Rozdział 3

6 1 0
                                    

Reszta dnia w szkole minęła mi bez większych niespodzianek. Po lekcjach wróciłam do domu, zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Wieczorem leżałam na łóżku z książką w ręku i słuchawkami w uszach, jednak tak naprawdę nie wiedziałam, co czytam, ani czego dokładnie słucham, ponieważ moje myśli uciekały w zupełnie inne miejsce, nie chcąc pozostać w szarej rzeczywistości, a utrzymać się w krainie marzeń. Moje myśli powędrowały do zielonych oczu Michała tak pięknych i niesa­mowitych, że aż wyryły piętno w mojej duszy.

–Ygh! – Wyrzuciłam z uszu słuchawki, co sprawiło, iż telefon upadł z łoskotem na podłogę razem z książką. Zerwałam się z łóżka, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. – Przestań o nim myśleć! – powiedziałam do siebie. Julita naprawdę namieszała mi w głowie, a to nie wróżyło nic dobrego.

Przeczesałam dłonią włosy, a potem schowałam głowę między ręce. Musiałam się uspokoić i zapomnieć o tym, co powiedziała przyjaciółka, bo nie mogła mieć racji. To było niedorzeczne.

Niemożliwe...

Wstałam z łóżka i poczłapałam na dół do kuchni, musiałam zrobić sobie rumianku na uspokojenie. Nim jednak weszłam do kuchni, usłyszałam głosy rodziców dobiegające z miejsca, do którego zmierzałam.

– Może powinniśmy ją wysłać do specjalisty – głos mamy był zatroskany. – Znowu ma te sny.

Kroki, szurnięcie i odpowiedź ojca:

– Nie sądzę, aby to było konieczne, przynajmniej nie na chwilę obecną. Nie ma innych objawów, może to tylko przemęczenie i stres.

Cisza. Przedłużająca się. Zbyt napięta, aby mogła być normalna.

– Boję się, że to początki takiej samej choroby, mama też na początku miała tylko sny, a potem wiesz, co się wydarzyło...

– Skoro tak uważasz, to dobrze, wyślemy Klarę do psychiatry, żeby ją zbadał – dosłyszałam zgodę ojca. – Uspokój się, kochanie, nasza córka z pewnością jest zdrowa, a ty tylko jesteś przewrażliwiona.

Serce zabiło mi mocniej w piersi, podeszło do gardła, ściskając je boleśnie. Ręce mi się spociły niemiłosiernie. Z całych sił próbowałam nie rozpłakać się.

– To są te same sny? – spytał ojciec. – Te, w których ktoś ją chce zaatakować z ciemności?

– Tak mi się wydaje, ale...

Nie słuchałam już dalej. Mój umysł zaczął się bronić i nie chciał przyswajać więcej wiadomości. Ruszyłam z powrotem na górę do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, przekręcając klucz w zamku. Nie chciałam, aby ktokolwiek tu przychodził, nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek.

Zegarek na ścianie wskazywał dwudziestą pierwszą trzydzieści. Powinnam już spać, chociaż wcale nie musiałam, ponieważ był to piątkowy wieczór, co oznaczało, iż nie musiałam jutro wcześnie wstawać. I tak bym teraz nie zasnęła, nie po tym, co usłyszałam.

Jak oni mogą mi to robić? Jak mogą sądzić, że jestem taka sama jak babcia?! Nie jestem wariatką, nie mam schizofrenii. Chyba nie mam. Tak sądzę. Nie, nie jestem chora, na pewno nie.

Chodziłam po pokoju w tę i z powrotem, nie mogąc usiąść nawet na chwilę.

Zastanawiałam się, co robić. Jak mam sobie z tym poradzić? Jak przekonać rodziców do tego, że nic się nie dzieje, że się pomylili w ocenie mojego zdrowia psychicznego? Z pewnością nie zamkną mnie w psychiatryku, nie pozwolę im na to.

Złapałam bluzę, którą zarzuciłam na fotel obrotowy, gdy przyszłam ze szkoły i założyłam go na siebie. Z szafy wygrzebałam jakieś letnie sznurowane trampki – oczywiście biorąc pod uwagę porę roku, to niezbyt odpowiednie obuwie, jednak nie miałam wyboru. Nie mogłam wyjść z pokoju, żeby wziąć inne buty. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież.

W szponach mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz