Rozdział 21

398 30 5
                                    

Wstałam rano z dobrze mi znanymi zawrotami głowy, suchością w ustach i mdłościami. Rozchyliłam powieki i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam jakieś oczy wpatrzone we mnie. Z mojego gardła wydobył się dźwięk, o jaki bym nie podejrzewała go w takim stanie.

— Spokojnie, to tylko ja — parsknął Sam. Odniosłam wrażenie, że ból przeszywa moją głowę na wylot. Musiałam na moment zamknąć oczy, ponieważ jaskrawe barwy i chwiejny obraz potęgowały poczucie mdłości.

— Matko... — mruknęłam, odgarniając włosy z czoła. Po odczekaniu paru chwil byłam gotowa ponownie spojrzeć na bruneta.

— Przyniosłem ci wodę — podał mi przyjemnie chłodną szklankę — leków jednak nie dostaniesz. To moja kara — rzucił bardziej surowym tonem. Wywróciłam oczami, czego od razu pożałowałam. Na raz opróżniłam całą szklankę.

— Dzięki. — Oddałam mu naczynie i ponownie opadłam na poduszki.

— Wstawaj, wstawaj — potrząsnął moim truchłem — jedziesz do pracy, a przy okazji jeszcze wcześniej musisz odbyć rozmowę z Markiem.

Od razu skrzywiłam się.

— O niczym innym nie marzyłam — prychnęłam, ponownie wracając do pozycji siedzącej.

— Słuchaj... — Sam odstawił szklankę na podłogę, a potem wrócił do mnie wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, widząc jego dziwną minę. — Nawet nie wiesz, jaki Mark jest wściekły — wyrzucił z siebie z wyraźnym smutkiem. Widząc melancholie i żałość bijącą od chłopaka, poczułam silny niepokój. To ten moment, gdy faktycznie przegięłam?

— Daj spokój, Sami. I tak nie było najgorzej. — Posłałam mu znaczące spojrzenie, na co minimalnie uniósł kąciki ust. Szybko jednak powrócił do niego smutek.

— Młoda, dobrze wiesz, że gdyby to ode mnie lub od Calla zależało, to temat nawet nie zostałby poruszony — przysunął się minimalnie do mnie, co znowu sprawiło, że poczułam dziwny niepokój — ale Mark...

— Czemu wszyscy nim się tak przejmują? — warknęłam nieco głośniej — on nawet nie jest u siebie, a każdy wokół niego skacze, jakby niewiadomo kto przyjechał! Rządzi się, rozkazuje na prawo i lewo, umoralnia mnie...

— Jest teraz inspektorem. Każdy ich się boi i im usługuje — wyjaśnił dużo spokojniej.

— Jest taki jak my. Niezależnie od tego, jaką funkcję pełni. Co, elektronika jest gorsza, że Lucasa już tak nie traktujecie?

— Nie rozumiesz — przetarł twarz dłonią, najwyraźniej zmęczony — Mark to nie jest osoba, z którą prowadzi się wojnę. Musisz go szanować i z całą pewnością teksty, jakimi w niego rzucasz, nie są na miejscu.

— Nienawidzę go z całego serca od pierwszego dnia i to ze wzajemnością — wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

— Moglibyście jeszcze nawiązać nić porozumie...

— NIE — przerwałam mu błyskawicznie.

— Jakoś z nami czy z Lucasem byłaś w stanie.

— Nie wyjeżdżaj mi tu z Lucasem — pogroziłam mu palcem — wkurza mnie. Może mniej od Marka, ale jednak. A z tym człowiekiem nie zamierzam mieć nigdy nic wspólnego. Pierwszego dnia pobił mnie do nieprzytomności, jak królewicz rządził się w rezydencji Lucasa i zamknął mnie w składziku, dawał mi tyle jedzenia, że pewnie bez Lucka bym zdechła i zawsze, ale to zawsze robił wszystko, żeby mi się żyło jak najgorzej. Z resztą mieszkaliśmy z wami. Sam wiesz, jak to wyglądało.

Brunet przez chwilę z widocznym niesmakiem patrzył na mnie, a potem mocno przytulił do siebie. W pierwszej chwili byłam tak zaskoczona, że z opóźnieniem również go objęłam. Zmarszczyłam brwi, zaskoczona wylewnością chłopaka.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz