Misja, której prawie się podjął

566 52 19
                                    

Tego ranka każdy mieszkaniec siedziby korpusu zwiadowczego wyczuwał w powietrzu napiętą atmosferę. Wdarła się w zregenerowane po całonocnym odpoczynku umysły, zatruwając je niepewnym oczekiwaniem. Oczywiście, nikt nie spodziewał się, że niebezpieczeństwo pojawi się znikąd i zaatakuje wewnątrz pozornie bezpiecznych murów zamku, zagrażając życiu Ostatniej Nadziei Ludzkości.

Z uwagi na fakt, że tego dnia Jean miał dyżur obudzenia wszystkich młodych zwiadowców, Eren był już spóźniony na śniadanie i półprzytomnie wybiegł ze swojego pokoju w piwnicy, w pośpiechu zapinając pasy do sprzętu trójwymiarowego. W oddali dostrzegł dziwne zgromadzenie przed wejściem do jadalni, lecz nie przejął się tym szczególnie. Wyłapał w tłumie końską mordę, planując w myślach z której strony najlepiej obić ją na kwaśne jabłko. Doskoczył do wyższego chłopaka łapiąc go pod kołnierzem, zwracając na siebie uwagę kilkunastu par oczu.

- Jean, ty dupku, czemu do cholery- - zaczął wzurzony, kiedy przerwał mu przytłumiony, ostry ton kaprala.

- Zważaj na słowa, Jaeger.

Eren natychmiast puścił ubranie Jeana i zasalutował w kierunku, z którego usłyszał głos. Przeprosiny ugrzęzły mu w gardle, a paraliżujący sprach opanował całe ciało, gdy tylko ujrzał kaprala na kolanach, wbijającego wzrok w podłogę przed sobą.

Levi sprzątał.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, każdy wiedział jak rygorystycznie Ackerman zwracał uwagę na czystość otoczenia, w którym przebywał. Uwagę należało zwrócić na okoliczności całego zdarzenia.

Po pierwsze, to nie był dzień sprzątania. Zaledwie dwa dni wcześniej, jak z resztą co tydzień w piątki, cały oddział otrzymał listę obowiązków do wykonania przed zmierzchem, by doprowadzić zamek do stanu używalności, akceptowalny przez Levi'a. Kapral o poranku zabierał się za wykonywanie swoich własnych porządków do prefekcji, a popołudniem wybierał się na obchód siedziby. Niejednokrotnie krytykował i mieszał zwiadowców z błotem, doprowadzając ich niemal do płaczu, tym samym przyczyniając się do pogłębienia ich lęków psychicznych i powstawania koszmarów sennych, będących na równi ze wspomnieniami wypraw za mury.

Po drugie, Levi sprzątał sam. Kilka razy zdarzyło się, że kiedy Ackerman miał wyjątkowo parszywy humor, zbierał garstkę osób, które w jakiś sposób popadły i zmuszał do wykonywania niecodziennych obowiązków. Sam kapral dawał się wtedy ponieść szaleństwu porządków, w międzyczasie wyżywając nagromadzoną negatywną energię na swoich ofiarach. Nawet dowódca Erwin nie był w stanie powstrzymać szalejącego gniewu Levi'a, który, co jeszcze bardziej przerażające, z zewnątrz pozostawał ze swoim zwykle beznamiętnym wyrazem twarzy.

Po trzecie, choć kapral swoim surowym podejściem do życia sprawiał wrażenie obojętnego na otaczający go świat, mimo wszystko pilnował, by jego żołnierze pozostali w szczytowej formie. Każdy wiedział, że nie należy nigdy przeszkadzać Levi'owi w sprzątaniu, lecz w obecnej sytuacji, kiedy nadeszła pora śniadania, jadalnia była zajęta przez niego i środki czystości.

A to oznaczało brak pożywnego śniadania, niezbędnego do regeneracji sił i budowania mięśni.

- Um, kapralu? - zapytał niepewnie Eren.

Nie zauważył kiedy wyszedł przed szereg, a stojący za nim zwiadowcy wstrzymali oddech.

- Wyjść.

Jaeger zamrugał zdezorientowany, nadal nie w pełni świadomy grożącego nad nim niebezpieczeństwa. Kątem oka zarejestrował, że tuż za nim pojawiła się kolejna osoba, lecz nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Jako żołnierz, który bez wahania był przygotowany oddać swoje życie gotów walczyć w imię ojczyzny, nie mógł tak bez słowa sprzeciwu opuścić śniadania. Był głodny.

W drodze do Piekła || Ereri/RirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz