- Emmanuello, presto, samochód może w każdej chwili podjechać ! - z dołu dobiegał krzyk ciotki Giuliany przyrządzającej Carbonarę, której nie cierpiłam najbardziej na świecie.
Siedziałam w pokoju na spakowanej walizce, wpatrzona w ostatnie zdjęcie z rodzicami. Zostało zrobione 1 rok temu i kilka godzin przed tragedią, w Cortinie d'Ampezzo, gdzie spędziliśmy weekend jeżdżąc na nartach. Ubrani byliśmy w kombinezony narciarskie i wesoło na nim wyszliśmy. Niestety ta radość nie trwała długo...
W drodze powrotnej natrafiliśmy na gołoledź, która wprawiła nasz samochód w ślizganie. Mama siedząca za kierownicą próbowała hamować, ale hamulce odmówiły posłuszeństwa. Nawet koła nie chciały współpracować z kierownicą i wariowały. Była przerażona, tata trzymał emocje na wodzy i próbował ją uspokoić , a ja w tym czasie słuchałam muzyki na słuchawkach. Nagle poczułam silne uderzenie i straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero w szpitalu. Leżałam podłączona do aparatury, nie mogłam w ogóle się poruszyć. Dostrzegłam gips na lewej i prawej nodze, na klatce piersiowej, na lewym i prawym ramieniu oraz poczułam opatrunek na czole. Przy mnie nie było żadnej żywej duszy- byłam sama jak palec w tym pokoju.
Pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, było to, gdzie właściwie jestem i co się stało z rodzicami. Moją głowę zaczęły wypełniać różne scenariusze- od dobrych aż po te przysłowiowe "czarne". Bałam się zarówno tych, jak i tamtych, ponieważ wszystko mogło być prawdą.
Nagle rozwiązanie samo przyszło do mnie.
Obok mnie znalazła się mile wyglądająca pielęgniarka, która przyszła sprawdzić stan płynu w kroplówce.
- Witaj, jak się czujesz? - spytała.
- Wie pani co z moimi rodzicami? - spytałam błyskawicznie, nie zwracając uwagi na wcześniej zadane pytanie.
- Jak oni się nazywają?
- Giulia i Matteo Santelli. Powie mi pani co z nimi jest?
Spojrzała na mnie niepewnie.
- Zobaczę, co w mojej mocy, ale nie obiecuję ci, że prędko się dowiem. -Usiadła przy łóżku i pogłaskała mnie czule po głowie. - Jak ci na imię?
Nie usatysfakcjonowała mnie jej odpowiedź. Potraktowała mnie jak dziecko.
- Emmanuella, ale wszyscy mówią na mnie Emma.
- Piękne imię, iście królewskie. Też mam córkę w twoim wieku, ma na imię Violetta. Jest piękne, ale nie tak jak Twoje. Pewnie jest oczkiem w głowie swoich rodziców.
-Jestem jedynaczką, więc jest to mój przywilej. - odrzekłam chłodno i przewróciłam oczami, ponieważ interesowało mnie co innego. A każde zdanie wypowiedziane przez tą pielęgniarkę zaczęło mnie denerwować. Marnowała mój cenny czas na historię o swej córce, zamiast iść i prędko się dowiedzieć tego, o co ją poprosiłam.
- Pani wybaczy, ale obchodzi mnie teraz los rodziców, więc niech pani pójdzie i zrobi to, o co panią prosiłam. Proszę mi nie składać żadnych obietnic, liczą się dla mnie suche fakty.
Kobieta wyraźnie się obruszyła, bo nie dałam jej dojść do słowa, ale chcąc zachować spokój, sztucznie i zgryźliwie odparła :
- Pielęgniarki nie służą do wymiany informacji. Chyba pomyliłaś oddział "dziewczynko".
Wtedy do sali weszła inna pielęgniarka- w średnim wieku i szersza od tej siedzącej obok mnie.
- Emmanuella Santelli? - spytała, czytając z formularza. Skąd oni mieli moje dane? Przecież cały czas byłam nieprzytomna!

CZYTASZ
Il giudizio di Fortuna
Romance"Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu" ©RosilleTamiles, 13 grudzień 2020- _________________________________ Pierwsze rozdziały to totalna porażka, tak samo jak następne. Dno, dno i jeszcze raz dno.... Ale nie zniec...