Capitolo 2-Prime sentimenti

65 3 0
                                    

Wsiadłam do ekskluzywnego odrzutowca z wymalowaną gigantyczną literą S po bokach, wyposażonego w wytapicerowane fotele, szklane stoliki, łazienkę wysadzaną kremowym marmurem i 3 sypialnie rodem z renesansowwgo pałacu.

Ojacie, ale przepych! Wiedziałam, że są nadziani, ale nie sądziłam, że aż tak...

Czułam się nieswojo. Co prawda urzekło mnie wnętrze, ale nie aż tak, by robić ochy i achy. Czułam się jak niepasujący puzzel w tej zagmatwanej układance. Nie przypominałam nawet bogatej dziewczyny- ubrana byłam w szaroburą kurtkę z polarem, szare dresy i sneakersy, do tego na szyi miałam uwiązany wełniany bordowy szalik, a włosy miałam związane w kucyk bez ładu-byłam pospolita.

Nie pasowałam do tego otoczenia i nigdy nie będę pasować.

Lekko skrempowana usiadłam naprzeciwko szofera. Popijał ekstra drogiego szampana i przyglądał mi się uważnie.

Uniknęłam jednak patrzenia mu w oczy, bo po chwili usnęłam. Śniły mi się wspomnienia z rodzicami i zabawne momenty z mojego dzieciństwa.

Nie chciałam się obudzić. To co miałam w głowie radowało mnie bardziej niż to, co miało się rzeczywiście zadziać.

Drzemka jednak nie potrwała długo. Już po chwili poczułam szarpnięcie mojego ramienia i donośne wołanie :

- Signorina, Svegliati! Ci siamo già!

Rozciągnęłam się na fotelu, po czym niechętnie otworzyłam oczy. Stał nade mną szofer i panikował.

- O co chodzi? - ziewnęłam.

- Signorina, andiamo! Twoi dziadkowie pewnie się o ciebie niepokoją!

- Gdzie jesteśmy? - ciągle byłam nietrzeźwa i zła za przeszkodzenie mi w spaniu.

Nie czekając na odpowiedź, zostałam wyprowadzona z odrzutowca. Niósł mnie szofer i jakiś gostek w śmiesznym fraku.

Normalnie boki zrywać.

Wyglądało to na tyle żałośnie, że aż sami się zawstydzili.

Kiedy postawili mnie na ziemię, ujrzałam wielki lekko pokryty śniegiem parking znajdujący się blisko morza. Przed parkingiem znajdowała się aleja z oleandrów i cyprysów, która prowadziła do marmurowych schodów prowadzących do wielkich drewnianych drzwi ozdobionych literą S.

Nawet nie doszłam do połowy alejki, kiedy dopadły mnie ręce starszej kobiety  o śniadej cerze,  kruczoczarnych włosach z domieszką siwizny i czarnych jak węgiel oczach, odzianą w biały zimowy  strój od Christiana Diora z futrzastym kapturem i wtuliły w siebie. Była mojego wzrostu, a miałam ok. 161 cm.

Poczułam ostry zapach perfum z domieszką kardamonu i paczuli. Mało się nie udusiłam.

- Emmanuella, mia nipote, witaj w Palermo! Jestem Francesca, tua nonna ! - krzyknęła mi  entuzjastycznie ze sztucznym usmiechem do ucha, po czym wypuściła z uścisku.

Nie podzielałam jej euforii i spojrzałam na nią chłodno.

A żebyś wiedziała, nonna  , że nigdy nie pokocham ciebie i tej przeklętej Sycylii!!!

Spojrzała na mnie kwaśno.

- Mamma mia, nipote, co ty masz na sobie?! A myślałam, że w Mediolanie lepiej się ubierają, a tu takie bezguście! - rzekła ironicznie i z niesmakiem. - Beh, niente. Chodź ze mną, pokażę Ci posiadłość, ale najpierw musisz się rozgrzać.

Tak, muszę się rozgrzać. Raczej rozpalić do czerwoności moją nienawiść do was! Jest 15 stopni na dworze, a ta do mnie, żebym przyszła się rozgrzać - beka jak rzeka.

Il giudizio di FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz