciłam teatralnie oczami. Oczywiście. Trafiłam prosto w męską dumę.

— Na to wygląda — mruknęłam przesłodzonym głosem i posłałam w kierunku chłopaka nieszczery uśmiech. Wiedziałam, że tak naprawdę nie jest zdenerwowany. Naszą wymianę zdań traktowałam jak zwykłe przekomarzanki. A to chyba powinno dobrze o nas świadczyć. W końcu zacieśnialiśmy koleżeńskie więzy... miałam ochotę prychnąć w myślach. Na szczęście jednak tylko w myślach. Może szło mi już coraz lepiej.

— Ah tak — Callum na nowo wysunął głowę z auta i wyjął telefon z kieszeni — ja nie mam jaj... — mruczał na około, wystukując jakiś numer. Zmarszczyłam czoło, pochylając się nad skrzynią biegów, by móc go lepiej widzieć. — I ona mi mówi, że ja jaj nie mam — pokręcił głową na boki, przez co z parsknięciem ponownie przewróciłam oczami — no cześć Josh! Słuchaj, jesteś może gdzieś w swoich okolicach? Potrzebuje dobrą furę na moment.

Uniosłam jedną brew, a Callum wyłapując to, puścił mi oczko. Następnie stanął do mnie plecami i kontynuował rozmowę.

— No tak, tak, mam swój, ale obecnie jest zajmowany przez pewną damusię, która mnie prowokuje do wyścigu.

Czułam, jak moje oczy na nowo zaczynają lśnić. Małe starcie? Aż mnie ręce zaczynały świerzbić!

— Ale to jest prywatny wyścig. No wiem, że jest dopiero wieczór, za kogo ty mnie masz — parsknął śmiechem — dobra, przyjedziesz pod starą galerię czy nie? No i na to liczyłem stary.

Rozłączył się i rozradowany stanął ponownie przodem do mnie.

— Wyścig? — zapytałam, niepotrafiący ukryć uśmiechu.

— Wątpię — chłopak obojętnie wzruszył ramionami, wyjmując tym razem z kieszeni papierosy.

— Jak to? — Przekrzywiłam głowę, nie mogąc zrozumieć o co chodzi. Przecież słyszałam ich rozmowę.

— Chodzi mi o to, że to nie będą takie typowe wyścigi — zapalił fajkę i widząc w dalszym ciągu niezrozumienie na mojej twarzy, przejechał dłonią po czole i zaczął tłumaczyć — Josh tydzień temu przegrał w driftingu Toyotę Supre.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz