XXVII. Kocham ją

1.1K 59 1
                                    

Podróż do Nory nie była długa lecz wyczerpująca. Tuż przed dotarciem do celu Hermiona obudziła się i przeciągała leniwie. Draco zauważył, że po jej hojnie zakrapianej nocy nie ma prawie śladu.
- Jak się czujesz? - zagadnął widząc jak szatynka otwiera oczy.
- Przeciętnie... wyglądam okropnie - westchnęła kobieta przyglądając się swojej twarzy w lusterku auta.
- Gotowa na spacer? Nie mogę podjechać bliżej... - poinformował Malfoy parkując samochód na drodze. Domostwo rodziny Weasley'ów znajdowało się na wzgórzu, gdzie ciężko byłoby dojechać nie mając terenowego sprzętu.
- Tak, gotowa - przytaknęła Hermiona i oboje wysiedli z auta. Kobieta denerwowała się przestępując z nogi na nogę i nerwowo zerkając w stronę domu, którego szczyt wyłaniał się zza ośnieżonego wzgórza.
- Poradzisz sobie - chciał dodać jej otuchy blondyn - Wyglądasz świetnie - dodał zakładając sterczący kosmyk włosów za jej ucho.
- Nie musisz być miły... - westchnęła Hermiona przyglądając się swoim nieosłonionym przed mrozem dłoniom.
- Może chcę? - po tych słowach Granger wzruszyła jedynie ramionami i ruszyła łagodnym zboczem do Nory.

- Co ja najlepszego wyprawiam? - mruczał do siebie blondyn przyglądając się jak szatynka powoli pokonuje odległość dzielącą ją od Weasley'a - Sam wpycham ją w ramiona rudzielca. Draco, co się z tobą dzieje? Bądź facetem! - karcił się mężczyzna nie spuszczając wzroku z pleców Granger.

- Granger, zaczekaj! Idę z tobą! - krzyknął w końcu blondyn i ruszył w stronę kobiety. Hermiona słysząc jego wołanie rozluźniła się lekko. Potrzebowała teraz jego wparcia, ale bała się poprosić go, żeby podążył za nią do domu jego wroga. Niestety na dźwięk głosu blondyna zbyt szybko się odwróciła co skutkowało poślizgiem i bolesnym upadkiem - Nic ci się nie stało? - dopytywał Draco pomagając wstać szatynce.
- W porządku, tylko się potłukłam - Hermiona lekko się skrzywiła otrzepując śnieg z płaszcza. Niestety dłonie miała sine i zimne.
- Dobrze, tym razem spokojnie i powoli - poinstruował kobietę Draco i chciał ruszać pierwszy lecz Hermiona chwyciła jego dłoń. Zaskoczony zatrzymał się w pół kroku - Masz lodowate dłonie.
- Zapomniałam rękawiczek... - przyznała Hermiona spuszczając wzrok i czekając na reprymendę.
Draco nie czekając na dalsze tłumaczenia chwycił obie niewielkie dłonie Granger w swoje i potarł je delikatnie. Następnie rzucił na Hermionę czar, który odseparował kobietę od ujemnej temperatury otoczenia.
- Dziękuję - uśmiechnęła się szatynka, kiedy chłód przestał do niej docierać.
- Chodźmy - zdecydował blondyn. Oboje ruszyli w górę zbocza nadal trzymając się za ręce.
- Nie jest mi już zimno... - zauważyła szatynka jednak nie wysunęła dłoni z uścisku Malfoy'a.
- Ale możesz się poślizgnąć - dodał Draco.
- To fakt - Hermiona uśmiechnęła się do siebie. W zasadzie dotyk mężczyzny był kojący, dawał jej poczucie bezpieczeństwa i wsparcia.
Malfoy ukradkiem zerkał na zaróżowioną od marszu twarz Hermiony. Nie mógł uwierzyć, że zależało mu na jej szczęściu. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego Hermiona postanowiła rozstać się z Ronem. Kochała go. Z miłości wybrała swoje cierpienie zamiast jego. W tym momencie, kiedy blondyn odprowadzał Granger pod drzwi Nory nagle coś do niego dotarło.
- Kocham ją... - wyszeptał, jednak słowa te rozpłynęły się w powietrzu i uleciały z chłodnym zimowym wiatrem, a on mógł jedynie obserwować jak znikają. Tak samo jak postać Granger, która zniknęła chwilę wcześniej za kuchennymi drzwiami.
Draco westchną, oczyścił jeden ze schodków i opadł na niego opierając się o barierkę. Był wykończony i nieszczęśliwie zakochany, a przed nim rozpościerał się przepiękny zimowy krajobraz doliny, który mógł obserwować z samego szczytu wzgórza.

Hermiona delikatnie otworzyła drewniane drzwi, które cicho skrzypnęły. Znów znajdowała się w ukochanym miejscu, które traktowała jak dom. Odwróciła się na chwilę i przez lekko oszronioną szybę obserwowała blondyna. Malfoy przez chwilę stał wpatrując się w nią, wiedziała, że pomimo zmarzliny dostrzega ją. Jego usta poruszyły się nieznacznie, niestety drzwi stanowiły barierę dla dźwięku, który pozostawił po sobie jedynie obłok pary wydobywający się z ust blondyna. Po chwili Draco usiadł na odśnieżonym stopniu i zmierzwił swoje włosy, które wkomponowały się w krajobraz... Kiedy się rozstali poczuła ucisk w sercu, niepokój, że może już nigdy nie poczuć jego uścisku. Zamyślona Hermiona przyglądała się swojej zaróżowionej dłoni, która pamiętała niedawny delikatny dotyk bladej skóry Draco...
- Hermiono?! - rozmyślania dziewczyny przerwało pojawienie się pani Weasley i jej entuzjastyczna reakcja.
- Dzień dobry, Molly - przywitała się grzecznie Hermiona znikając w matczynym uścisku rudowłosej kobiety.
- A to dopiero niespodzianka?! Siadaj kochana, opowiadaj jak się czujesz. Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna? - Molly jak zwykle troskliwie zajmowała się gościem.
- Dziękuję, ale wpadłam tylko z krótką wizytą, myślałam, że zastanę Ronalda - westchnęła Hermiona.
- Kochaniutka, ależ oczywiście. Ten nieodpowiedzialny i okropny mężczyzna... - mówiła Molly, kiedy jej przerwano.
- Czyli mowa o mnie... - odezwał się głos zza pleców Hermiony, która natychmiast się obróciła.
- Oczywiście, że o tobie! - pani Weasley nie kryła irytacji. Hermiona podejrzewała, że Ron przyznał się do swoich czynów - Nie tak cię wychowywaliśmy Ronaldzie.... - Molly groziła synowi palcem zupełnie jak za dawnych szkolnych lat - Żeby robić coś takiego! I to komu? Naszej Hermionie?! - pani Weasley puściły hamulce i krzyczała i sił w płucach na swojego najmłodszego syna. W pewnej chwili zmieniła ton i zwróciła się do szatynki - Hermiono, czy ktoś z tobą przyjechał?
- Ach, tak. Draco, przywiózł mnie tutaj i pomógł wdrapać się na wzgórze - Hermiona wyjaśniła obecność obcego mężczyzny na werandzie, któremu przez kuchenne okno przyglądała się kobieta.
- Malfoy tu jest? - skrzywił się Ron.
- Tak. To on namówił mnie, żebym z tobą porozmawiała - przyznała Granger.
- Szlachetnie - warknął rudzielec - Ale niepotrzebnie przyjechałaś. To był błąd.
- Ronaldzie!! - oburzyła się Molly.
- Matko, czy możesz zostawić nas samych?! - zdenerwował się mężczyzna. Pani Weasley przez chwilę nie ruszała się z miejsca zastanawiając się czy dobrze zrobi zostawiając tak ważną sprawę w rękach syna, ale w końcu musiała dać za wygraną i wycofać się.
- Dobrze, zaniosę coś ciepłego panu Malfoy'owi, bo na tym mrozie nabawi się jakiegoś świństwa - wyjaśniła Molly. Po drodze na zewnątrz zgarnęła ciepły koc z kanapy w salonie i dwa kupki gorącej herbaty z kuchenki.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz