Rozdział 22

368 20 6
                                    

Zaszyłam się na tarasie, udając, że nie istnieję. Że mnie nie ma, że nigdy nie było. Podkuliłam nogi, mocno oplatając wokół nich ręce. Wtulona w kąt siedziska udawałam, że zniknęłam. A gdyby tak było naprawdę? Ja z całą pewnością odetchnęłabym wtedy z ulgą. Natomiast oni zostaliby na lodzie ze swoimi abstrakcyjnymi, sennymi jawami.

Cisza spowijająca podwórko w środku nocy pchnęła mnie do głębokich rozmyślań. Przeanalizowałam wszystko, co do tej pory dane mi było przeżyć. Zajrzałam do swego wnętrza, przepatrując pozostawione tam szczątki. Zastanawiałam się, co tak naprawdę było dla mnie ważne. A jedyny cel, jaki mi przyświecał, to pokonanie ich wszystkich. Pokazanie, na czym polega władza i ile jestem warta. Zaraz po tym, spełniona i z całą pewnością usatysfakcjonowana, mogłam odejść z tego świata. Byłam pewna, że jestem na tyle silna, aby sama sobą dyrygować. Trzymać w garści pełnię swojego życia, swojego losu, samej siebie. Nikt nie mógł za mnie decydować. Ani ludzie, z którymi przyszło mi żyć, jak i siły wyższe, które nie miały decydować, co do tego, jaką ścieżkę życia wybiorę. Będę żyć na własnych zasadach i w ten sam sposób umrę.

— Mogę? — Moje coraz bardziej szalone myśli przerwał niepewny głos. Uniosłam wzrok na Lucasa, automatycznie wywracając oczami. Mój los w moich rękach. Jestem królową samej siebie. Ja decyduję, jak żyję, jak umrę, w jakim towarzystwie przyjdzie mi przebywać.

— Nie — odparłam twardo. Świat jednak nie jest prosty, więc to wcale nie wyglądało tak, jak powinno. Blondyn nieproszony wyszedł na taras i dosiadł się na podwójną sofę, gdzie postanowiłam spędzić tę noc. Odwróciłam głowę i zacisnęłam usta w wąską linię. Nie miałam ochoty na niego patrzeć.

— Wyglądasz... — zaczął, jednak nie znalazł słów, aby dokończyć myśl.

— Dzięki — wydukałam cicho. Delikatnie kołysałam się w przód i w tył. Musiałam wyglądać jak wariatka. Tak też się czułam.

— Problemy ze snem? — zagadnął,  najwyraźniej nie mając pomysłu na lepsze tematy do rozmów. Zerknęłam na niego ukradkiem. Siedział rozwalony na wypoczynku w samych bokserkach. Niebieski samolocik na piersi iskrzył w świetle towarzyszącej mi lampy ogrodowej, ponownie przykuwając moją uwagę.

— Problemy z dziewczyną? — odbiłam pałeczkę, nie mając ochoty na rozmowy o sobie. Faktycznie, zawędrowałam tutaj zaraz po tym, jak obudził mnie kolejny koszmar. Już nie radziłam sobie z poskromieniem tego wszystkiego.

— Jest jeszcze trochę zła, ale przejdzie jej. — Lekceważąco machnął ręką.

— Doskonałe podejście — zironizowałam, cicho przy tym prychając.  Do moich uszu dotarło parsknięcie Lucasa.

— Nauczyłem się tego przez rok naszego związku. — Rzucił mimochodem. Kiwnęłam głową, nie wiedząc, jak inaczej mogłabym zareagować na słowa chłopaka. — Trzymasz się jakoś?

— Jak tipsy paznokcia — wymruczałam kolejny nieśmieszny żart, który idealnie obrazował mój aktualny stan. Kątem oka dostrzegłam, jak chłopak krzywi się.

— Widać po Samie, że to przeżywa — powiedział niepewnie i ostrożnie, ale i tak rozśmieszył mnie tym.

— Nie on będzie męczył się z Markiem — wycedziłam przez zaciśnięte zęby — wiecznie pokrzywdzona księżniczka.

— Jak narazie jesteśmy tu jeszcze my — Lucas jakby nieudolnie usiłował mnie pocieszyć — zawsze możesz do mnie przyjść. Postaram się pomóc, a jak nie to chociaż wysłuchać.

— Jak ci daje do zrozumienia, że chcę pobyć sama, to jakoś mi nie pomagasz w tym — burknęłam, zaciskając mocniej palce na skórze nóg.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz