V Niespodziewane spotkania

179 14 18
                                    

Hermiona miała sporo do przemyślenia. Neville musiał to dostrzegać, bo omijał ją przez resztę dnia szerokim łukiem. A może chodziło mu o tę sprawę z Luną?

Nie doczekała się żadnych czekoladek ani kwiatów ‒ zbyt dobrze ją znał, żeby próbować przekupstwa. Była nawet zadowolona z tej ciszy, bo dzięki niej mogła całkowicie skupić się na pracy. Wystarczyło jej, że rankiem poddała się sentymentom, nieomal spóźniając się na spotkanie u Gringotta. Musiała być teraz twarda, musiała przygotować się na ostrą batalię jeśli... Jeśli właściwie co? Jeśli miała pomóc goblinom przejąć Ministerstwo? Nadal nie wiedziała, czy to jest dobry pomysł. Czy jest w jakimkolwiek stopniu lepszy niż zwycięstwo Harry'ego Pottera. Podejrzewała kto stoi za jego sukcesem politycznym, a to napawało ją czystą grozą. Nie wiedziała, kim trzeba być, żeby zbratać się z mordercą własnych rodziców.

A jednak, im dłużej rozważała kontrakt z Barnabasem tym bardziej ta opcja wydawała jej się ryzykowna. Po goblinach nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać, mieli własne zasady, wiele spraw rozumieli opacznie, kontakty z nimi wyglądały jak stąpa nie po wyjątkowo cienkim lodzie.

Ale potrzebowali funduszy - potężnego protektora, który pozwoliłby fundacji rozwinąć skrzydła. Tylko jaka miała być tego cena? Czy pomoc garstce była warta jej zapłacenia?

Mimo wszystko na wierzch wychodziły też jej niezrealizowane ambicje: gdy studiowała prawo magiczne i zakładała fundację, przyświecała jej wizja przeprowadzenia rewolucji zarówno w umysłach czarodziejów, jak i ustawodawstwie dotyczącym magicznych stworzeń i innych grup dyskryminowanych w ich świecie. Tym czasem utknęła na granicy bankructwa, bez wsparcia że strony Ministerstwa i społeczeństwa że zgrajami potrzebujących dobijający i się do jej drzwi. Czuła się wypalona i nieskuteczna, bo doba miała 24 godziny, zmieniacz czasu nie był dostępny, a ona miała zbyt wiele zleceń na swojej głowie. Neville był cudownym sekretarzem. Ale potrzebowała wsparcia śledczego, reporterskiego, kilku prawników... To wszystko mogłoby stać się możliwe dzięki pomocy Gringottów.

Kiedy koło czwartej po południu postanowiła, że wróci do domu, Neville oświadczył, że jeszcze zostanie i dokończy papierologię. Unikał jej. Ona też miała jeszcze trochę pracy, ale mogła ją wykonać na swoim starym, rozklekotanym laptopie, więc nie dyskutowała. Wolała, gdy nikt nie kręcił się wokół niej, gdy miała coś tak ważnego do przemyślenia.

Wyszła mrucząc zdawkowe "do widzenia".

Gdy schodziła po schodach, zapinając guziki fiołkowego płaszcza, ktoś znienacka złapał ją za łokieć.

Wzdrygnęła się i automatycznie wyrwała z uścisku.

‒ Co do cholery?

‒ Hermiono ‒ znajomy głos. Długie blond włosy. Wielkie, niebieskie oczy...

‒ Luna, co ty u licha wyprawiasz! Miałaś się do nas nie zbliżać, a tym czasem zdjęcia twoje i mojego...

Kobieta położyła palec na ustach i rozejrzała się zaniepokojona.

‒ Tu nie jest bezpiecznie ‒ wyszeptała.

Hermiona wywróciła oczami.

‒ Merlinie, Luna czy możesz...

Lovegood zaklęła, gdy piętro wyżej rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

‒ Przyjdź jutro na ten adres ‒ wepchnęła Hermionie do ręki karteczkę. ‒ O jakiejkolwiek porze. Będę czekać.

Potem zbiegła po schodach tak szybko, że oniemiała Hermiona nie zdążyła jej zatrzymać.

***

Mistrz - szpiegowski, polityczny, SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz