VI: Szlaban

39 7 2
                                    

Wtorek. Drugi dzień tygodnia. Fascynujące, nieprawdaż? Wtorek to jedyny dzień, w który lekcje kończymy wcześniej. Dziś postanowiłam iść z Shelly na błonia, aby porozmawiać o nowej książce, którą od niej pożyczyłam. Wyjątkowo, było dziś ciepło, więc aby wyjść na dwór wystarczyłby nam tylko sweter.

Rozmyślałam tak nad dzisiejszym popołudniem, kompletnie nie zwracając uwagi na mówiącą do mnie Millie. Pokłóciła się ostatnio ze swoją bliźniaczką, Annie, o to, jak wypowiada się "Wingardium Leviosa". Nie słuchałam jej po części dlatego, że temat był tak błahy, że nie było sensu się o niego kłócić, ale i dlatego, że właśnie czekała nas ostatnia lekcja, i to w dodatku moja ulubiona. Słuchałam końcówki wywodu Millie, gdy profesor Snape otworzył drzwi do klasy i kazał nam wejść. Jako pierwsza weszłam do pomieszczenia. Profesor stanął przed klasą, i nawet się nie witając, kazał nam wyciągnąć kociołki, po czym machnął różdżką i na tablicy pojawiły się składniki potrzebne do dzisiejszego eliksiru. Obok mnie dosiadła się Evie.

- Jak ja nie lubię tego nauczyciela, jego włosy w ogóle nie mają blasku. Nie to co moje.

Tak sobie teraz myślę i rzeczywiście nasz nauczyciel eliksirów nie jest moim ulubionym, ale za to ten przedmiot jest cudowny.

*trochę później*

Mój eliksir miał taki kolor, jaki miał mieć według instrukcji, za to eliksir Michelle miał lekko złotawy kolor. Wywar Evie miał kolor... nie do opisania. Jeszcze parę składników i...

BUM! 

Wszystko wokół pokrywała teraz smoła. Popatrzyłam w prawo i tam, gdzie miał być kociołek Evie, owszem, stał kociołek, ale bez dna, pokryty sadzą tak jak sama Evie, śmiejąca się ze swojej wpadki. Do śmiechu nie było jednak ani mi, która również pokryta byłam czarnym proszkiem i dalej unoszącym się w powietrzu dymem, ani profesorowi Severusowi, który od razu krzyknął:

- Dziś, po lekcjach, w tej sali, panna Livingstone oraz panna White. Dodatkowo jeszcze minus piętnaście punktów dla Ravenclaw.

- Dlaczego ja, panie profesorze?- Oburzyłam się. Miałam już plany co do dzisiejszego popołudnia.

- Mogłaś dla żartu źle podpowiedzieć koleżance kolejność dodawania składników do wywaru.

- Ona by tego nie zrobiła!- Broniła mnie Shelly- Zresztą dlaczego aż piętnaście punktów?!- Dodała urażona.

Nie po to harowałam tyle na zaklęciach skoro punkty poszły na marne!

- Bez dyskusji. Zrozumiano?

Po lekcji pożegnałam się z Michelle i razem z Evie ponownie usiadłyśmy na swoich miejscach. Gdy profesor już miał nam mówić, co mamy zrobić, do klasy wpadła zdyszana pani Pomfrey.

- Severusie, jesteś pilnie potrzebny w skrzydle szpitalnym. Zabrakło mi kilku eliksirów, których właśnie bardzo potrzebuję.

- Już idę, Pomfrey, zaczekaj na mnie przed moim gabinetem. A wy, czekajcie tu na mnie i niczego nie dotykajcie.- Zwrócił się do nas i szybko wyszedł z klasy. 

Nastała chwila ciszy przerywana stukaniem palców Evie o blat stołu. Było trochę niezręcznie siedzieć tak w ciemnym lochu z ledwo poznaną osobą. Już miałam coś powiedzieć, lecz towarzyszka mnie uprzedziła.

- Pamiętasz tą zieloną maź, która była na twoich notatkach kilka dni temu?

- Te "rzygi żaby", jak to określiłaś?

- Tak, i zgadnij, czyja to była żaba. Moja! Nazywa się Wubens, dostałam ją od babci. Spójrz!

Wyjęła z kieszeni coś podobnego do czarnego i spasionego ziemniaka z fioletowymi cętkami na grzbiecie oraz wielkimi, szklistymi i czarnymi oczami. 

- Śliczna, prawda? I jeszcze jaka jadowita!

Odruchowo przesunęłam swoje krzesło jak najdalej od niej.

- Pozwolili ci ją wnieść do szkoły? Ktoś w ogóle wie, że jest jadowita?!

- Tylko my, ale możesz też powiedzieć o tym swojej koleżance, lubię ją. Na pewno się ucieszy!

- Z pewnością...- Powiedziałam ironicznie. 

Całe pół godziny minęło nam na rozmawianiu o swoich rodzinach i innych nieistotnych rzeczach. Gdy profesor Snape wrócił ze skrzydła szpitalnego, kazał nam umyć wszystkie ławki w klasie bez pomocy czarów. Na szczęście wszystkie ławki przed umyciem i po wyglądały tak samo, więc gdy nauczyciel był zajęty czymś innym, odpuściłyśmy kilka tylnych ławek i przekazałyśmy, że skończyłyśmy. Zajęło nam to z trzydzieści minut, a w taki sposób oszczędziłyśmy sobie kolejnej godziny pracy.

O dziwo, bo tego się nie spodziewałam, profesor, nawet nie sprawdzając stanu ławek, kazał nam iść. Ze śmiechem pobiegłyśmy na błonia, gdzie było jednak tak zimno, że postanowiłyśmy przenieść się do pokoju wspólnego. Czekała tam na nas Michelle, która zajęła nam najlepsze fotele przy kominku, gdzie było ciepło i przytulnie.

Gdy Evie poszła do łazienki, Shelly spytała mnie, co sądzę o naszej nowej koleżance.

- Przyznam, jest trochę dziwna. Ale lubię ją, bo nie jest taka jak inni, wyróżnia się, i nie przeszkadza jej, kiedy ktoś wytyka ją palcami. Cieszę się, że miałam dzisiaj ten szlaban z nią. Po bliższym spotkaniu wiem, że będziemy się dobrze dogadywać.

- Chcecie może babeczkę z ananasem?- Spytała nas Evie, która właśnie przyszła, niosąc trzy babeczki z ananasami.

Kruczy Dziennik | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz