twenty - three

1.6K 63 19
                                    

Co za pieprzony palant! Jak on w ogóle mógł myśleć, że może się wtrącać w moje życie po tym wszystkim co zrobił?!
- Ej Lizzie...- moje przemyślenia przerwał Cameron, którego za rękę wyprowadziłam z domu aby chociaż troszkę zaczerpnąć świeżego powietrze i uspokoić się- wszystko okey? Nie wyglądasz najlepiej.
- Jest dobrze. Po prostu mnie zirytował. Przecież nic złego nie robiłam, a on zrobił problem dosłownie z niczego. W ogóle nie powinien robić mi problemu o cokolwiek!- zdenerwowana do granic prychnęłam i spojrzałam na Camerona, który w moją stronę wyciągnął paczkę papierosów. Spojrzałam tylko na niego pytająco czekając aż coś powie.
- Weź. Zejdą z ciebie emocje.- mruknął z uśmiechem. Zagryzłam wargę zastanawiając się czy wziąć czy nie. Po przeanalizowaniu szybko w głowie za i przeciw zdecydowałam
- Pieprzyć to.- mruknęłam i wyjęłam jednego papierosa z paczki. Wsadziła go w pomalowane na czerwono usta i poczekałam aż mój towarzysz odpali używkę. Gdy pierwszy raz się zaciągnęłam zaczęłam niemiłosiernie kaszleć ale po chwili się uspokoiłam.
- Pierwszy raz zawsze tak wygląda. Później będzie tylko lepiej.- chłopak uśmiechnął się delikatnie w moją stronę i sam zaciągnął się używką po chwili wypuszczając dym w przestrzeń- nie rozumiem typa. Najpierw odwalił taką słabą akcje, a później myśli, że może wszystko. Idiota.
Wzruszyłam tylko ramionami na jego słowa. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć bo ma racje. Ale Billy to Billy, zawsze działa według swoich zasad.
- Też go nie rozumiem.- mruknęłam w końcu w odpowiedzi i spaliłam do końca używkę- miło było z tobą rozmawiać ale będę się zbierać.- uśmiechnęłam się lekko zbierając swój tyłek z parapetu, na którym siedziałam i wygładziłam ubrania. Poprawiłam swoją kurtkę i włosy.- Do zobaczenia Cameron.
- Do jutra Lizzie.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Zeszłam ze schodków na ogród i następnie na ulice. Mam szczęście, że do domu mam tylko jakieś dwadzieścia minut drogi.

Szłam już dobre dziesięć minut cały czas rozmyślając nad tym co ostatnio się działo. Billy zrobił mi wielką krzywdę ale nie będę kłamać, że za nim nie tęsknie bo tęsknie i to bardzo. Westchnęłam cicho dalej idąc i zeszłam troszkę na bok bo usłyszałam nadjeżdżający samochód z tyłu. Gdy nie przejechał tylko zatrzymał się blisko za mną myślałam, że umrę ze strachu.
- Lizzie!- Billy... mogłam się tego spodziewać- Lizzie wchodź do auta. Odwiozę cię.
- Nie! Spieprzaj, Hargrove.- krzyknęłam i dalej szłam przed siebie.
- Lizzie nie rób scen!- nie poddawał się oczywiście- Lizzie wsiadaj kurwa mać do tego auta!
Trzasnął w auto otwartą dłonią i wrzasną w moją stronę na co zamarłam. Z gulą w gardle odwróciłam się uprzednio ścierając kilka łez, które nawet nie wiem kiedy wypłynęły z moich oczu
- Liz, proszę wsiądź do tego auta.- powiedział już spokojniej, a ja poddając się podeszłam do samochodu i otwarłam drzwi od strony pasażera. Gdy usiadłam i zapięłam pasy, Billy zamknął za mną drzwi i po okrążeniu pojazdu usiadł za kołkiem.
- Zapnij pasy.- mruknęłam cicho w jego stronę zanim ruszyliśmy. Spojrzałam ukradkiem widząc jego wzrok skierowany w moją osobę- Proszę.
Westchnął i wypełnił moją prośbę. Po tym odpalił auto i ruszył. Gdy jechaliśmy kawałek kompletnie nie miałam zamiaru się odzywać. Ale po zobaczeniu, że omijamy skręt, który prowadzi do mojego domu spojrzałam na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami.
-Minąłeś zakręt.- mruknęłam cały czas na niego patrząc.
- Wiem.- odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Westchnęłam na to cicho i przymknęłam oczy aby nie zdenerwować się za bardzo.
-Więc zawróć, Billy.
- Nie.- zaskoczona uniosłam brwi.
- Słucham? Masz mnie zawieźć do domu. Zawracaj w tej chwili.- podniosłam lekko głos cały czas patrząc na chłopaka.
- Lizzie. Mówię nie. Jedziemy do mnie i tam wytłumaczymy sobie wszystko.
Po jego słowach westchnęłam i usiadłam wygodniej. Wiedziałam, że nie mam szans na jakąkolwiek dyskusje z nim.
- Niech ci będzie.

||611 słów

Stay with me || Billy Hargrove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz