*ekhe* *ekhe* z góry przepraszam za rozdziewiczenie oczu i wyobraźni
***
Długie godziny siedzienia na grzbiecie konia z każdym przebytym dystansem dawały się coraz bardziej we znaki obolałym mięśniom Jaegera. Zdecydowanie bardziej wolał jazdę w trakcie walki. Agresywny, szaleńczy bieg, adrenalina krążąca w żyłach, wyostrzająca każdy zmysł i porwisty wiatr we włosach, którego szum przyprawiał o ból głowy. Kochał to. Kochał te uczucie całym sobą, kiedy jego jedynym celem była walka o przetrwanie i obronę ludzkości, a wszystkie decyzje podejmował niemal samodzielnie - w końcu nadal musiał słuchać podstawowych poleceń dowódców.
Teraz jednak stanowczo zbyt dużo czasu spędził na koniu maszerującym jednostajnym, powolnym rytmem, zaś jego jedynym pocieszeniem - a zarazem utrapieniem - był kapral Levi, a mianowicie jego tyły kusząco poruszające się wraz z każdym krokiem umaszczonego na czarno konia. Ackerman od samego rana nie dał im ani chwili na odpoczynek poza nielicznymi momentami na napojenie zwierząt, co zdecydowanie odczuwał Eren, nie ukrywając już skrzywionego wyrazu twarzy.
Oczywiście, w niczym to nie pomogło. Szczególnie biorąc pod uwagę, że kapral nie odwracał się do szatyna, nawet kiedy ten o coś pytał. Co więcej, zbywał go suchymi, krótkimi odpowiedziami, w żaden sposób nie ułatwiając Jaegerowi nawiązanie konwersacji. A Eren, po wielu mozolnych przemyśleniach, zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować swoją relację z kapitanem. Jednak mężczyzna po wcześniejszym zachowaniu nastolatka nie ułatwiał Jaegerowi spełnienia postawienia, wręcz odgrodził się od niego nowym, choć zdecydowanie niestabilnym murem. Jak mógłby zrobić to lepiej, skoro gdy tylko zamykał powieki, widział przed oczami szeroki uśmiech i błyszczące z podniecenia zielone oczy?
Poprzedniego dnia Eren długo zastanawiał się nad słowami generała Erwina, a kiedy w końcu zmorzył go sen, nie był on ani trochę odprężąjacy. Tak więc szatyn jechał bez słowa, skutecznie zniechęcony szorstkimi komentarzami ze strony kaprala (chociaż nie całkowicie pozbawiony nadziei), obolały, zmęczony i głodny, kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. W obecnym stanie nie zdziwił się, kiedy niemal rozdeptał na swojej klaczy Ackermana, który zdążył zatrzymać się i zsiąść z konia.
Przed nimi rociągała się szeroka na kilkanaście metrów rzeka, której dno, jak zdążył zauważyć Eren, obniżało się wraz ze zwiększającą odległością od brzegu. Do tej pory podczas wędrówki przez las widok na niebo przysłaniały korony drzew, dlatego szatyna zdziwiły ciemne, kłębiące się chmury, spomiędzy których przebijały się rażąco pomarańczowe promienie. Oczywiście, kapral Levi pozostał całkowicie niewzruszony na otaczający, niemal magiczny krajobraz.
- Rozpal ognisko i podgrzej jedzenie. Sprawdzę teren po drugiej stronie rzeki - rzucił do Erena, zanim wzbił się w powietrze za pomocą sprzętu do trójwymiarowego manewru.
Szatyn przez chwilę obserwował swojego przełożonego, dopóki ten nie zniknął pomiędzy gałęziami drzew. Z lekkim westchnieniem przywiązał konie, zanim zabrał się za zbieranie chrustu i ułożył go kilka metrów od rzeki. Temperatura powietrza była przyjemnie ciepła, dlatego zaraz po rozpaleniu ognia zdjął zieloną pelerynę, na której następnie usiadł, by otworzyć puszki z zupą. Ostatnie promienie słońca powoli znikały za linią horyzontu, kiedy wpatrywał się w spokojny prąd przyjemnie szumiącej rzeki.
...tytani chłopcze. Potrafisz pływać?
Eren zamrugał. Pytanie Hanji wbiło się w jego umysł niczym drażniąca szpilka. Oczywiście, że potrafił. Kto idąc do wojska mógłby nie? Tylko skąd kobieta wiedziała, że trafią w takie miejsce? Uklęknął na brzegu, zanurzając dłoń w chłodnej wodzie. Nie uważał, żeby denerwowanie Levi'a było dobrym pomysłem, chociaż z drugiej strony... Czy istniał lepszy sposób na zmuszenie go do rozmowy?
CZYTASZ
W drodze do Piekła || Ereri/Riren
FanficKilkurozdziałowe historie z życia Erena. Do czego może doprowadzić misja powierzona mu przez Hanji? Szczególnie jeśli dotyczy ona kapitana Levi'a. ______ Trochę smutku, trochę humoru, rozdziały są ze sobą luźno powiązane. Właściwie to jeszcze nie w...