- Nie ma mowy, Marylo! Nie idę na żaden wieczorek taneczny... co to w ogóle za pomysł?! Czy Małgorzata nie ma ciekawszych zajęć, że organizuje jakieś amatorskie bale?
- Aniu Shirley-Cuthbert, proszę o spokój! Idziesz i to nie podlega żadnym dyskusjom. Wszystkie dziewczynki w twoim wieku umieją tańczyć, a ty? Nie potrafisz zrobić dwóch kroków w takt, nie przewracając się o własne nogi.
- Ale z kim ja tam mam tańczyć? Z Dianą? Przecież ona pójdzie z Jerrym. Nie mogę tam iść. Nie mam partnera, a wszyscy dobrze wiemy, że nie... - monolog Ani przerwało pukanie do drzwi.
Dziewczyna rzuciła pytające spojrzenie w stronę pani Zielonego Wzgórza, która tylko się niewinnie uśmiechnęła. Pełna podejrzeń Ania ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je i stanęła zdziwiona, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
Na ciemnych włosach Gilberta osiadły drobne śnieżynki. Jego ciepłe oczy ogrzewały wszechobecną zimę, a delikatnie otwarte usta wydawały na świat małe obłoczki pary, które szybowały ku górze, jakby chciały ocieplić panujący mróz. Gilbert Blythe... ale co on tu robił?!
- Panienka pozwoli... - niezręczną ciszę przerwał aksamitny głos chłopaka, gdy chwycił Anię za chudziutką dłoń i podniósłszy ją do ust, delikatnie pocałował. Ania, gdy tylko poczuła dotyk chłodnych warg chłopca, szybko wyrwała rękę i w panice zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Spojrzała na Marylę przerażonym wzrokiem, a jej twarz swoim kolorem coraz bardziej przypominała dorodnego buraka.
- Więc, skoro masz już partnera, możesz iść na potańcówkę - powiedziała kobieta, niezbyt przejęta szokiem, jaki właśnie przeżyła jej podopieczna.
- To był twój plan? To była cała twoja... twoja...
- Nie, nie moja. Po prostu Gilbert tędy przechodził i pomyślał, że zabierze cię ze sobą - odparła Maryla, aż nazbyt pewnym głosem.
- Marylo! Wiesz dobrze, że ja wcale nie mam...
- Cichutko, Aniu! Nie możesz mu odmówić, bo to będzie oznaka złego wychowania. Nie możesz przynieść nam wstydu. Zaproś Gilberta do środka.
- Ale...
- Zaproś Gilberta do środka - powtórzyła stanowczo opiekunka.
- Robię to tylko ze względu na dobre imię rodziny Cuthbertów - burknęła dziewczyna, otwierając drzwi. - Przepraszam - powiedziała Ania, robiąc przejście w drzwiach.
Chłopak obdarzył Anię jednym ze swoich - jak sądził - czarujących uśmiechów i usiadł przy stole, naprzeciw rozpromienionej od ucha do ucha Maryli.
- Może damy Ani chwilkę, żeby się ubrała sukienkę? - spytała Maryla, rzucając wymowne spojrzenie w stronę speszonej dziewczyny. Ania jęknęła tylko coś niezrozumiałego i mało zgrabnym krokiem udała się na górę.
Wyrzuciła z szafy już wszystko co w niej było - choć nie było tego wiele - i usiadła zrezygnowana na rogu łóżka.
- Co ja mam ubrać? - szepnęła sama do siebie, przejeżdżając dłonią po kilku sukienkach leżących obok. Po paru chwilach zdecydowała się na delikatnie niebieską sukienkę, która doskonale podkreślała jej błękitne oczy i sprawiała, że ogniste włosy stawały się jeszcze bardziej ogniste.
CZYTASZ
Dobre imię rodziny Cuthbertów
Fanfiction,,Och, Gilbercie... gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie..."