Rozdział VII

96 4 4
                                    

Sonic przebywał w domu i grał w szachy... ze samym sobą. Najpierw wykonywał posunięcie białymi, po czym przebiegał na drugą stronę stołu i ruszał się czarnymi. Przy okazji rzucał złośliwe komentarze pod adresem "swojego przeciwnika".

 - Ha, to teraz się nie wygrzebiesz!

- Czyżby? Szach! Możesz się pożegnać z wieżą!

- A niech cię drzwi ścisną!

- Lepiej się poddaj!

- Niedoczekanie!

Jednak po kilku minutach Sonic zdał sobie sprawę, że taka gra nie ma sensu. Usiadł zrezygnowany na kanapie i westchnął:

 - Kiedy wreszcie wróci Tails? Ja dłużej nie wytrzymam sam w tym domu.

Nagle Sonic usłyszał ogromny huk. Wybiegł z domu i zobaczył, że z okolic Szmaragdowego Wybrzeża unosi się dym. Jeż czym prędzej pobiegł w tamtą stronę. W pewnym momencie usłyszał z oddali grzmoty. Zbierało się na niezłą burzę.

 - Mam nadzieję, że tam gdzie przebywa Tails jest spokojnie - pomyślał Sonic - Inaczej biedak będzie się strasznie bać.

Po chwili jeż dotarł na Szmaragdowe Wybrzeże. Plaża był opustoszała. Okoliczne palmy były kompletnie spalone. Wszędzie panowała złowroga cisza... Nagle, przed Soniciem pojawił się Infinite. W parę sekund zadał mu kilkadziesiąt ciosów, atakując z różnych stron. Zanim niebieski jeż zdążył sobie uświadomić co się dzieje, leżał już na ziemi, cały poobijany, z krwawiącym nosem i podbitymi oczami. Sonic próbował się podnieść jednak poczuł, że tajemnicza siła rzuciła nim w najbliższą skałę. Ta dziwna moc przycisnęła go do niej tak mocno, że nie mógł nawet drgnąć. Infinite podszedł do niego.

 - Infinite! Ty żyjesz?! - wydusił z siebie jeż.

 - Oczywiście - odparł szakal i zdjął swoją maskę. Sonic pierwszy raz w życiu ujrzał jego twarz. Nie wyróżniała się niczym szczególny, oprócz białej szramy na lewym oku. Poza tym tęczówka w lewym oku Infinita była niebieska, natomiast w prawym żółta - Muszę cię pozdrowić od Tailsa...

 - Co mu zrobiłeś?!

 - Ja? Ależ nic. Dał mi nawet niezłego łupnia. Jednak kiedy ukradłem mu Phantom Ruby znajdował się właśnie w łapskach Eggmana.

 - CO?! TYLKO NIE TO!!

 - Myślę, że teraz to już tylko kupa mięsa wymieszana ze złomem - kontynuował szakal.

 - Mylisz się - przerwał mu Sonic.

 - Mylę się? Jaki ty jesteś pocieszny! Może jeszcze pędzi tu z odsieczą? - mówił z ironią szakal.

 - Dokładnie tak - odpowiedział jeż i złośliwie się uśmiechnął.

Infinite wymierzył Sonicowi siarczysty policzek.

 - Dalej tak samo uważam - stwierdził jeż, jednak już bez uśmieszku. Zdał sobie sprawę, że jeśli zaraz ktoś mu nie pomoże to Infinite go wykończy.

- Dosyć tego! Moja klęska nauczyła mnie paru rzeczy. Jedną z nich jest nie wchodzenie z tobą w dyskusje! - warknął szakal i zgromadził w sobie ogromną moc - Żegnaj Sonic! Miłego topienia się!

 - Czekaj! Coś tyś powiedział?! - zapytał ze strachem w głosie jeż. Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Infinite wyrzucił go na otwarte morze, kilkadziesiąt metrów od brzegu.

I stało się! Jeden z największych koszmarów Sonica spełnił się. Jeż rozpaczliwie machał swoimi rękami i nogami, jednak to na nic się zdało. Naszemu kolczastemu przyjacielowi całe życie przeleciało przed oczami. Wiele razy był na granicy śmierci jednak nigdy tak strasznej. Jeż pogrążał się w morskiej otchłani...

Nagle, poczuł, że ktoś złapał go za rękę. To był Tails. Lisek wypłynął z nim na powierzchnię. Sonic nareszcie mógł zaczerpnąć powietrza.

 - Dzięki brachu - powiedział jeż - Super, że jesteś z powrotem.

 - Grunt to wyczucie czasu - odrzekł z uśmiechem Tails i popłynął w stronę brzegu.

Wyprawa TailsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz