Kot wskoczył mu na kolana gdy ten siedział przy biurku. Znowu płakał. Wyrwał sobie kilka nie mytych od tygodnia włosów z głowy. Siedzi przed książką od matematyki i z całych sił próbuje cokolwiek zrozumieć. Dwie strony zadań do zrobienia na jutro. Boi się zapytać kogoś z klasy. Twierdzi, że go nie lubią. Nie uda mu się. Będzie siedział całą noc, przysypiając, nie zrobi nic. Nie umie się skupić. Co chwilę słyszy pukanie za oknem lub dziwny głos w głowie. Spojrzał na kota. Westchnął cicho i przytulił go do siebie. Zwierzę to było dla niego najważniejsze, jako jedyne było przy nim. Jeśli umrze jedno z nich to i drugie zginie. Ptaki zaczęły ćwierkać za oknem. Stres przejął nad nim kontrolę, ręce mu się trzęsą, łzy znowu napłynęły do oczu. Jeśli nie zrobi tych zadań to dostanie kolejną jedynkę a wtedy nie zda. Wielki zawód dla rodziców. Znowu będą krzyczeć, rzucać rzeczami i obrażać go. Zamiast pomóc. Uderzył głową o biurko. Trzynaście razy. Głos w głowie mówi mu, że zasługuje tylko na ból i cierpienie. Napisał cokolwiek w zeszycie, byle było. Przetarł oczy. Wschód słońca. Za kilka chwil w całym domu będzie można usłyszeć melodię która obudzi matkę. Chłopak zdjął kota z kolan i bezdzwięcznie udał się do kuchni. Spojrzał na zegar. Jeszcze zdąży zrobić sobie kawę. Nie opłaca się już iść spać. Wlał do kubka czarną ciecz i wrócił do pokoju. Nasypał kotu karmy do miski. Czterdzieści cztery godziny bez snu. W szkole wypije energetyka żeby się utrzymać. Niezdrowy tryb życia.
Wypił pół kubka kawy po czym zabrał losowe ubrania z krzesła. Czarne spodnie, binder, duża czarna bluza, skarpetki w awokado. Szybko podreptał do łazienki, przebrał się z piżamy i postanowił szybko umyć swoje jasno fioletowe włosy. Potem je wysuszył. W końcu zamiast tłustych pasem ma teraz świeże loki. Budzik matki zabrzmiał. Szybko zmienił jeszcze bandaże na dłoniach i wyszedł z łazienki. Idzie prosto do pokoju mijając zaspaną kobietę na korytarzu.
Szybko spakował książki do plecaka.
Ubiera jeszcze czarną zimową czapkę. Patrzy na siebie w lustrze. Wory pod oczami, brudne spodnie, bandaże na dłoniach i kolorowe plasterki na szyji. Do pokoju wchodzi matka.
- Jadłaś śniadanie?
Znowu zachciało mu się płakać. Pokiwał głową na nie. Kłamał. Szybko pożegnał się z kobietą i jak najszybciej wyszedł z domu. Ma już dość. Jest dopiero szósta rano ale idzie na przystanek bo nie chce być w domu kiedy jego matka tam jest. Wsiada do prawie pustego autobusu. Jakieś dwie dziewczyny, starszy pan i ktoś chyba ze szkoły. Tak mu się wydaje. A może wcale nikogo tam nie ma, może to tylko jego wyobraźnia. Stresuje się szkołą. Jest tam całkowicie sam. W domu ma przynajmniej kota. Jego przystanek. Wysiada. Jeszcze trochę musi przejść do szkoły. Idzie więc chodnikiem na krawędzi. Ma nadzieję, że straci równowagę i wpadnie pod samochód. Jego marzenie. Umrzeć. Z daleka widzi budynek szkoły. Przeraża go ten widok. Wchodzi do środka i idzie pod swoją salę. Chowa ręce w rękawach bluzy. Nikt nie musi wiedzieć. Po godzinie cała klasa stoi pod salą. Nauczyciel od matematyki otwiera drzwi od sali.
