Rozdział 6

55 4 0
                                    

Następnego dnia Cas posłał po prawdziwego lekarza i pod wieczór mężczyzna przybył do dworu z najbliższego miasta, by opatrzyć rany Deana. Same w sobie nie były one najgorsze, ale Dean miał gorączkę wywołaną niewielką infekcją, z powodu której lekarz musiał się nim zająć.

Lekarz przemawiał łagodnie do Deana, który na zmianę przytomniał i odpływał, i przepisał mu maść leczniczą z wyciągami roślinnymi.

Minął kolejny dzień i Dean oprzytomniał już w pełni, gorączka nieco ustąpiła i ból był już dużo mniejszy, niż pierwszego dnia. Przysyłano jedzenie z głównego domu, ale nie towarzyszyły temu żaden list, tylko pojedyncza gałązka kwitnącej koniczyny, coś z ich przeszłości, kiedy to godzinami leżeli w koniczynie, sprawdzając, kto jako pierwszy uciekłby przed pszczołami.

Pewnego razu tam zasnęli i obudzili się odkrywając, że się ściemniło i że teraz latały nad nimi świetliki zamiast pszczół.

Jedzenie było pożywne, lepsze od tego, które zazwyczaj jedli Dean i Sam, ale było go też dużo, wystarczało dla nich obu i jeszcze trochę zostawało.

Ale Castiel nie opuszczał domu, zamknąwszy się w swoim pokoju, pomimo tego, że siostra godzinami nawoływała go z korytarza, cichym tonem mówiąc, że „przepraszała" i że Castiel „nie mógł powiedzieć ojcu!" Castiel nie odpowiedział.


Trzy dni po tym, jak Castiel położył ręce na jego bracie, Sam wciąż był wściekły. Dean próbował mu to wyjaśnić, ale nawet on nie mógł sprawić, by prawda brzmiała lepiej lub była mniej okropna, niż w rzeczywistości. Joanna dołączyła do Sama w opiece nad jego bratem, nakazując mu leżenie w łóżku i posykując z dezaprobatą, gdy tylko Dean próbował wstać lub choćby się poruszył. Kiedy wreszcie pewnego ranka bandaże wreszcie nie były zakrwawione, a gorączka całkowicie ustąpiła, Dean wrócił do pracy - ku wielkiemu niezadowoleniu Sama. Dean nie pamiętał tej nocy zbyt dobrze, ale był pewien, że Castiel przeprosił... i to wielokrotnie, kiedy go trzymał i się nim zajmował. Przysłał lekarza i jedzenie... musiało to znaczyć, że myślał poważnie, tak? Że naprawdę było mu przykro?

Sam tego nie przyznał, ale bardziej niż fizycznych ran Deana lękał się szoku emocjonalnego, który przyniosło ze sobą to naruszenie zaufania. Ale co najgorsze, to że Dean zdawał się nie być naprawdę zły na Castiela, czego Sam nawet nie był w stanie zaczynać rozumieć.


Minął tydzień od czasu, kiedy Castiel zaatakował Deana swoim gniewem i bólem; minął tydzień od czasu, gdy ktokolwiek ostatnio widział młodego pana. Służący przynosili mu jedzenie, ale w większości pozostało nietknięte, poza czasami brakującymi tu i ówdzie kawałkami.

Anna odwiedzała go każdego dnia, wsuwała mu liściki pod drzwi i szeptała przez dziurkę od klucza, błagając brata, by ten wyszedł. Nie rozumiała, czemu był na nią taki wściekły; była niesamowicie przywiązana do Deana, ale skończyłaby z tym ciągniętym przez siebie związkiem, jeśli to aż tak złościło Castiela.

Ich ojciec pojechał na biznesowe spotkanie do Nowego Jorku i miało go nie być dobrze ponad dwa miesiące. Zostawił dom w rękach Castiela wraz z długim listem pełnym instrukcji wsuniętym pod drzwi. Nie miał czasu na gierki, a wiedział, że Cas dąsał się z jakiegoś powodu.

- Bądź mężczyzną, Castielu. Zachowujesz się jak dziecko! - szczeknął przez drzwi, po czym wyszedł.

Z Milton Manor wyruszył powóz, zabierając ze sobą ich pana, a także ciemną chmurę strachu i obawy, jaką mężczyzna sprowadzał na to miejsce, gdy tylko tam był. Wciąż jednak Castiel nie opuszczał pokoju.

Milton ManorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz