Gładkie policzki wypacykowanego gogusia rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a on sam nabrał powietrza i wykrzyknął tak, że Lukrecja niemal klapnęła na tyłek z wrażenia:
- Pani Lukrecjo, czy wie pani, że jest pani zwyciężczynią loterii?
Nagle najechano na nią kamerą i zdała sobie sprawę, że świeci się jej czoło, policzki, że wygląda tak niepociągająco, że brak słów. W dodatku ta piżama... Gdyby chociaż mogła wypić kawę przed tym całym cyrkiem z omdlewającą matulą, to miałoby to może jakiś sens.
- Kucyk Pony czy jakiś przedpotopowy stary skuter? - zmrużyła oczy i spojrzała w obiektyw z nienawiścią.
W tym momencie rozległ się trzask, poleciało złote konfetti, a dwie długonogie blondynki przebrane za króliczki Playboya wniosły na ich posesję ogromny czek. Lukrecja szybko dokonała kalkulacji, a w tym czasie jej matka znowu zaczęła hiperwentylować. Liczba zer... Porażała. Od razu miała nadzieję, że te pieniądze trafią w jej ręce, ale teraz ważniejsza była matula.
- Proszę przynieść szybko wody! - wykrzyknęła - Szybko, bo mi mama zejdzie!
- Pani Soniu, już dobrze? - spytał goguś.
W końcu dziki tłum składający się z ekipy, dwóch hostess oraz gapiów trochę się rozstąpił, a jej matka po dłuższej chwili się uspokoiła. W tym czasie Lukrecja uśmiechała się najładniej jak umiała i pozowała razem z prezenterem, raz po raz dziękując, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia ani kiedy ten los wysłała ani też co to była za loteria. Niemniej obietnica wpłynięcia na konto tak pokaźnej kwoty sprawiała, że robiło jej się zarazem gorąco i zimno... Triumfowała, pierwszy raz od zawsze - te pieniądze mogły sprawić, że od tej pory to ona będzie decydowała co i dlaczego.
W końcu po całym spektaklu i sprawdzeniu stanu konta, na które zdążyła już wpłynąć odpowiednia kwota, Lukrecja postanowiła zaszaleć z mamą. Do tej pory musiała się ograniczać, jej rodzicielka także. Zamówiły taksówkę, po czym pojechały na śniadanie do jednej z najlepszych restauracji Le Blanc, aby zjeść śniadanie. Ani jedna ani druga nie przywykły do takich luksusów, a więc ubrały się w najlepsze ubrania jakie miały - Lukrecja miała na sobie krótkie futerko i czarną sukienkę oraz bordowe kozaczki, za to Sonia miała na sobie ciemną, skromną sukienkę z białym kołnierzykiem i mankietami zapinanymi na perełki.
Na początku obie nie wiedziały jak się zachować - były nieśmiałe, lekko zażenowane, wkrótce jednak zamówiły crossainty oraz kawę americano. Niespiesznie jadły, patrząc po sobie z uśmiechami.
- Co zrobisz z tymi pieniędzmi, córcia? - zapytała w końcu mama zatroskana.
- Na początek idziemy kupić dwa auta, jedno dla ciebie, a drugie dla mnie - uśmiechnęła się Lukrecja.
- A co z pracą? Nie powinnaś być w pracy?
- Pojadę jak już będę miała auto - Lukrecja już nie mogła się doczekać aż do tego dojdzie i miała nadzieję, że jej plan wypali.
Dosyć już miała cackania się z szefem, z pracą, z tym wszystkim. Wygrana otworzyła jej drzwi do życia, o którym zawsze śniła. Nie był jej już aż tak potrzebny książę - pomyślała, że skoro ma pieniądze, to będzie mogła się z nim trochę pobawić. Właśnie takie kobiety przecież lubił - majętne, a jednocześnie seksowne. Seksowna była już co prawda wcześniej, a przynajmniej sama tak uważała, teraz jedna mogła pokazać się w pełnej krasie.
Po skończonym posiłku zapłaciły kartą i udały się do salonu samochodowego - wybrały ten najbardziej luksusowy, ponieważ Lukrecja stwierdziła, że kiedy jak nie teraz, kiedy może sobie na to pozwolić? Oczywiście, ceny zwaliły je obie z nóg, ale jeszcze tego samego dnia obie były właścicielkami dwóch egzemplarzy Maserati GranCabrio. Obie miały jeszcze chęć na dalsze zakupy, jednak Lukrecji za bardzo zależało na tym, aby jeszcze tego samego dnia rzucić Louisowi w twarz pieniądze.
Po drodze do pracy wstąpiła jeszcze do butiku, gdzie zgodnie z paragonem, który zostawił jej szef zakupiła pasujące mu buty - najdroższy model, jaki znalazła, po czym kazała zapakować go w ozdobne pudełko, a za kokardę, którą zostało obwiązane włożyła dwukrotność kwoty, której zwrotu domagał się jej przełożony.
Była pewna, że jego miny nie zapomni do końca życia. Jak tylko podjechała pod budynek, zauważyła, że współpracownicy zaczęli wyglądać przez okna z zaciekawieniem. Zaparkowała, po czym wzięła pudełko i wsiadła do windy, aby dojechać na interesujące ją piętro. Przywitały ją rozentuzjazmowane uśmiechy i rozmowy, niektórzy rzucali:
- Widziałem cię w telewizji!
Było to nieco rozczarowujące. Owszem, z niektórymi z nich zamieniała czasem słowo, z kilkoma osobami raz czy dwa jadła lunch, nagle jednak wszyscy chcieli być blisko niej - powodowało to dyskomfort. Odpowiadała uśmiechem na uśmiechy, ale jej celem był gabinet Louisa. To przez niego cierpiała, to o nim myślała i to w jego oczach chciała widzieć takie błyski jak widziała u nich wszystkich - było to czyste pożądanie, nie bezpośrednio jej, ale tego, co miała za sobą, a mianowicie wielkich pieniędzy. Czy jednak to miało aż takie znaczenie? Święcie wierzyła, że pieniądze są furtką, ale kiedy Louis już przez nie przejdzie to dostrzeże prawdziwą Lukrecję i właśnie taką jaką jest pokocha.
Kiedy przekroczyła próg gabinetu siedział po prostu przed komputerem i sprawdzał raporty. Wzrok podniósł tylko na chwilę i rzekł sucho:
- Spóźniłaś się.
- Wiem, ale ja odchodzę - podeszła pewnym krokiem, po czym postawiła przed nim pudełko i uśmiechnęła się słodko: - Masz, co chciałeś. A to mały prezencik na pożegnanie. Zerknij.
Nie krępując się już niczym usiadła wygodnie w fotelu obok biurka, tym, gdzie zazwyczaj siadali interesanci. To tutaj przynosiła zazwyczaj kawę, niemal kłaniała się i odchodziła. Teraz miała w nosie czy pokaże jej drzwi czy też nie. Poczęstowała się także piórem, które wyjęła z organizera oraz czystą kartką leżącą przy kserokopiarce i na szybko napisała wypowiedzenie umowy, a następnie kiedy on w milczeniu przyglądał się butom, które kupiła podała mu przed nos.
- Serio, bo jestem chamem? - spytał zdziwiony czytając pobieżnie, po czym dodał lekko zirytowany: - Poza tym nie mogę tego wszystkiego przyjąć, skoro jestem chamem. Chodziło tylko o zwrot...
- Guzik mnie to obchodzi - ponownie się uśmiechnęła, po czym dodała, nachylając się w jego stronę: - A jak nie jesteś, to udowodnij, Louis.
Chyba go zamurowało, bo kiedy wychodziła wciąż patrzył w jej stronę z niedowierzaniem. Nie przywykł do takiego traktowania, to zazwyczaj on trzaskał drzwiami, czasami lekko straszył. Tymczasem załatwiła go jego była recepcjonistka! Mało tego za drzwiami zrobiło się bardzo głośno, więc wstał zobaczyć, co takiego się dzieje. Wszyscy jego pracownicy stali przy oknach.
- Co jest, do cholery? Wracajcie do roboty! - wrzasnął.
Zdążył zobaczyć, jak Lukrecja odjeżdża spod biura srebrnym Maserati i zaklął w duchu - z jednej strony był straszliwie podirytowany takim traktowaniem, z drugiej zaś zaczął się zastanawiać, dlaczego do tej pory nie zauważył, że ma do czynienia z taką charakterną kobietą. Czyżby relacja przełożony a pracownik tak mocno zaćmiła mu wzrok, że przegapił klejnot? Postanowił zerknąć w dokumentację. Nie wiedział czy znajdzie ją pod adresem, który wpisywała w dokumenty w chwili przyjęcia do firmy, miał jednak nadzieję, że kiedy emocje opadną, Lukrecja będzie w stanie porozmawiać z nim na spokojnie i może - kto wie? - wrócić do firmy.
CZYTASZ
Życzenia Lukrecji
RomanceLukrecja żyje nudnie i przewidywalnie, przynajmniej sama tak uważa. Jest recepcjonistką w biurze firmy consultingowej,a jedyne chwile kiedy czuje, że żyje to maratony zakupowe z przyjaciółką. Cosmopolitana traktuje jak Biblię. Wszystko zmienia się...