21.

60 7 0
                                    

"Do unto others as they've done to you 
But what the hell is this world coming to? 

Blow the universe into nothingness"


○●○

     Kolejny tydzień spędzałam między lekcjami, dormitorium i biblioteką. Po części wpływ na to miały SUMy, ale bardziej chodziło o kolejne plotki na korytarzach, a nawet Pokoju Wspólnym. Cassandra non stop spędzała czas z Jacksonem, a chłopakom nie chciałam zawracać głowy, by mogli w spokoju spędzić czas z resztą swoich przyjaciół. Dodatkowo choć z Adrianem znów zaczęliśmy normalnie rozmawiać to nadal odzywaliśmy się do siebie na wspólnych patrolach czy jak któreś miało pytanie. W skrócie stałam się niczym introwertyk i w sumie za bardzo mi to nie przeszkadzało. Przesiadując w bibliotece coraz częściej dosiadała się do mnie Ginny Weasley od czasu do czasu mnie zagadując na niezobowiązujące tematy czy żeby ją wspomóc w Eliksirach skoro poleciłam się na przyszłość. Na piątkowych zajęciach z Transmutacji zajęłam swoje stałe miejsce obok Freda. Chłopak spojrzał na mnie słuchając nadal tego co mówił do niego Lee siedzący przed nami i uśmiechnął się do mnie zaczepnie. Kiwnęłam mu lekko głową wyciągając z torby książkę i pergamin, pogrzebałam w niej chwilę za esejem, który położyłam na krawędzi ławki, wyjęłam jeszcze pióro oraz kałamarz i westchnęłam cicho odkładając torbę obok ławki. Od rana miałam podły humor, a nie poprawiali go szeptający dookoła ludzie, ani nocny patrol przez, który byłam niewyspana. Podparłam głowę na ręce, w drugiej obracając różdżkę między palcami i przymknęłam oczy.

   — Hej Black. Black! — usłyszałam z prawej strony.

     Leniwie podniosłam powieki i nie podnosząc głowy z dłoni spojrzałam w tamtą stronę. Jak mogłam się spodziewać siedział tam jeden z Gryfonów, którego kojarzyłam tylko z lekcji i nie bardzo z imienia. Nie znałam wszystkich ze swojego roku bo zwyczajnie nie było mi to potrzebne, gdy trzeba było coś załatwić z taką osobą dopytywałam się znajomych z Domu i odnajdywałam, dlatego gdy chłopak patrzył na mnie ze złośliwym uśmiechem wraz z przyjaciółmi nie bardzo skojarzyłam co może ode mnie chcieć.

   — Skoro mnie zaczepiasz to muszę zajmować sporą część twoich myśli. Niestety nie działa to w drugą stronę bo nawet nie wiem jak się nazywasz, więc odpuść na starcie nim pożałujesz tego bardziej. — mruknęłam słysząc stłumiony chichot Jordana.

   — Brandon Hudson. — uśmiechnął się ironicznie, a ja ciężko westchnęłam. Nie zamknie się póki nie skończy się popisywać. — Słuchaj mam takie pytanie do ciebie...

   — Zadaj je McGonagall, albo Johnson to one są od udzielania rad takim półgłówkom jak ty. — mruknęłam odwracając wzrok z powrotem na tablicę.

   — Sęk w tym, że pytanie jest od ciebie. Pół Gryffindoru się zastanawia kiedy po raz kolejny wprowadzisz ojca do zamku i zaprowadzisz do naszej wieży. — odezwał się niezniechęcony moim stwierdzeniem. — Co udajesz, że nie słyszysz? Wszyscy wiedzą, że jesteś podstępnym wężem, więc po co się z tym kryjesz? — dodał gdy nie odpowiadałam ignorując jego przytyk.

   — Nie. Zwyczajnie zastanawiam się czy najpierw nasłać Syriusza na ciebie czy może jednak na kogoś bardziej wartego uwagi. Trochę szkoda mi go skierować do takich Gryfonów jak ty, dla niego to żadne wyzwanie. — prychnęłam spoglądając na chłopaka kątem oka.

   — Lepiej odpuść Hudson. Black zrówna cię z ziemią słownie, a co dopiero gdyby miała się z tobą pojedynkować. — usłyszałam Lee, więc spoglądnęłam na niego z podniesioną brwią.

Quite for too longOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz