Rozdział 10

83 4 1
                                    

Dean obudził się niechętnie, desperacko przywierając do ciepłego ciała, wreszcie zamrugał i całkowicie odpędził od siebie senność.

- Mmm... - tylko tyle na razie z siebie wydusił, przeciągając się i ziewając, po czym szturchnął Castiela w bok, kiedy ten zachichotał na ten słodki widok.

Cas pomógł mu wstać i złapał go, kiedy Dean się zachwiał, a potem przytrzymał na chwilę, całując go łagodnie. Dean uparł się, by Castiel pierwszy wszedł do wanny, zanurzył gąbkę głęboko w wodzie i przesunął nią po ramionach i plecach mężczyzny. Woda była letnia, ale nie najprzyjemniejsza, więc nie spędzili zbyt wiele czasu na wzajemnym myciu się; kolej Castiela nadeszła, gdy już był czysty i spowity w biały szlafrok. Ciężko było sobie odpuścić, ale Dean musiał zejść na dół, do kwater służby, i przebrać się, Castiel zresztą również potrzebował trochę czasu, by się ubrać. Przystanęli w drzwiach sypialni Casa, Dean objął kochanka i, pochyliwszy głowę, pocałował go łapczywie. Kto mógł wiedzieć, jak długo przyjdzie im czekać na następne takie spotkanie? Nie mógł znieść myśli o byciu z Casem, ale bez możliwości dotykania go, obejmowania go, nie umiał sobie nawet wyobrazić tego, jak był w stanie znosić to wcześniej.

- Będę za tobą tęsknił - powiedział z ręką na klamce i ostatni raz pocałował Casa w usta. - Kocham cię.

Po czym odwrócił się, wyślizgnął na zewnątrz i pospieszył w dół korytarzem; rozdarte ubrania prowizorycznie otulały mu ciało.

Cas oparł się o drzwi i patrzył, jak mężczyzna, z którym, jak już wiedział, chciał być na zawsze, udał się korytarzem i schodami w dół, znikając mu z pola widzenia. Parsknął cicho śmiechem i przetarł sobie dłońmi twarz, nie umiejąc powstrzymać beztroskiego uśmiechu, jaki pojawił mu się na ustach.

Dean go kochał. Naprawdę go kochał, po wszystkim, co zrobił i powiedział, i jaki był od czasu, gdy wrócił do domu. Cas w żaden sposób nie zasługiwał na miłość Deana, ale byłby cholernym głupcem, gdyby jej nie przyjął i nie cenił każdego dnia od teraz aż do śmierci. I właśnie to zamierzał robić.

Zamierzał powiedzieć ojcu i przyjąć spodziewane wydziedziczenie, ponieważ Dean znaczył dla niego więcej, niż jakakolwiek fałszywa rodzinna więź, jaka zdaniem ojca istniała między nimi. Dean był dla niego ważniejszy niż ktokolwiek inny w całym życiu, i Cas nie zamierzał dopuścić, by coś jeszcze raz weszło im w drogę. Musiał jednak porozmawiać z Anną... nie powinna się tego dowiadywać od kogoś innego.

Cas założył czyste ubranie i z pomocą kuli zrobionej przez jednego ze zdolniejszych służących pokuśtykał schodami do foyer w samą porę, aby spotkać się z posłańcem. Chłopiec przyjechał z najbliższego dużego miasta z listem, który został wysłany przez jego ojca miesiąc wcześniej. List był krótki i prosty.

Castiel,

Zostaję w Nowym Jorku dłużej, niż przewidywałem. Dbaj o posiadłość. Wrócę przed mrozami. Z poważaniem,

Pan Milton

W tej chwili w Castielu krążyły sprzeczne uczucia. Złość na ojca za to, że tak beztrosko zrzucił odpowiedzialność za dwór na barki najmłodszego syna, bez żadnego względu na jego własne plany i ambicje; pogarda do ojca, który list do syna podpisał „Pan Milton", choć, szczerze mówiąc, Cas wiedział, że powinien był już do tego przywyknąć. A wreszcie podniecenie. Jego ojca miało nie być przez jeszcze przynajmniej 4 miesiące. Cztery miesiące, w czasie których jeszcze tyle można było zrobić na terenie posiadłości. Tak wiele, by uczynić lepszym życie ludzi, do których tak się już przywiązał.


Dean nie miał pokoju dla siebie na długo, Sam szurając wszedł do środka zaledwie pół godziny później. Miał brudne, pozacinane ręce, ale zadowolenie lśniło mu na twarzy. Żartował sobie ze starszego brata na temat tego, co tamten przegapił, i jakie to musiało być nudne - zostać w domu i niańczyć chorego pana. Dean musiał się zmusić do tego, aby się uśmiechnąć, nie zaś zacząć śmiać na głos. Zazwyczaj nie był wielkim fanem przeznaczenia i podobnych temu bzdur - ale gdyby Cas nie skręcił sobie kostki, to kto wie, jak długo jeszcze krążyliby wokół siebie, jak dużo czasu by im zajęło, zanim by wreszcie znaleźli się na osobności i przezwyciężyli swe obawy, wyznając sobie swoje uczucia. Tego wieczoru Dean nie mówił zbyt wiele, udając zmęczenie po całodziennej opiece nad młodym panem, i był wdzięczny za własne zmęczenie Sama. Kiedy jego młodszy brat już spał, Dean wciąż leżał przytomny, gapił się na sufit i wracał myślami do Casa... swojego Casa...

Milton ManorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz