X. Czas na radykalne środki

1.3K 70 2
                                    

Był już środek nocy, a w całym budynku panował mrok co sugerowało, że wszyscy mieszkańcy śpią w najlepsze. Z daleka jednak można było dostrzec jedno z okien, w którym majaczyło lekkie żółtawe światło. Gabinet Draco Malfoy'a oświetlała elegancka lampka znajdująca się na biurku. Sam blondyn siedział ze szklaneczką whisky na skórzanym fotelu przy rozpalonym kominku. Cisza panująca wokoło pomagała mężczyźnie skupić się na swoich myślach. Jego postać, jakby zastygła w ruchu, była rozluźniona. Były Ślizgon zimnym wzrokiem obserwował trzaskające płomienie. Na twarzy zauważyć można było wyraz zaskoczenia, który spowodowany był aktualnymi przemyśleniami. Dzisiejszy dzień nie potoczył się tak jak przypuszczał. Prowadząc Granger do smoczycy liczył, że będzie ona przerażona, a wiecznie waleczne stworzenie zrealizuje jego niecny plan. Ku zaskoczeniu blondyna, tym razem zwierzę go zawiodło.
- Co to miało znaczyć, że Elwira nie pokazała swojej dominacji przy kolejnej osobie? - zastanawiał się Malfoy, gdyż jego smocza przyjaciółka zawsze agresywnie reagowała na nowych przybyszów, a w szczególności na kobiety. Draco starał się prowokować Elwirę swoim zachowaniem i dotykiem Granger. Wiedział, że zazwyczaj zazdrosna smoczyca podgrzewała atmosferę swym ognistym oddechem - Ale teraz przynajmniej myśli Granger skupione są na konkretnym celu, a nie na pragnieniu zakończenia swojego marnego żywota.
Draco zdawał sobie sprawę, że do tej pory jego postępowanie było dość kontrowersyjne, ale dokładnie to oznaczało, że efekty jego pracy będą zaskakujące i szybkie.
- Dobra, tymczasem, Granger czas, żebyś się podszkoliła, bo jeśli Elwira cię przypali to będę miał zszarganą opinię... - pomyślał Malfoy i odkładając szklankę wyszedł z gabinetu...

Poranek był słoneczny i Hermiona obudziła się bardzo wcześnie, jak tylko natrętne promienie słońca zaczęły razić ją w twarz. Szatynka musiała przyznać, że tej nocy spało jej się całkiem dobrze. Pierwszy raz od kiedy przebywała w tym miejscu bez ociągania wstała z łóżka i poszła wziąć prysznic. Kiedy wróciła do sypialni była tam już Pansy.
- Co tutaj robisz? - zapytała Hermiona.
- Przyszłam zabrać cię na śniadanie - odpowiedziała z uśmiechem brunetka.
- Skąd pomysł, że chcę iść? - zapytała lekko sarkastycznie szatynka.
- Wczoraj wyszłaś na cały dzień, więc pomyślałam.... - zaczęła się tłumaczyć Parkinson.
- ...że dzisiaj rzucę się w wir życia towarzyskiego? - przerwała niemiłym tonem Hermiona.
- Nie, nie myślałam tak, ale... - jąkała się Pansy, którą Hermiona od początku raniła, a ona sama opadała już z sił z walce o jej sympatię.
- Co ale?
- Co będziesz dzisiaj robiła? - zmieniła temat była Ślizgonka - Poczytasz?
- Nie mam czego... - odburknęła Granger chociaż nie ukrywała, że od bardzo dawna nie miała okazji mieś w rękach choćby najcieńszego egzemplarza książki.
- A to? Nie twoje? - zapytała Pansy podnosząc ze stolika nocnego małą książeczkę dotyczącą życia i hodowli smoków.
- Nie, nie moje.... - powiedziała powoli Hermiona zastanawiając się skąd wzięła się u niej ta książeczka. Hermiona podeszła do brunetki siedzącej na jej łóżku i wzięła z jej rąk wolumin, o którym była mowa. Po ujrzeniu okładki Granger uśmiechnęła się do siebie  - Później ją przeczytam, a teraz możemy pójść na to śniadanie.
Reakcja na słowa szatynki była natychmiastowa. Zaskoczona Pansy podskoczyła na równe nogi z radości, a jej uśmiech był tak szeroki, że gdyby nie uszy to sięgałby jej dookoła głowy.
- Ej, spokojnie to tylko śniadanie - zaznaczyła twardo Hermiona - I tylko dzisiaj!
- Oczywiście... Hermiono... - entuzjazm Parkinson nie ustawał.

- Malfoy jada z pacjentami? - zapytała Hermiona pochylając się w stronę Pansy, kiedy obie z pełnymi tacami szły do stolika w rogu sali.
- Tak, chociaż on dostaje niezłe smakołyki... - westchnęła Parkinson.
Hermiona w ciszy spożywała swój pierwszy posiłek w stołówce co wywołało duże zaciekawienie wśród pozostałych pacjentów. Całe szczęście nikt pierwszego dnia nie miał odwagi podejść do ich stolika. Być może spowodowane to było nietęgą miną szatynki. Hermiona słuchała szczebiotania Pansy, która opowiadała kto jest kim i co takiego się stało, że znajduje się  w tym miejscu. Była Gryfonka miała podzielną uwagę, z jednej strony słuchała Pansy i potakiwała jej, że rozumie, a z drugiej obserwowała blondyna pochylonego nad grubą teczką.

Malfoy zdawał sobie sprawę, że jego postać jest pod stałą obserwacją pewnego czekoladowego wzroku. Musiał przyznać, że aż takiej zmiany w postawie byłej Gryfonki się nie spodziewał. Jeden dzień, miły podarunek i wraca do świata żywych. Draco zanotował swoje obserwacje na marginesie kartoteki Hermiony Granger, którą był pochłonięty od samego ranka, kiedy to jego informator dostarczył mu efekty wywiadu środowiskowego. Może nie było to do końca legalne, ale dzięki temu oszczędził wiele czasu i nerwów. Gdyby chciał wyciągnąć z Granger wszelkie informacje standardową drogą to zapewne jego nerwy byłyby w opłakanym stanie, a sama zainteresowana jeszcze prędzej targnęłaby się na swoje życie. Jedno było pewne, Hermiona z całego serca pragnęła żyć, tylko jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, a jej otoczenie wcale jej tego nie ułatwiało. Według obserwacji detektywa kobieta tkwiła w hermetycznym środowisku, które zupełnie do niej nie pasowało, a ona z jej silnym charakterem nie mogła tak po prostu dopasować się do panujących konwenansów i etykiety.
- Czas na radykalne środki... - uśmiechnął się wrednie Malfoy, który musiał przyznać, że ten etap terapii podobał mu się najbardziej.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz