III

32 4 0
                                    

Poranne, rześkie powietrze wdzierało się do pokoju Diany. Nigdy nienawidziła wstawać, bo to równało się z kolejnym dniem i nowymi obowiązkami. Otuliła się szczelniej kołdrą i wymruczała coś pod nosem. Do jej uszu dobiegło szczekanie psa - Dracona, dwuletniego cane corso, którego kupiła chcąc mieć towarzystwo. Początkowo rodzice byli wściekli. Według nich zwierzęta oznaczały bałagan, a w ich domu nie było na to miejsca. Ostatecznie, gdy Dracon urósł i przez swój wygląd zdecydowanie odstraszał potencjalnych włamywaczy, których w Lonch było sporo, zaakceptowali go i nawet pozwalali mu leżakować na kanapie. 

Budzik zadzwonił po raz pierwszy, a Diana, mimo najszczerszych niechęci, wiedziała, że jeśli chce spokojnie zacząć dzień, musi wstać. Zrzuciła z siebie kołdrę i koc. Przetarła oczy, ziewnęła i wyciągnęła się. Burczenie jej brzucha przypomniało, że wczoraj zjadła tylko obiad. Wstając z wygodnego łóżka poczuła pierwsze chłodne uderzenie powietrza. Otuliła się szczelnie puchowym szlafrokiem i opuściła sypialnie. Na korytarzu, a dokładniej na jasnej kanapie leżał Dracon, który przyglądał się Dianie czekoladowymi oczami. 

- Ty też jesteś głodny? - zapytała go.

Pies jak na zawołanie zeskoczył z kanapy i wolnym krokiem podszedł do schodów. Diana zachichotała i poszła za nim. 

Będąc już w kuchni nasypała odmierzoną ilość suchej karmy do miski Dracona. Ten szczeknął głośno i zaczął jeść. Dla siebie Diana zagotowała dwa jajka i posmarowała razowy chleb masłem. Do czajnika wlała wodę, a herbatę nasypała do czarnego, dużego kubka.

Z gotowym śniadaniem w rękach, Diana przeniosła się do salonu. Usiadła wygodnie na jednym z foteli i włączyła telewizor. Trafiła akurat na swój ulubiony program, w którym analizowano różne kryminalne sprawy. Właśnie w takich warunkach śniadanie najbardziej jej smakowało.

- Cześć Di - przywitała się młodsza siostra Diany, zajmując miejsce na przeciwko niej.

- Cześć Berry - odpowiedziała zniesmaczona przezwiskiem, którym została obdarzona.

Berry, młodsza siostra Diany, wyglądała jak jej zupełne przeciwieństwo. Miała blond włosy, które kontrastowały z tymi starszej, niebieskie oczy i idealne usta, co najbardziej bolało Dianę, bo nawet po powiększeniu swoich nie była usatysfakcjonowana. Karnacja dziewczynki była prawie że porcelanowa, zupełnie odwrotnie niż u Diany, która była oliwkowa. Berry zdecydowanie wdała się w tatę. 

- Rodzice w domu? - zapytała Berry, choć doskonale znała odpowiedź.

- Pewnie nie - starsza wzruszyła ramionami.

- A ty gdzieś wychodzisz?

- Tylko do pracy - Diana odłożyła widelec na pusty już talerz.

- A zrobisz ze mną lekcje? - Berry popatrzyła na siostrę błagalnie.

- Wróciłam! - donośny głos matki dziewcząt rozniósł się po domu. 

Diana szybko zabrała swoje brudne naczynia i wyszła z salonu. Jej młodsza siostra przebiegła przed nią i szybko znalazła się w objęciach ukochanej matki.

- Mamo, zrobimy razem lekcje? - zapytała Berry całując policzek rodzicielki.

- Oczywiście skarbie - kobieta uśmiechnęła się czule.

Diana odłożyła naczynia do zmywarki i dyskretnie ulotniła się z kuchni, nie chcąc spotkać matki. Już prawie dochodziła do schodów, gdy nagle usłyszała oschły głos starszej kobiety.

- Witaj Diano.

- Cześć - odpowiedziała unikając kontaktu wzrokowego.

- Zjesz z nami śniadanie? - zapytała zadziwiając starsza córkę.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz